Pijackie przemyślenia Vol.5
Dyskusje ogólne
8 m
14
Dzisiaj najebałem się pierwszy raz od ok. miesiąca. Wyczyn prawie że chwalebny...
I znów mnie wzięło na politykę:
PiS czy PO?;
Prawa czy lewa?;
Czy konfa ma rację bytu?;
Dość często słucham muzyki na YT. Polskiej, rosyjskiej (Tak, tak, jestem onucą...), ukraińskiej (...Ale działam na dwa fronty), amerykańskiej i ogólnie, co mi w duszy gra.
Tak sobie myślę:
Jak to jest, że tam ludzie w komentarzach mają do siebie tyle szacunku i miłych słów, niezależnie od kraju pochodzenia?
Dlaczego możemy się zgodzić, że jakaś piosenka jest dobra, pomimo iż różni nas język, przekonania, kultura i chuj wie co jeszcze?
Skoro tak się dzieje, to dlaczego we własnym kraju Polak z Polakiem nie może dojść do porozumienia? Czemu nie możemy osiągnąć jakiegoś tam konsensusu?
Ano dlatego, że każdy z nas (Każdy) wychodzi z założenia, że to on ma rację.
Jakoś rok-dwa temu, któryś z adminów wrzucił posta o tym, że żyjemy w bańce. Oczywiście został przez nas wyśmiany, a przeze mnie szczególnie. Wtedy jakoś tego nie rozumiałem.
No bo co? Ja żyję w bańce? Ja?! Typ, który ogarnia, jak wygląda rzeczywistość; który ma odpowiedni kompas moralny; który widzi, co się dzieje dookoła?
Ja nie mam racji?!
Jakoś ostatnio zacząłem to rozumieć.
Zalało nas dużo normictwa z kwejka, z chamsko, z jeja, i z innych gówno-stron. Na początku sam z tym walczyłem, ale potem jakoś mi się odechciało. Dziś widzę, że było to pewnego rodzaju błogosławieństwo...
My rzeczywiście żyliśmy w bańce. W bańce samoadoracji. Pomimo tylu różnych zdań, tylu różnych przekonań, dalej zgadzamy się w jednym:
- jebać czarnych;
- jebać żydów;
- jebać lgbtqwerty+optimusprime.
(No... W kilku rzeczach...)
Więc czemu nie możemy się zgodzić w tym, aby nie rządzili nami złodzieje i idioci?
Dlaczego jesteśmy na tyle inteligentni, by rozumieć na czym polega życie, by walczyć i kombinować, aby żyło się nam dobrze, ale z drugiej strony na tyle głupi, by dać się dzielić na frakcje, które się dosłownie nienawidzą?
Bo nienawiść i strach to uczucia które najbardziej na nas wpływają. Uczucia, które najłatwiej wywołać.
Lecz ciągle nie rozumiem:
Jak naród cwaniaków i kombinatorów dał się tak zmanipulować?
Jak potomkowie husarii; państwa, które odrodziło się z niczego; powstańców; kultywatorów braterstwa i jedności, dali sobie wmówić, że ich sąsiad zza płota jest ich wrogiem?
Nie wiem...
Nie rozumiem...
Czy mu naprawdę potrzebujemy wspólnego wroga, żeby wreszcie rozumować jednomyślnie?
I znów mnie wzięło na politykę:
PiS czy PO?;
Prawa czy lewa?;
Czy konfa ma rację bytu?;
Dość często słucham muzyki na YT. Polskiej, rosyjskiej (Tak, tak, jestem onucą...), ukraińskiej (...Ale działam na dwa fronty), amerykańskiej i ogólnie, co mi w duszy gra.
Tak sobie myślę:
Jak to jest, że tam ludzie w komentarzach mają do siebie tyle szacunku i miłych słów, niezależnie od kraju pochodzenia?
Dlaczego możemy się zgodzić, że jakaś piosenka jest dobra, pomimo iż różni nas język, przekonania, kultura i chuj wie co jeszcze?
Skoro tak się dzieje, to dlaczego we własnym kraju Polak z Polakiem nie może dojść do porozumienia? Czemu nie możemy osiągnąć jakiegoś tam konsensusu?
Ano dlatego, że każdy z nas (Każdy) wychodzi z założenia, że to on ma rację.
Jakoś rok-dwa temu, któryś z adminów wrzucił posta o tym, że żyjemy w bańce. Oczywiście został przez nas wyśmiany, a przeze mnie szczególnie. Wtedy jakoś tego nie rozumiałem.
No bo co? Ja żyję w bańce? Ja?! Typ, który ogarnia, jak wygląda rzeczywistość; który ma odpowiedni kompas moralny; który widzi, co się dzieje dookoła?
Ja nie mam racji?!
Jakoś ostatnio zacząłem to rozumieć.
Zalało nas dużo normictwa z kwejka, z chamsko, z jeja, i z innych gówno-stron. Na początku sam z tym walczyłem, ale potem jakoś mi się odechciało. Dziś widzę, że było to pewnego rodzaju błogosławieństwo...
My rzeczywiście żyliśmy w bańce. W bańce samoadoracji. Pomimo tylu różnych zdań, tylu różnych przekonań, dalej zgadzamy się w jednym:
- jebać czarnych;
- jebać żydów;
- jebać lgbtqwerty+optimusprime.
(No... W kilku rzeczach...)
Więc czemu nie możemy się zgodzić w tym, aby nie rządzili nami złodzieje i idioci?
Dlaczego jesteśmy na tyle inteligentni, by rozumieć na czym polega życie, by walczyć i kombinować, aby żyło się nam dobrze, ale z drugiej strony na tyle głupi, by dać się dzielić na frakcje, które się dosłownie nienawidzą?
Bo nienawiść i strach to uczucia które najbardziej na nas wpływają. Uczucia, które najłatwiej wywołać.
Lecz ciągle nie rozumiem:
Jak naród cwaniaków i kombinatorów dał się tak zmanipulować?
Jak potomkowie husarii; państwa, które odrodziło się z niczego; powstańców; kultywatorów braterstwa i jedności, dali sobie wmówić, że ich sąsiad zza płota jest ich wrogiem?
Nie wiem...
Nie rozumiem...
Czy mu naprawdę potrzebujemy wspólnego wroga, żeby wreszcie rozumować jednomyślnie?