Kupno mieszkania od komornika
1 r
688
Jako, że pasty o patologicznym wynajmie cieszą się popularnością, opowiem wam moją historię kupna mieszkania.
Mieszkanie kupiłem na licytacji komorniczej w 2014 r. gdzieś koło października. Dlaczego licytacja komornicza? W tamtym czasie wynajmowaliśmy z moją żoną i dzieckiem, tylko ja pracowałem, żona jeszcze kończyła się kształcić. Kredytu hipotecznego byśmy nie dostali, więc podjąłem (patriarchat) decyzję, że wracamy do rodzinnego miasta, kupujemy jakiekolwiek mieszkanie i jak już żona zacznie pracować, to wtedy wrócimy do dużego miasta. W tamtym czasie czułem, że pomimo, że nieźle zarabiam, zaczynamy pomału tonąć. Gdzieś co jakiś czas brakowało paru groszy i trzeba było podbierać z oszczędności. Więc stąd decyzja. Oszczędności mieliśmy coś 30k, czyli albo wkład w dużym mieście, albo połowa kasy na mieszkanie w rodzinnym mieście jeśli mieszkanie od komornika.
Znalazłem ogłoszenie o licytacji. Fajne mieszkanie, 2 pokoje plus kuchnia, fajna lokalizacja. Zagadałem ze znajomym ze służb mundurowych, co i jak jeśli kupię, czy mogę wejść, itd. Usłyszałem, że skoro mieszkanie jest moje, to mogę wchodzić jak i kiedy chcę, policja może jedynie grzecznie poprosić o opuszczenie, żebym nie robił awantur itd. Znajomy komornik mi powiedział, że 99% przypadków to biedota albo alkoholicy są licytowani. Biedota pójdzie bez problemu jak im wynajmę jakieś mieszkanie na parę miesięcy, a alkoholicy za parę złotych do ręki wyjdą z mieszkania od razu. Wspomniał też o 1%, że to są trudne przypadki, ale to rzadkość… Tak, i zgadnijcie na których ja trafiłem…
Znalazłem ogłoszenie o licytacji. Fajne mieszkanie, 2 pokoje plus kuchnia, fajna lokalizacja. Zagadałem ze znajomym ze służb mundurowych, co i jak jeśli kupię, czy mogę wejść, itd. Usłyszałem, że skoro mieszkanie jest moje, to mogę wchodzić jak i kiedy chcę, policja może jedynie grzecznie poprosić o opuszczenie, żebym nie robił awantur itd. Znajomy komornik mi powiedział, że 99% przypadków to biedota albo alkoholicy są licytowani. Biedota pójdzie bez problemu jak im wynajmę jakieś mieszkanie na parę miesięcy, a alkoholicy za parę złotych do ręki wyjdą z mieszkania od razu. Wspomniał też o 1%, że to są trudne przypadki, ale to rzadkość… Tak, i zgadnijcie na których ja trafiłem…
Tak więc kupiłem mieszkanie. Przysądzenie, papier do łapy. Zlicytowane babka na emeryturze i jej dorosła nie pracująca córka. Pod koniec grudnia poszedłem, chciałem pogadać co i jak. Nie otworzyły. Wrzuciłem przez uchylone okno wizytówkę, z prośbą o kontakt jako nowy właściciel. Chciałem się dogadać jak z ludźmi, pomóc w przeprowadzce (miałem możliwość załatwić busa itd.)
Zero odzewu. W styczniu wszedłem do swojego mieszkania. Trochę z drzwiami, ale to już stare drzwi były, i same się otworzyły. Tak było, nie zmyślam.
Zero odzewu. W styczniu wszedłem do swojego mieszkania. Trochę z drzwiami, ale to już stare drzwi były, i same się otworzyły. Tak było, nie zmyślam.
W mieszkaniu grzecznie się przywitałem, poinformowałem o celu wizyty i zapytałem, czy możemy porozmawiać. Nie mogliśmy. Córka już dzwoniła z płaczem i przerażeniem, że do ich mieszkania ktoś się włamał, chodzi za nimi i chce je zabić. Jak się domyślacie, po 3 minutach pod klatkę podjechały na bombach dwa busy i się wysypało dużo chłopa. Ale posprawdzali, pokazałem papiery, poprosili, żebym opuścił mieszkanie, żeby nie robić awantur. Ja przekazałem paniom ponownie prośbę o kontakt i wyszedłem.
