Śmierć pancernika
"Witaj towarzyszu broni." - szepnął chłopak z poruszający się o kulach z amputowaną nogą. Miał ponurą twarz i długie ciemne włosy. W tym momencie twarz wojownika zamarła. Dobrze znał ten głos, głos którego miał nadzieję już nigdy nie usłyszeć, a zdecydowanie nie w jego getcie.
"Co ty tutaj robisz?" - zapytał drżącym głosem młody, dobrze zbudowany blondyn.
"Dobrze wiesz czemu tutaj jestem. Jestem tutaj zrobić z tobą to, co ty z zrobiłeś Marią."
"Czekaj, jak już musisz to przejdźmy chociaż w jakieś odludne miejsce, błagam."
"A czy ty zrobiłeś to w odludnym miejscu? Poszerzyłeś ten otwór na oczach wszystkich mieszkańców dystryktu, a na dodatek nasłałeś jakieś bestie, które dobrały się do mojej matki. To był dzień, w którym przyrzekłem, że wymorduję wszystkie świnie takie jak ty. Pamiętasz jak ujebałeś mi ręce i nogi byś mógł przez długi czas trzymać mnie przy sobie? Wtedy uświadomiłeś mi, że jednak śmierć do dla Ciebie zdecydowanie za mało. Ty musisz cierpieć, a że widocznie zależy Ci na obecnych tutaj ludziach, to ich męki tylko spotęgują twoje." - kiedy tylko skończył zdanie, obaj rzucili na siebie. Wojownik nawet nie miał czasu na ostrzeżenie ludzi dookoła, kiedy ogarnęło ich piekło. Kiedy zwarli się ze sobą na chwilę, ciemnowłosy powiedział: "Poznałeś mojego braciszka, prawda? Widziałeś jakie zwierzę może z niego wyjść. Jednak w porównaniu ze mną to tylko żałosny robaczek."
Blondyn zauważył że jego przeciwnik trochę podrósł od czasu ostatniego spotkania, podszlifował zdolności bojowe i zyskał moc utwardzania części swojego ciała. Już nie był żałosnym gówniarzem wymagający co chwilę ratunku od swojej przyjaciółki, o nie. Tym razem był dużo szybszy, silniejszy, wytrzymalszy i o dziwo nawet twardszy od swojego starszego kolegi z wojska, więc bez większych problemów spenetrował jego pancerz. Kiedy tylko blondyn to poczuł, przypomniał sobie dlaczego nazywają go "tytanem atakującym". Widocznie już nie potrzebował pomocy od swojej starszej ciemnowłosej koleżanki, aby go pokonać. Kiedy napastnik unieruchomił go z pomocą swoich towarzyszy na linach, rzucił się na dzieciaki, na których przyszłości tak bardzo mu zależało. Mimo swoich zdolności i statusu wojownika nie miały szans w starciu z bestią i jej fruwającą armią - zostały unieruchomione i nafaszerowane ładunkami wybuchowymi, które zostały wbite głęboko w ich ciała. Dowódca wydał rozkaz, po którym nastąpiła seria eksplozji powoli raniąca i pochłaniająca siły dzieci. Kiedy już nie były w stanie utrzymać swojej formy, bestia z wyspy pożarła je żywcem. Bezsilny wojownik mógł tylko patrzeć i cierpieć chroniąc się w resztkach swojego pancerza.
Jednak ból, który czuł do tej pory był niczym, w porównaniu do uczucia, które opanowało jego umysł, kiedy w jego pokiereszowane cztery litery wszedł gorący blondyn i zaczął rosnąć.
"Pamiętasz, że twój przydupas miał przydomek kolosalny, prawda? Mój znajomy nauczył się od niego zdolności, które dały mu ten przydomek." - wyszeptał do jego ucha Eren, który cały czas go unieruchamiał. Członki chłopaka rosły powoli, aby jak najbardziej przedłużyć jego agonię. Pierścień wojownika okazał się wytrzymalszy od pierścienia jego koleżanki, jednak powoli zaczynał pękać z powodu wysokiej temperatury i olbrzymiego ciśnienia. Z pęknięć zaczęła ulatywać para. Wojownik miał wrażenie, że jego odbyt zamienił się w masywny superwulkan, który właśnie doświadczał powolnej erupcji. Cierpiał tak bardzo, że chciał już tylko umrzeć i błagał swoich oprawców o śmierć. Wyskoczył z pancerza i wskoczył prosto do paszczy bestii, która w końcu łaskawie zakończyła jego żywot.
