Wszystko kurwa poszło nie tak

45
Wszystko kurwa poszło nie tak
Wkurwia Was, gdy żona zostawia auto na głębokiej rezerwie, nie wspominając nawet o tym? Jest to tylko jeden ze zbioru przypadkowych rzeczy, które mogły doprowadzić dziś do śmierci naszego pupila... Ale od początku- od kilku dni próbowaliśmy zdiagnozować naszego pupila. W sobotę rano dostał czasowego porażenia i wyrzucając mnóstwo kasy w kilka dni, w które większość ludzi robi sobie długi weekend, szukaliśmy pomocy. Od neurologa po przypadkowe USG i odkrycia zapalenia otrzewnej i płynu w jamie brzusznej niewiadomego pochodzenia. W przeciągu kilku dni pies miał wiele badań u kilku specjalistów, bez diagnozy (przypominam, że długi weekend i trzeba było stawać na głowie, żeby w ogóle ktoś go przyjął). Powodów mogło być kilka i każdy bardzo nietypowy- od alergii na pewne białka, pasożyty, przez niewidocznego raka, po zawał, który spowodował pojawienie się płynu w otrzewnej, nie pozostawiając śladów w okolicach serca, które widoczne byłyby na USG. Dziś poraziło go ponownie, telefon na pogotowie weterynaryjne- jedna lekarz, właśnie operuje, kończy o 18.30. Mamy trochę ponad godzinę, więc powoli się z psem zbieramy. Biorę psa i wiem, że z zapasem mam 40 min na dojazd. Odpalam auto, już wkurwienie- żona oczywiście zostawiła auto na głębokiej rezerwie. Jadę, ale nie omieszkiem zadzwonić do niej, ją za to opierdolić, bo zawsze mnie to wkurwia. Żona kwituje, że się najwyżej 5 min spóźnię, to poczekają. Tankuję na najbliższej stacji. Dojeżdżam do Katowic, GPS wskazuję, że będę dokładnie o 18.35. Pies coraz ciężej oddycha. Dojeżdżam do zjazdu na osiedle, gdzie jest klinika. Lekki korek przed światłami do zjazdu. No spoko, poczekam. Nagle zamieszanie. Na drodze pojawia się drogówka i zamykają ulicę. Jeszcze kilka (dosłownie kilka) aut przede mną puszczają, resztę odbijają z powrotem na trasę. WTF? No chuj, pcham się na prawo, objadę stadion i dotrę od drugiej strony. Chyba wszyscy tak pomyśleli. Korek, ale świeży, jakoś idzie, ale co droga w lewo, gdzie mam jechać, to zamykają mi dosłownie przed nosem. Wracam na trasę, jadę drugim objazdem. W końcu zjazd, 5 min do celu. Pies dostaje drgawek i przestaje oddychać. Dzwonię na klinikę, żeby już czekali. Po drodze taranuję barierkę o zmianie organizacji ruchu. Docieram 18.45, w klinice już czekają, odbierają nie oddychającego już psa w drzwiach i lecą na operacyjny. Ja wychodzę i rzygam na chodnik. Dzwonię do żony, tłumacze sytuację, ona w ryk. Pocieszam, że oddech stracił 5 min temu, że może go odratują, choć sam w to nie wierzę. Tutaj, jeśli ktoś myśli, że się wszystko dobrze skończyło, to się za dużo filmów naoglądał. Mimo pół godzinnego oczekiwania wyniosłem jeszcze ciepłe zwłoki z powrotem to auta. Najprawdopodobniej zawał, pewnie drugi. Gdyby nie te 5 min stracone na stacji, to dojechałbym z dychającym psem na ostry, nie wiedząc nawet, że w Katowicach dziś jest jakiś koncert jebanej małolaty, bo przejechałbym przed zamknięciem ulic i pies może by przeżył. Nie mówię, że to ewidentnie wina braku paliwa w baku, bo mogli nas poinformować o zamykaniu ulic w KTW, gdy dzwoniliśmy do kliniki, przecież wiedzieli. Mogłem też jechać dziś szybciej, gdybym wiedział, co się stanie. Mogłem jechać na trasie w lewo, zamiast w prawo, gdybym wiedział, że to nie wypadek, a odcięcie wszystkich ulic dookoła stadionu. Jednak to jebane tankowanie, to co wszystkich facetów najbardziej wkurwia, gdy współdzielą auto z drugą połówką, było najbardziej prozaiczne.
Mnie to boli, córka ma dopiero 4 latka i czuje, jakby jej się zabrało jedną z zabawek, płacząc, że chce nowego pieska, ale wiecie kto przeżywa to najbardziej? Moja żona, której rodzice całe życie odmawiali zwierzaka, a ten pies, to był jeden z pierwszych podarunków ode mnie dla niej, gdy się dowiedziałem, że nigdy wcześniej nie miała psa. Ona go kurwa ubóstwiała, a ryczała tak, że dosłownie chwilę temu usnęła. Jak Wam drogie dzidki jeszcze kiedyś żona zostawi auto na rezerwie, bez informacji o tym, to jej to opowiedzcie.
0.044204950332642