Jako, że staram się uczyć na błędach, to na następny raz zanim wszedłem do mieszkania, to zadzwoniłem na komendę z informacją, że będę „wchodził” do swojego mieszkania, podałem adres. Oczywiście każdą swoją wizytę nagrywałem na dyktafon, żeby nie było potem, że komuś groziłem czy coś.
Jako, że staram się uczyć na błędach, to na następny raz zanim wszedłem do mieszkania, to zadzwoniłem na komendę z informacją, że będę „wchodził” do swojego mieszkania, podałem adres. Oczywiście każdą swoją wizytę nagrywałem na dyktafon, żeby nie było potem, że komuś groziłem czy coś.
Ponownie wizytowałem w swoim mieszkaniu w połowie lutego. Znowu drzwi ustąpiły pod lekkim naporem (sam później założyłem stalowe), policja podjechała kulturalnie, na spokojnie, nie uwierzyli za bardzo w histerię córki. Matka nie bardzo chciała rozmawiać, a raczej nie mogła, bo była pod bardzo dużym wpływem córki – o tym później.
Niestety nic nie wskórałem. Jako, że mieszkanie było moje, miałem już prawomocne przysądzenie, opłacałem też rachunki za to mieszkanie. I teraz sobie wyobraźcie. Pracuję sam, wynajmuję mieszkanie, żona kończy kształcenie. Brakuje pomału kasy, a tu do tego doszły kolejne comiesięczne opłaty – czynsz, rata (miałem połowę kasy, drugą połowę wziąłem kredyt gotówkowy), prąd i gaz. Myślałem, że pójdzie sprawnie, a tu nie idzie sprawnie. Zaczynałem panikować. Żona moją patriarchalną decyzję i mnie komentowała odpowiednio do sytuacji.
Niestety nic nie wskórałem. Jako, że mieszkanie było moje, miałem już prawomocne przysądzenie, opłacałem też rachunki za to mieszkanie. I teraz sobie wyobraźcie. Pracuję sam, wynajmuję mieszkanie, żona kończy kształcenie. Brakuje pomału kasy, a tu do tego doszły kolejne comiesięczne opłaty – czynsz, rata (miałem połowę kasy, drugą połowę wziąłem kredyt gotówkowy), prąd i gaz. Myślałem, że pójdzie sprawnie, a tu nie idzie sprawnie. Zaczynałem panikować. Żona moją patriarchalną decyzję i mnie komentowała odpowiednio do sytuacji.
Jedną z moich decyzji było przepisanie umów prądu i gazu na siebie, i zlikwidowanie liczników. Z gazem jakoś poszło, do tego poinformowałem obie instytucje, że mieszkanie jest moje i tylko moje i nie wyrażam zgody na podpisywanie umów na tym adresie przez kogokolwiek. W gazie zaakceptowali. W prądzie pokazali mi faka. W skrócie – to, że ty nie chcesz mieć tam prądu nas wali, ale osoby tam mieszkające prąd chcą mieć, więc z nimi podpisaliśmy umowę. Dokument dotyczący praw do lokalu mieszkańcy mieli sprzed ponad 10 lat. Więc moje pismo do nich, z kopią przysądzenia itd. mieli w dupie. Tym sposobem panie gazu nie miały, ale prąd owszem.
Później jeszcze byłem kilkukrotnie w mieszkaniu, ale za każdym razem było to samo. Krzyki córki, dzwonienie na policję (policja zawsze wcześniej wiedziała, że będę wchodził), brak jakiejkolwiek rozmowy. Tzn rozmowy były. Jakieś składane przez matkę obietnice, że szukają, że potrzebują trochę czasu. Więc końcem marca w czasie dłuższej, bo chyba 2 minutowej rozmowy ustaliliśmy miesiąc.
Jednocześnie dopytywałem w UM o mieszkania socjalne, ale kolejki długie, więc nie ma szans.
