O imigracji słów kilka
Mało rzeczy mnie denerwuje czy rusza ale jedna rzecz nie daje mi spokoju. Imigracja i jej społeczne przyzwolenie, które jest durnowate.
Generalnie w Europie przyjmuje się, że do wzrostu gospodarczego jest potrzebna jak największa ilość pracowników, najlepiej za jak najniższe stawki, dlatego niby mamy przyjmować imigrantów żeby "miał kto robić".
Tylko jest też inne podejście, o którym nikt nie mówi. Koreańskie.
Korea jak wiemy ze stereotypowego (i nie tylko) przekazu, jest bardzo innowacyjnym państwem. Jest też bardzo zamkniętym, z restrykcyjnym prawem migracyjnym. Da się? Pewnie, że się da. Okazuje się, że przy odrobinie sprytu, przebudowaniu sobie modelu biznesowego można zainwestować kupę kasy w rodzimej produkcji automat, którego serwisują rodacy, zamiast zatrudniać Ukrainkę czy Nepalczyka.
Innowacja, mówi to panu coś, panie Ferdku? To, że przez tysiąc lat mieliśmy jakiegoś biedaka za ladą, który musiał liczyć naszej zakupy nie znaczy, że przez kolejne tysiąc lat tak musi być. Bo może właśnie zabraknie ludzi, bo lepiej żeby Polak projektował schematy elektryczne czy programował, zamiast siedzieć za kasą. Zanim powiecie, że się nie da: Żabki nano już są, kasy samoobsługowe to już standard w każdym markecie. To już dzieje się mimowolnie, większy "głód pracownika" tylko przyspieszy ten proces. Tylko kwestia czasu, aż samochody będą w pełni autonomiczne. Systemy kolejowe już są driverless. I tak z każdą dziedziną naszego życia.
Tylko od nas zależy, czy będziemy robili wielkie kroki naprzód w rozwoju, czy dreptać w miejscu, kisząc się w smrodzie masowej imigracji. Tylko od nas zależy, czy nasze miasta będą wyglądały jak wyżej, czy też tak:
Generalnie w Europie przyjmuje się, że do wzrostu gospodarczego jest potrzebna jak największa ilość pracowników, najlepiej za jak najniższe stawki, dlatego niby mamy przyjmować imigrantów żeby "miał kto robić".
Tylko jest też inne podejście, o którym nikt nie mówi. Koreańskie.
Korea jak wiemy ze stereotypowego (i nie tylko) przekazu, jest bardzo innowacyjnym państwem. Jest też bardzo zamkniętym, z restrykcyjnym prawem migracyjnym. Da się? Pewnie, że się da. Okazuje się, że przy odrobinie sprytu, przebudowaniu sobie modelu biznesowego można zainwestować kupę kasy w rodzimej produkcji automat, którego serwisują rodacy, zamiast zatrudniać Ukrainkę czy Nepalczyka.
Innowacja, mówi to panu coś, panie Ferdku? To, że przez tysiąc lat mieliśmy jakiegoś biedaka za ladą, który musiał liczyć naszej zakupy nie znaczy, że przez kolejne tysiąc lat tak musi być. Bo może właśnie zabraknie ludzi, bo lepiej żeby Polak projektował schematy elektryczne czy programował, zamiast siedzieć za kasą. Zanim powiecie, że się nie da: Żabki nano już są, kasy samoobsługowe to już standard w każdym markecie. To już dzieje się mimowolnie, większy "głód pracownika" tylko przyspieszy ten proces. Tylko kwestia czasu, aż samochody będą w pełni autonomiczne. Systemy kolejowe już są driverless. I tak z każdą dziedziną naszego życia.
Tylko od nas zależy, czy będziemy robili wielkie kroki naprzód w rozwoju, czy dreptać w miejscu, kisząc się w smrodzie masowej imigracji. Tylko od nas zależy, czy nasze miasta będą wyglądały jak wyżej, czy też tak:
Zanim ktoś się spruje, ze "hurr durr musi ktoś pracować na moją emeryturę" to od razu piszę, że będzie to tematem mojego kolejnego wysrywu. Też są sposoby, by ten problem rozwiązać.
Zapraszam do dyskusji.
Zapraszam do dyskusji.