Krótka historia z hospicjum
Dyskusje ogólne
1 r
536
Hej Dzidki. Dzisiaj Wam opowiem krótką historię o tym jak zmieniłem postrzeganie o życiu.
Miesiąc temu miałem urlop, dwa tygodnie. I zwyczajnie chciałem go dobrze wykorzystać, coś zrobić. Coś nietypowego. Zapisałem się do lokalnego hospicjum onkologicznego dla dzieci jako wolontariusz. Wziąłem starszego lapka z wormsami armagedon, i przez cały tydzień chodzilem do tych dzieciaków i dawałem im jak mogłem trochę radości/swojego czasu. Pielęgniarki i cała obsada była radosna. Naprawdę się starali. Widać że robili wszystko aby te ostatnie dni /miesiące te dzieci spędziły radośnie. Ja postanowiłem z nimi grać i bawić się tym co jako dziecko dawało mi radość -bierki, pchełki, karty, chinczyk itd. akurat na strychu miałem jeszcze kilka planszowek. Radości tych dzieciaków to było coś czego nie kupicie. Te łzy radości. To było tak budujące, że oni Ci dziękują że ktoś spędza z nimi czas że wracajac codziennie do domu miałem kurwa szklanki w oczach. Nie byłem w stanie zrozumieć czemu takie małe istoty mają już tak ciężko na starcie. Są dziećmi które niebawem umrą.
Ale te dzieci uświadomiły mi jedna rzecz. Nie bały się śmierci. Cieszyły się z życia... Taki jeden chłopczyk który ma raka mózgu (lekarze zakładają że 2023 to ostatni jego rok) był już bardzo słaby, ale był radosny i szczęśliwy że żyje kolejny dzień... że ja zwyczajnie tego nie byłem wstanie pojąć. Część dzieci rodzicie już nie odwiedzali, bo... niedawali rady psychicznie. Nie byli w stanie wytrzymać że nie mogą uratować swojego dziecka. I się poddawali. Nie było to dużo dzieci, raptem chyba trójka ale jest to cholernie ciężkie.
Każdą grę jaką grałem starałem się zawsze przegrywać. Nawet lokalnym w lumpeksie kupiłem koszulki z myszką Miki żeby wyglądać bardziej kolorowo.
Wiem że teraz inaczej patrze na swoje życie, tak jak kiedyś miałem naprawdę ciemne myśli, teraz zauważam że moje problemy to nic. To nie to piekło przez które przechodzą te dzieci. Ich rodzice. Że często te nasze chęci wrzucania tostera do wanny, są tylko w naszych głowach. Bądźmy tak silni jak te dzieci.
Nie chcę Wam dalej zajmować czasu, ale jeśli chociaż jednemu z Wam ta historia pomoże, to się bardzo uciesze.
Dzięki za uwagę i wypierdlam.
Miesiąc temu miałem urlop, dwa tygodnie. I zwyczajnie chciałem go dobrze wykorzystać, coś zrobić. Coś nietypowego. Zapisałem się do lokalnego hospicjum onkologicznego dla dzieci jako wolontariusz. Wziąłem starszego lapka z wormsami armagedon, i przez cały tydzień chodzilem do tych dzieciaków i dawałem im jak mogłem trochę radości/swojego czasu. Pielęgniarki i cała obsada była radosna. Naprawdę się starali. Widać że robili wszystko aby te ostatnie dni /miesiące te dzieci spędziły radośnie. Ja postanowiłem z nimi grać i bawić się tym co jako dziecko dawało mi radość -bierki, pchełki, karty, chinczyk itd. akurat na strychu miałem jeszcze kilka planszowek. Radości tych dzieciaków to było coś czego nie kupicie. Te łzy radości. To było tak budujące, że oni Ci dziękują że ktoś spędza z nimi czas że wracajac codziennie do domu miałem kurwa szklanki w oczach. Nie byłem w stanie zrozumieć czemu takie małe istoty mają już tak ciężko na starcie. Są dziećmi które niebawem umrą.
Ale te dzieci uświadomiły mi jedna rzecz. Nie bały się śmierci. Cieszyły się z życia... Taki jeden chłopczyk który ma raka mózgu (lekarze zakładają że 2023 to ostatni jego rok) był już bardzo słaby, ale był radosny i szczęśliwy że żyje kolejny dzień... że ja zwyczajnie tego nie byłem wstanie pojąć. Część dzieci rodzicie już nie odwiedzali, bo... niedawali rady psychicznie. Nie byli w stanie wytrzymać że nie mogą uratować swojego dziecka. I się poddawali. Nie było to dużo dzieci, raptem chyba trójka ale jest to cholernie ciężkie.
Każdą grę jaką grałem starałem się zawsze przegrywać. Nawet lokalnym w lumpeksie kupiłem koszulki z myszką Miki żeby wyglądać bardziej kolorowo.
Wiem że teraz inaczej patrze na swoje życie, tak jak kiedyś miałem naprawdę ciemne myśli, teraz zauważam że moje problemy to nic. To nie to piekło przez które przechodzą te dzieci. Ich rodzice. Że często te nasze chęci wrzucania tostera do wanny, są tylko w naszych głowach. Bądźmy tak silni jak te dzieci.
Nie chcę Wam dalej zajmować czasu, ale jeśli chociaż jednemu z Wam ta historia pomoże, to się bardzo uciesze.
Dzięki za uwagę i wypierdlam.