Początkiem maja (minął ustalony miesiąc z hakiem), poszedłem do mieszkania. Znowu córka krzyki itd., matka mi przekazała, że nic nie znalazły. Byłem już naprawdę zdesperowany. Od ponad pół roku płacę sporo kasy za coś, z czego nie mogę korzystać. Więc poinformowałem, że się wprowadzam, i jednocześnie zaczynam remont.
Później jeszcze byłem kilkukrotnie w mieszkaniu, ale za każdym razem było to samo. Krzyki córki, dzwonienie na policję (policja zawsze wcześniej wiedziała, że będę wchodził), brak jakiejkolwiek rozmowy. Tzn rozmowy były. Jakieś składane przez matkę obietnice, że szukają, że potrzebują trochę czasu. Więc końcem marca w czasie dłuższej, bo chyba 2 minutowej rozmowy ustaliliśmy miesiąc.
Jednocześnie dopytywałem w UM o mieszkania socjalne, ale kolejki długie, więc nie ma szans.
Początkiem maja (minął ustalony miesiąc z hakiem), poszedłem do mieszkania. Znowu córka krzyki itd., matka mi przekazała, że nic nie znalazły. Byłem już naprawdę zdesperowany. Od ponad pół roku płacę sporo kasy za coś, z czego nie mogę korzystać. Więc poinformowałem, że się wprowadzam, i jednocześnie zaczynam remont.
Ja zająłem mały pokój, panie duży. Przyniosłem swoje rzeczy, wyniosłem wszystko co ich do dużego pokoju, założyłem skobel na drzwi. Policja standardowo była, poprosili o opuszczenie, ale odmówiłem. I tak sobie zaczęliśmy razem mieszkać. Znalazłem kilka mieszkań i pokojów do wynajęcia, ale nic im nie pasowało. Generalnie to rozmowy były coś w stylu – próba dogadania się z matką, gdy obok drze mordę coś w stylu bezrobotnej Karyny i za wszelką ceną rozmawiać matce nie pozwala. Siłą matkę wciągała do pokoju, i własnym ciałem zastawiała wejście. Jej odsunąć nie mogłem, bo byłaby to napaść.
Dodatkowo rozpocząłem obiecany remont, troszkę w łazience przygotowałem, wannę zlikwidowałem, umywalkę, płytek nie było, ale na podłodze przegnite linoleum – fuj. Zlikwidowałem szacht pomiędzy łazienką a przedpokojem. W kuchni płytki odpadały, skułem, kuchnię i łazienkę ogólnie wybebeszyłem, żeby móc potem wejść już na puste i zacząć szybki remont do wprowadzenia się. Do tego zabrałem drzwi wejściowe do naprawy, bo były w kiepskim stanie, ale ta naprawa to trwała kilka miesięcy. W sumie to trwała do momentu wprowadzenia mnie na mieszkanie przez komornika. Dobrzy fachowcy mają naprawdę długie terminy.
Okno balkonowe w dużym pokoju wymagało naprawy, więc je zabrałem do fachowca, ale w przeciwieństwie do drzwi, poszło błyskawicznie, bo w tydzień zamontowałem z powrotem. Maj na parterze bywa ciepły.
Dodatkowo rozpocząłem obiecany remont, troszkę w łazience przygotowałem, wannę zlikwidowałem, umywalkę, płytek nie było, ale na podłodze przegnite linoleum – fuj. Zlikwidowałem szacht pomiędzy łazienką a przedpokojem. W kuchni płytki odpadały, skułem, kuchnię i łazienkę ogólnie wybebeszyłem, żeby móc potem wejść już na puste i zacząć szybki remont do wprowadzenia się. Do tego zabrałem drzwi wejściowe do naprawy, bo były w kiepskim stanie, ale ta naprawa to trwała kilka miesięcy. W sumie to trwała do momentu wprowadzenia mnie na mieszkanie przez komornika. Dobrzy fachowcy mają naprawdę długie terminy.
Okno balkonowe w dużym pokoju wymagało naprawy, więc je zabrałem do fachowca, ale w przeciwieństwie do drzwi, poszło błyskawicznie, bo w tydzień zamontowałem z powrotem. Maj na parterze bywa ciepły.
