Pak 36
1 r
5
Działo 3,7 PaK 36 - wierny towarzysz broni
Podczas wojen żołnierze często przywiązują się do swoich broni, wierzchowców i pojazdów. Zapewniają one zwycięstwa, ratują życie i są towarzyszami żołnierskiej niedoli. Nic zatem dziwnego, że budzą sentymenty.
Wiele jest relacji, w których żołnierze wspominają swoje przywiązanie do koni, pistoletów, czołgów, okrętów czy samolotów. Interesującą relację przedstawił w tym kontekście służący w Wehrmachcie Gottlob Herbert Bidermann, który opisał przywiązanie swoje i swoich kompanów… do działa przeciwpancernego 3,7 cm PaK 36. Towarzyszyło ono Bidermannowi i jego kompanom w wielu trudnych starciach frontu wschodniego. Dlatego też było im przykro gdy w kwietniu 1942 r. musieli przekazać swojego „paka” innej załodze. Tak pisał on tym Bidermann w swoich wspomnieniach:
„W kwietniu zostaliśmy zluzowani. Kompania zdała stanowiska w fabryce, na ‘Lodołamaczu’ i ‘Koniku Polnym’. Zaczęliśmy przygotowania do przekazania naszego stanowiska ogniowego obsłudze działa [3,7 cm PaK 36] z siostrzanego pułku. Po zabraniu oporządzania i broni strzeleckiej i po załadowaniu ich na furmankę, ruszyliśmy w kierunku Sarygołu.
Opuszczając dotychczasowe pozycje mieliśmy wrażenie, jakbyśmy zostawiali wrogowi część samych siebie. Nasze działko służyło nam wiernie przez długie miesiące, gdy ciągnęliśmy je w pyle i spiekocie Ukrainy. W zaciekłych bojach, kiedy desperacko polegaliśmy na jego efektywności w walkach ze szturmującymi siłami przeciwnika, nigdy nas nie zawiodło. Było naszym wiernym towarzyszem w błocie, śniegu i lodzie podczas zimowych walk pod Sewastopolem i Teodozją. Poświęciliśmy niezliczone godziny na czyszczenie i polerowanie niskiej, podwójnej tarczy ochronnej i długiego łoża. Na lufie czy łożu nigdzie nie było najmniejszego śladu rdzy. Działko miało kilka głębokich blizn, odwiecznych ran wojny, które starannie zaspawano, zaś prawa części tarczy, w którą trafił niejeden odłamek, została załatana nitowaną płytą przez speców z kompanii remontowej. Kilka białych pasków, namalowanych wokół lufy, wskazywało na równą im ilość czołgów ustrzelonych przez działko.
Sierżantowi dowodzącemu nową obsługą udzieliłem szczegółowych informacji dotyczących konserwacji broni. Osłony zamka i wylotu lufy powinny zawsze pozostawać na miejscu, nawet na najbardziej wysuniętych stanowiskach, aby chronić delikatne mechanizmy przed pyłem i wilgocią. Dni stawały się coraz cieplejsze, ale noce nadal były chłodne i w celu zapobiegnięcia gromadzeniu się pary wodnej w lufie należało na noc zdjąć osłonę zamka i pozostawić go w pozycji otwartej.”
Fragment książki: Gottlob Herbert Bidermann, „W śmiertelnym boju”.
Fotografia: żołnierze niemieccy z działem 3,7 cm PaK 36 podczas zajmowania Grodna w lipcu 1941 roku. Źródło: NAC.
Podczas wojen żołnierze często przywiązują się do swoich broni, wierzchowców i pojazdów. Zapewniają one zwycięstwa, ratują życie i są towarzyszami żołnierskiej niedoli. Nic zatem dziwnego, że budzą sentymenty.
Wiele jest relacji, w których żołnierze wspominają swoje przywiązanie do koni, pistoletów, czołgów, okrętów czy samolotów. Interesującą relację przedstawił w tym kontekście służący w Wehrmachcie Gottlob Herbert Bidermann, który opisał przywiązanie swoje i swoich kompanów… do działa przeciwpancernego 3,7 cm PaK 36. Towarzyszyło ono Bidermannowi i jego kompanom w wielu trudnych starciach frontu wschodniego. Dlatego też było im przykro gdy w kwietniu 1942 r. musieli przekazać swojego „paka” innej załodze. Tak pisał on tym Bidermann w swoich wspomnieniach:
„W kwietniu zostaliśmy zluzowani. Kompania zdała stanowiska w fabryce, na ‘Lodołamaczu’ i ‘Koniku Polnym’. Zaczęliśmy przygotowania do przekazania naszego stanowiska ogniowego obsłudze działa [3,7 cm PaK 36] z siostrzanego pułku. Po zabraniu oporządzania i broni strzeleckiej i po załadowaniu ich na furmankę, ruszyliśmy w kierunku Sarygołu.
Opuszczając dotychczasowe pozycje mieliśmy wrażenie, jakbyśmy zostawiali wrogowi część samych siebie. Nasze działko służyło nam wiernie przez długie miesiące, gdy ciągnęliśmy je w pyle i spiekocie Ukrainy. W zaciekłych bojach, kiedy desperacko polegaliśmy na jego efektywności w walkach ze szturmującymi siłami przeciwnika, nigdy nas nie zawiodło. Było naszym wiernym towarzyszem w błocie, śniegu i lodzie podczas zimowych walk pod Sewastopolem i Teodozją. Poświęciliśmy niezliczone godziny na czyszczenie i polerowanie niskiej, podwójnej tarczy ochronnej i długiego łoża. Na lufie czy łożu nigdzie nie było najmniejszego śladu rdzy. Działko miało kilka głębokich blizn, odwiecznych ran wojny, które starannie zaspawano, zaś prawa części tarczy, w którą trafił niejeden odłamek, została załatana nitowaną płytą przez speców z kompanii remontowej. Kilka białych pasków, namalowanych wokół lufy, wskazywało na równą im ilość czołgów ustrzelonych przez działko.
Sierżantowi dowodzącemu nową obsługą udzieliłem szczegółowych informacji dotyczących konserwacji broni. Osłony zamka i wylotu lufy powinny zawsze pozostawać na miejscu, nawet na najbardziej wysuniętych stanowiskach, aby chronić delikatne mechanizmy przed pyłem i wilgocią. Dni stawały się coraz cieplejsze, ale noce nadal były chłodne i w celu zapobiegnięcia gromadzeniu się pary wodnej w lufie należało na noc zdjąć osłonę zamka i pozostawić go w pozycji otwartej.”
Fragment książki: Gottlob Herbert Bidermann, „W śmiertelnym boju”.
Fotografia: żołnierze niemieccy z działem 3,7 cm PaK 36 podczas zajmowania Grodna w lipcu 1941 roku. Źródło: NAC.