"Co ty tutaj robisz?" - zapytał drżącym głosem młody, dobrze zbudowany blondyn.
"Dobrze wiesz czemu tutaj jestem. Jestem tutaj zrobić z tobą to, co ty z zrobiłeś Marią."
"Czekaj, jak już musisz to przejdźmy chociaż w jakieś odludne miejsce, błagam."
"A czy ty zrobiłeś to w odludnym miejscu? Poszerzyłeś ten otwór na oczach wszystkich mieszkańców dystryktu, a na dodatek nasłałeś jakieś bestie, które dobrały się do mojej matki. To był dzień, w którym przyrzekłem, że wymorduję wszystkie świnie takie jak ty. Pamiętasz jak ujebałeś mi ręce i nogi byś mógł przez długi czas trzymać mnie przy sobie? Wtedy uświadomiłeś mi, że jednak śmierć do dla Ciebie zdecydowanie za mało. Ty musisz cierpieć, a że widocznie zależy Ci na obecnych tutaj ludziach, to ich męki tylko spotęgują twoje." - kiedy tylko skończył zdanie, obaj rzucili na siebie. Wojownik nawet nie miał czasu na ostrzeżenie ludzi dookoła, kiedy ogarnęło ich piekło. Kiedy zwarli się ze sobą na chwilę, ciemnowłosy powiedział: "Poznałeś mojego braciszka, prawda? Widziałeś jakie zwierzę może z niego wyjść. Jednak w porównaniu ze mną to tylko żałosny robaczek."
Blondyn zauważył że jego przeciwnik trochę podrósł od czasu ostatniego spotkania, podszlifował zdolności bojowe i zyskał moc utwardzania części swojego ciała. Już nie był żałosnym gówniarzem wymagający co chwilę ratunku od swojej przyjaciółki, o nie. Tym razem był dużo szybszy, silniejszy, wytrzymalszy i o dziwo nawet twardszy od swojego starszego kolegi z wojska, więc bez większych problemów spenetrował jego pancerz. Kiedy tylko blondyn to poczuł, przypomniał sobie dlaczego nazywają go "tytanem atakującym". Widocznie już nie potrzebował pomocy od swojej starszej ciemnowłosej koleżanki, aby go pokonać. Kiedy napastnik unieruchomił go z pomocą swoich towarzyszy na linach, rzucił się na dzieciaki, na których przyszłości tak bardzo mu zależało. Mimo swoich zdolności i statusu wojownika nie miały szans w starciu z bestią i jej fruwającą armią - zostały unieruchomione i nafaszerowane ładunkami wybuchowymi, które zostały wbite głęboko w ich ciała. Dowódca wydał rozkaz, po którym nastąpiła seria eksplozji powoli raniąca i pochłaniająca siły dzieci. Kiedy już nie były w stanie utrzymać swojej formy, bestia z wyspy pożarła je żywcem. Bezsilny wojownik mógł tylko patrzeć i cierpieć chroniąc się w resztkach swojego pancerza.
Jednak ból, który czuł do tej pory był niczym, w porównaniu do uczucia, które opanowało jego umysł, kiedy w jego pokiereszowane cztery litery wszedł gorący blondyn i zaczął rosnąć.
"Pamiętasz, że twój przydupas miał przydomek kolosalny, prawda? Mój znajomy nauczył się od niego zdolności, które dały mu ten przydomek." - wyszeptał do jego ucha Eren, który cały czas go unieruchamiał. Członki chłopaka rosły powoli, aby jak najbardziej przedłużyć jego agonię. Pierścień wojownika okazał się wytrzymalszy od pierścienia jego koleżanki, jednak powoli zaczynał pękać z powodu wysokiej temperatury i olbrzymiego ciśnienia. Z pęknięć zaczęła ulatywać para. Wojownik miał wrażenie, że jego odbyt zamienił się w masywny superwulkan, który właśnie doświadczał powolnej erupcji. Cierpiał tak bardzo, że chciał już tylko umrzeć i błagał swoich oprawców o śmierć. Wyskoczył z pancerza i wskoczył prosto do paszczy bestii, która w końcu łaskawie zakończyła jego żywot.