Po kilku dniach stwierdziłem, że wspólne mieszkanie bardziej mi się nie podoba niż im. Człowiek to takie bydlę, że do wszystkiego się przyzwyczai, kwestia czasu. Ale ja gdzieś musiałem też zarabiać i na to mieszkanie i na to wynajmowane. Więc opuściłem wygodny kurwidołek. Drzwi do małego pokoju zamknąłem na skobel i kłódkę. Zacząłem kopać i grzebać, co z tym fantem zrobić. Zadzwoniłem do znajomego komornika. Jak usłyszał historię, to powiedział, że to jest ten 1% i dodatkowo moja sytuacja to idealny opis do książek prawniczych.
Jeśli chodzi o eksmisję komorniczą, to jak zapewne obiło wam się o uszy, eksmisja jest do lokalu socjalnego, gdzie jak wspomniałem wcześniej, miasto wolnych lokali nie ma. Więc dlatego próbowałem to załatwić polubownie.
Ale co się okazało – nie każdy lokator ma prawo do lokalu socjalnego! Jeśli jest matka z dziećmi, niepełnosprawni, emeryci renciści itd. – oni mają prawo. Wspomniałem, że matka była emerytką. Ale, emeryt nie podlega temu prawu, jeśli z własnej winy utracił swoje mieszkanie – tu matka nie opłacała czynszu i rat hipoteki - córka lat 40 nie pracowała, emerytura była niska, więc wzięły hipotekę. I skoro nie opłacała, to z własnej winy utraciła mieszkanie, i nie ma prawa do lokalu socjalnego! Więc wystarczy, że zapewnię im lokal zastępczy – jakikolwiek, nawet pokój w hotelu robotniczym itp. I komornik jest tam eksmituje. Więc złożyłem u komornika wniosek o eksmisję (znowu wybuliłem chyba niecałe 4 k), i czekałem. Tak w ogóle to kiedyś jak jeszcze żył mąż od matki, to finansowo mieli nieźle – podobno jakiś sklepik, garaż itd. Ale jak zmarł, a córce się nie chciało robić, to stopniowo wszystko poszło w pizdu.
Komornik rozpoczął procedurę, wezwał je do opuszczenia mieszkania, to wszystko trwało w sumie parę miesięcy. Eksmisja została wyznaczona na połowę sierpnia. Wieczorem dzień przed eksmisją sąsiad mi dzwoni, że się wyprowadzają. Cała klatka mi kibicowała, bo panie były oględnie mówiąc zdrowo pierdolnięte – potrafiły wzywać policję bo dzieci się bawiły przed klatką i im było za głośno. A panie wyprowadzić się wcześniej nie chciały, ponieważ były święcie przekonane, że właśnie matce jako emerytce mieszkanie socjalne się należy i koniec.
I nadszedł ten dzień.
Jeśli chodzi o eksmisję komorniczą, to jak zapewne obiło wam się o uszy, eksmisja jest do lokalu socjalnego, gdzie jak wspomniałem wcześniej, miasto wolnych lokali nie ma. Więc dlatego próbowałem to załatwić polubownie.
Ale co się okazało – nie każdy lokator ma prawo do lokalu socjalnego! Jeśli jest matka z dziećmi, niepełnosprawni, emeryci renciści itd. – oni mają prawo. Wspomniałem, że matka była emerytką. Ale, emeryt nie podlega temu prawu, jeśli z własnej winy utracił swoje mieszkanie – tu matka nie opłacała czynszu i rat hipoteki - córka lat 40 nie pracowała, emerytura była niska, więc wzięły hipotekę. I skoro nie opłacała, to z własnej winy utraciła mieszkanie, i nie ma prawa do lokalu socjalnego! Więc wystarczy, że zapewnię im lokal zastępczy – jakikolwiek, nawet pokój w hotelu robotniczym itp. I komornik jest tam eksmituje. Więc złożyłem u komornika wniosek o eksmisję (znowu wybuliłem chyba niecałe 4 k), i czekałem. Tak w ogóle to kiedyś jak jeszcze żył mąż od matki, to finansowo mieli nieźle – podobno jakiś sklepik, garaż itd. Ale jak zmarł, a córce się nie chciało robić, to stopniowo wszystko poszło w pizdu.
