Problem

128
Siema, mam problem.
Minęło już kupę czasu a jest coraz gorzej. Rozwiodłem się z żoną, nie chcę przytaczać wszystkiego ale w dużym skrócie, piła każdego dnia od rana (w trakcie pracy też - zdalna), kontrolowała mnie (miała odciska palca w telefonie o czym nie wiedziałem, i czytała wszystko, ale nic nie znalazła bo byłem wierny),  oszukiwała mnie i potajemnie spotykała się z koleżanką (w przeszłości była z nią w związku i się ruchały, więc nie wiem do czego dochodziło na ich spotkaniach w trakcie naszego związku). To tak z grubsza. Jesteśmy blisko rok po rozwodzie, staram się trzymać ale kurwa praktycznie co drugi dzień piszę do niej o powrocie mimo, że ona mnie odrzuca. Mimo wszystko ją kocham i nienawidzę. Teraz całą winę zwala na mnie, nie widzi w sobie żadnej winy. Nie potrafię żyć dalej, gdy poznałem fajną kobietę to zerwałem tą relację bo wciąż myślałem o niej. Spałem z inną kobietą, sniła mi się ona a budziłem się przy innej. Czy życie działa tak, że miłość mam za sobą a teraz jak z kimś będę to tylko z rozsądku, bez uczuć? Im dłużej trwa ta samotność tym jest mi trudniej. Ona ma mnie w dupie a ja myślę o niej całymi dniami i nocami. Nie potrafię sobie wyobrazić życia z inną. Próbowałem dzwonić na telefon zaufania dla mężczyzn ale działa kilka godzin tygodniowo i graniczy z cudem dostanie się na linie. Nie mam możliwości iść na terapię, ponieważ na moim zadupiu nie ma nic na NFZ a prywatnie jest za drogo w sytuacji gdy przy rozwodzie zażyczyła sobie ogromne pieniądze za dom, który był mój ale dałem jej pół w trakcie małżeństwa i teraz jej spłacam połowę. Powoli tracę już nadzieję na jakiekolwiek szczęście. Piszę bo w sumie do kogo bym się nie odezwał to mnie zbywa i tak naprawdę przez ten rok nie porozmawiałem o tym z nikim. A może mężczyźni po prostu nie mają przyzwolenia na uczucia. W każdym razie jestem w takim etapie, że piszę na tej stronie bo już nie wiem co mam robić, ale nie jestem w stanie sobie poradzić z tą sytuacją. Czasem widuję się ze znajomymi, ale koniec końców idę spać sam i budzę się sam, a oni mają kogoś kogo kochają i kto ich kocha. Ktokolwiek, cokolwiek?
0.042696952819824