Szeregowiec Ryan 1998 .
55
Scena na plaży Omaha była bardzo droga, a plan zdjęciowy rozstawiono na wybrzeżach Irlandii. Jej nakręcenie kosztowało 11 mln dolarów (podczas gdy cały film 70 mln) i wymagało obecności blisko tysiąca statystów. Część z nich rzeczywiście była niepełnosprawna – pozbawieni nóg, rąk czy też z protezami mieli wcielać się w żołnierzy, którym wybuch oderwał kończyny. Być może brzmi to makabrycznie, jednak nie da się zaprzeczyć, iż wiarygodność została zachowana. A tak przy okazji – w scenie otwierającej wykorzystano 40 beczek sztucznej krwi, która zabarwiła wodę w morzu na kolor szkarłatny.
Mimo setek osób na planie, zmyślnej choreografii, wymagającej także użycia środków pirotechnicznych, większość ujęć wymagała zaledwie czterech dubli. Obyło się także bez poważniejszych wypadków.
Im dłużej reżyser przygotowywał się do zdjęć, tym bardziej zdawał sobie sprawę, jak kino zakłamuje obraz wojny. Skupiało się na heroicznych postawach i odwadze żołnierzy. Filmy milczały jednak na temat ich strachu, a także brudu i paniki obecnej na polu walki. "Jeden z weteranów opowiedział mi, że cała szarża na plażę [w Normandii] była dla niego bezkształtną plamą - ale nie w pamięci, bo pamiętał każde ziarenko piasku na swojej twarzy, gdy kulił się, podczas gdy strzały leciały w jego kierunku" - mówił Spielberg w wywiadzie dla Los Angeles Times. "Wszystko było dla niego rozmyte. Opisał też dokładnie dźwięki, wibracje od wstrząsów wywołanych uderzeniem pocisków w plażę, od których żołnierzom krwawiło z nosa i na chwile tracili słuch".
Jako konsultanta fabuły zaproszono Stephena E. Ambrose’a, który był autorem wielu książek o II wojnie światowej - w tym tych, którymi inspirował się Rodat podczas pisania scenariusza. Nie znosił on dotychczasowego obrazowania lądowania w Normandii w kinie. Nie podobało mu się, że kamera odwracała swoje oko od okropieństw tego wydarzenia - rannych żołnierzy, umierających w męczarniach w błocie. Na podstawie wskazówek jego oraz weteranów i sugestii Spielberga scenariusz przepisali Frank Darabont i Scott Frank. To w ich wersji film rozpoczyna się od wejścia drugiej fali żołnierzy na plażę w Normandii - tak, by zamiast w piaszczystej pustce, widz znalazł się razem z nimi w piekle na ziemi.
Mimo setek osób na planie, zmyślnej choreografii, wymagającej także użycia środków pirotechnicznych, większość ujęć wymagała zaledwie czterech dubli. Obyło się także bez poważniejszych wypadków.
Im dłużej reżyser przygotowywał się do zdjęć, tym bardziej zdawał sobie sprawę, jak kino zakłamuje obraz wojny. Skupiało się na heroicznych postawach i odwadze żołnierzy. Filmy milczały jednak na temat ich strachu, a także brudu i paniki obecnej na polu walki. "Jeden z weteranów opowiedział mi, że cała szarża na plażę [w Normandii] była dla niego bezkształtną plamą - ale nie w pamięci, bo pamiętał każde ziarenko piasku na swojej twarzy, gdy kulił się, podczas gdy strzały leciały w jego kierunku" - mówił Spielberg w wywiadzie dla Los Angeles Times. "Wszystko było dla niego rozmyte. Opisał też dokładnie dźwięki, wibracje od wstrząsów wywołanych uderzeniem pocisków w plażę, od których żołnierzom krwawiło z nosa i na chwile tracili słuch".
Jako konsultanta fabuły zaproszono Stephena E. Ambrose’a, który był autorem wielu książek o II wojnie światowej - w tym tych, którymi inspirował się Rodat podczas pisania scenariusza. Nie znosił on dotychczasowego obrazowania lądowania w Normandii w kinie. Nie podobało mu się, że kamera odwracała swoje oko od okropieństw tego wydarzenia - rannych żołnierzy, umierających w męczarniach w błocie. Na podstawie wskazówek jego oraz weteranów i sugestii Spielberga scenariusz przepisali Frank Darabont i Scott Frank. To w ich wersji film rozpoczyna się od wejścia drugiej fali żołnierzy na plażę w Normandii - tak, by zamiast w piaszczystej pustce, widz znalazł się razem z nimi w piekle na ziemi.