Komornik rozpoczął procedurę, wezwał je do opuszczenia mieszkania, to wszystko trwało w sumie parę miesięcy. Eksmisja została wyznaczona na połowę sierpnia. Wieczorem dzień przed eksmisją sąsiad mi dzwoni, że się wyprowadzają. Cała klatka mi kibicowała, bo panie były oględnie mówiąc zdrowo pierdolnięte – potrafiły wzywać policję bo dzieci się bawiły przed klatką i im było za głośno. A panie wyprowadzić się wcześniej nie chciały, ponieważ były święcie przekonane, że właśnie matce jako emerytce mieszkanie socjalne się należy i koniec.
I nadszedł ten dzień.
09:00 rano, wchodzimy z komornikiem, mieszkanie opuszczone, wprowadził mnie w stan posiadania. Papierki, i zostałem na swoim. Kurwa, jakie to jest uczucie, jak w końcu w wieku 33 lat miałem swoje mieszkanie, mogłem zapewnić dach nad głową mojej rodzinie. Byłem gotów iść siedzieć jakbym musiał być bardziej stanowczy, ale moja rodzina mieli mieć gdzie mieszkać. Pobiegłem po drzwi (te z naprawy), co za dziwny zbieg okoliczności, że akurat były gotowe, zamontowałem nowy zamek.
Pojechałem 250 km po ojca, pomógł mi przy remoncie. Wszystko robiliśmy sami, najtańsze materiały, byleby jakoś zrobić, w sumie kolejne ponad 20 k długu. Ale udało się, w połowie października się wprowadziliśmy. .. I tak na uboczu, matiz to zajebiste auto.
Pojechałem 250 km po ojca, pomógł mi przy remoncie. Wszystko robiliśmy sami, najtańsze materiały, byleby jakoś zrobić, w sumie kolejne ponad 20 k długu. Ale udało się, w połowie października się wprowadziliśmy. .. I tak na uboczu, matiz to zajebiste auto.
Sądzicie, że to koniec? Taki chuj jak słonia nos.
W skrócie mówiąc, dostałem wezwanie do płokułatuły. Zarzuty karne o naruszenie miru domowego i jakiś tam jeszcze. Ta sprytna córcia poleciała i złożyła zawiadomienie o przestępstwie, z urzędu wszczęte postępowanie, sprawa karna. Na marginesie – wtedy było głośno o czyścicielach kamienic, i w całej Polsce przy przykaz, że należy takie sytuacje tępić z całą stanowczością. Więc bujałem się po sądach parę lat. Jednocześnie próbowałem panie wymeldować z mojego mieszkania, co też nie było łatwe.
Kiedyś nawet przyszła do mnie babka, i od słowa do słowa, bo te panie u niej właśnie wynajmują, od 01.08 miały już podpisaną umowę ( a wyprowadziły się wieczorem w połowie sierpnia dzień przed eksmisją). No i że te panie nie chcą się teraz wyprowadzić, i co ona ma zrobić. A adres zameldowania i akt własności mieszkania podały na moim adresie. Posługiwały się dokumentami sprzed 10 lat, że mieszkanie jest ich, i tu są zameldowane.
Jeśli chodzi o sprawę karną, są umorzył warunkowo postępowanie z zastrzeżeniem, że przez rok nie mogę robić podobnych rzeczy. Odwołały się, poszło wyżej, wyrok podtrzymany, więc nie zostałem ukarany.
Panie składały zażalenia i donosy na komornika że złamał prawo je eksmitując, na sąd że jest stronniczy, na stenografistkę że źle zapisuje, że prokurator sfałszowała ich zeznania, na policję że przyjmowali ode mnie łapówki zamiast działać, i na każdego na kogo mogły. Mnie opisały jako bandytę wymuszającego w ten sposób mieszkania, żeby je sprzedać z zyskiem, a policji i komornikom się opłacam, i to w ogóle jest grupa przestępcza, podawały nawet nazwiska ludzi z mojej bandy.
