Gdyby Ci co spisywali prace domowe potrafili myśleć i czytać to teraz byłoby im bardzo przykro

11
I jeszcze mój dłuższy głos w sprawie nie tyle nawet prac domowych, co dzieci i rodziców, a także tego, co im sami fundujemy. Dla Wirtualnej Polski napisany. Link w komentarzu.

"Mam piątkę dzieci, w zasadzie na każdym etapie edukacji. Najstarsze jest już na studiach, dwoje młodszych chodzi do liceum, a dwójka najmłodszych to jeszcze uczniowie podstawówki. Przeszliśmy już z żoną wszystkie możliwe egzaminy, a także rozmaitych nauczycieli i rozmaite podejście do nauki naszych dzieci. Jestem dzieckiem nauczycielki, a wśród licznych prac, jakie wykonywałem, był także zawód nauczyciela (w liceum i akademickiego). I to właśnie upoważnia mnie do postawienia tezy, że afera o prace domowe, o poziom nauczania szkół, o rzekomo spadającym poziomie edukacji ludzi młodych, niewiele ma wspólnego z edukacją, a o wiele więcej z "kulturą zap***dolu", w jakiej sami żyjemy.

Od dawna ze zdumieniem obserwuje "wyścig szczurów" jaki fundujemy naszym dzieciom. Widzę koleżanki i kolegów moich dzieci, które po skończonych lekcjach biegną na kolejne lekcje, korepetycje, dodatkowe godziny języka, innych języków, matematyki i fizyki, i innych jeszcze zajęć. Efekt? Dzieciak wraca do domu po 21, a tam jeszcze z rodzicami (a jakże) trzeba odrobić prace domowe i przygotować się do kolejnego dnia. Rodzice są zachwyceni, bo realizują "projekt dziecko", mają poczucie dobrze spełnionego obowiązku, i tylko dzieci, które tracą dzieciństwo trochę żal. Szkoła, mając świadomość, jak to w wielu miejscach wygląda, może spokojnie zrzucić odpowiedzialność za naukę na rodziców.

Oczywistą cenę płacą za to dzieci z domów biedniejszych, rodzin, które nie przywiązują aż takiego znaczenia nauce. One nie dostaną takiego wsparcia w domu, a brak lub gorzej - bo samodzielnie bez pomocy rodziców - odrobione prace domowe sprawią, że będą miały gorsze stopnie, co jeszcze bardziej zniechęci je do pracy. Inną, ale też istotną cenę, za taki, a nie inny model płacą dzieci z rodzin wysokofunkcjonujących.

One uczą się, że "wyścig szczurów" jest głównym celem ich życia, wprowadzane są w kulturę nieustannego zapierniczu, przynoszenia pracy do domu, i wreszcie tracą dzieciństwo, które ma być czasem zabawy, nudzenia się, a nawet eksplorowania świata (także przy pomocy komórek). Skutki tego nieustannego nacisku, nieustannej presji dzieciaki mają odczuwać w wieku dorosłych. Cieszyć mogą się psychoterapeuci, bo oni na tym zarobią, ale dzieciom nikt dzieciństwa nie zwróci.

Zmienić trzeba więc nie tylko kwestię prac domowych, ale w ogóle podejście do edukacji. Rodzice - szczególnie ci najbardziej przejęci - powinni choć trochę wrzucić na luz. Świadectwo szkolne (poza ósmą klasą i świadectwem maturalnym) ma minimalne znaczenie dla życia naszych dzieci. To, czy z jakiegoś przedmiotu będzie ono miało trójkę, czy szóstkę nie ma dla ich dalszego życia najmniejszego znaczenia.

Istotniejsze jest to, żeby się wyspały, żeby spotkały się z kolegami, żeby znalazły to, co ich interesuje, niż to, czy będą miały czerwony pasek. Warto samemu sobie zadać pytanie, ile razy w życiu pokazaliśmy komuś swoje świadectwo? Ile razy przydało nam się ono do czegokolwiek? Wyjątkiem są oczywiście dwa wspomniane wyżej momenty, które decydują o dalszej edukacji. Tyle że i w tej kwestii bywają one o wiele mniej znaczące, niż to jest przedstawiane. A od realizacji planów ważniejszy jest dobrostan dzieci.
Niestety, żeby sobie to uświadomić, trzeba zrezygnować z oceniania własnego rodzicielstwa z perspektywy właśnie osiągnięć edukacyjnych dzieci. To wcale nie jest tak, że jesteśmy tym lepszymi rodzicami, im lepiej uczą się nasze dzieci. Wcale nie jest tak, że tym, co najważniejszego mamy do przekazania dzieciom jest stosunek do nauki. I wreszcie wcale nie jest tak, że dzieciaki najlepiej się uczące najlepiej potem radzą sobie w życiu. To jest w naszych głowach, ale wcale nie ma aż to takiego znaczenia. Dzieciom trzeba pozwolić być dziećmi, a sobie cieszyć się ich dzieciństwem, zamiast wprowadzać je w strukturę, która przecież frustruje także nas"
Gdyby Ci co spisywali prace domowe potrafili myśleć i czytać to teraz byłoby im bardzo przykro
0.047168016433716