Kiedyś nawet przyszła do mnie babka, i od słowa do słowa, bo te panie u niej właśnie wynajmują, od 01.08 miały już podpisaną umowę ( a wyprowadziły się wieczorem w połowie sierpnia dzień przed eksmisją). No i że te panie nie chcą się teraz wyprowadzić, i co ona ma zrobić. A adres zameldowania i akt własności mieszkania podały na moim adresie. Posługiwały się dokumentami sprzed 10 lat, że mieszkanie jest ich, i tu są zameldowane.
Jeśli chodzi o sprawę karną, są umorzył warunkowo postępowanie z zastrzeżeniem, że przez rok nie mogę robić podobnych rzeczy. Odwołały się, poszło wyżej, wyrok podtrzymany, więc nie zostałem ukarany.
Panie składały zażalenia i donosy na komornika że złamał prawo je eksmitując, na sąd że jest stronniczy, na stenografistkę że źle zapisuje, że prokurator sfałszowała ich zeznania, na policję że przyjmowali ode mnie łapówki zamiast działać, i na każdego na kogo mogły. Mnie opisały jako bandytę wymuszającego w ten sposób mieszkania, żeby je sprzedać z zyskiem, a policji i komornikom się opłacam, i to w ogóle jest grupa przestępcza, podawały nawet nazwiska ludzi z mojej bandy.
Wymeldowanie w końcu też się udało, bo panie składały w urzędzie pisma, że ja mieszkanie od nich wymusiłem, i że w sądzie toczy się sprawa karna przeciwko mnie.
Ogólnie całość zakończyła się jakoś 3 lata od momentu kiedy zamknąłem mieszkanie na własny klucz. Jeśli chodzi o poprzednie lokatorki – same do tego doprowadziły – i tak ktoś by kupił to mieszkanie. A jak komuś, kto ma 40 lat nie chce się iść do pracy i żeruje na matce, to tym bardziej mi ich nie żal. A w ogóle to okazało się, że córka ma pojebane w głowie, schizofrenia i to dość mocna, nie leczona, matka całkowicie pod wpływem córki. Nawet w sądzie córka potrafiła krzyczeć na sąd, zatykać matce usta, żeby ta nic nie mówiła. Sąd poprosił o pomoc biegłego psychologa, który z nami siedział na rozprawach xD.
Czy zrobiłem dobrze? Niech każdy oceni sam. Chciałem zapewnić swojej rodzinie mieszkanie. Nie spodziewałem się tylu problemów. Finansowo wyszło podobnie jakbym kupił na rynku, ale na rynkowe mieszkanie nie dostałbym aż tyle kredytu (remont poszedł z kart kredytowych, coś od rodziny itd.) Więc wg mnie wybrałem najlepszą możliwą opcję. A ten mega długi tekst niech będzie dla was przestrogą. Przemyślcie, w co się pchacie.
Dzięki za przeczytanie. Wypierdalam
Ogólnie całość zakończyła się jakoś 3 lata od momentu kiedy zamknąłem mieszkanie na własny klucz. Jeśli chodzi o poprzednie lokatorki – same do tego doprowadziły – i tak ktoś by kupił to mieszkanie. A jak komuś, kto ma 40 lat nie chce się iść do pracy i żeruje na matce, to tym bardziej mi ich nie żal. A w ogóle to okazało się, że córka ma pojebane w głowie, schizofrenia i to dość mocna, nie leczona, matka całkowicie pod wpływem córki. Nawet w sądzie córka potrafiła krzyczeć na sąd, zatykać matce usta, żeby ta nic nie mówiła. Sąd poprosił o pomoc biegłego psychologa, który z nami siedział na rozprawach xD.
Czy zrobiłem dobrze? Niech każdy oceni sam. Chciałem zapewnić swojej rodzinie mieszkanie. Nie spodziewałem się tylu problemów. Finansowo wyszło podobnie jakbym kupił na rynku, ale na rynkowe mieszkanie nie dostałbym aż tyle kredytu (remont poszedł z kart kredytowych, coś od rodziny itd.) Więc wg mnie wybrałem najlepszą możliwą opcję. A ten mega długi tekst niech będzie dla was przestrogą. Przemyślcie, w co się pchacie.
Dzięki za przeczytanie. Wypierdalam