Styl życia

8
Mój stary to busiarz. Pół mieszkania zajebane częściami do busa. Śruby, filtry, opony – wszystko porozrzucane, a w salonie stoi lodówka turystyczna. Jak coś się zepsuje, to nie idzie tego naprawić, bo „do busa to bym to zrobił, ale tu to się nie da”. Druga połowa mieszkania to „kurnik” na wymianę. Stary śpi w nim, żeby „poczuć się jak w trasie”. Zamiast dźwięku budzika wstaje na ryk klaksonu.
Codziennie rano stary sprawdza tacho... znaczy się, tachobuch – taka książeczka, co to niby zapisuje czas pracy, ale i tak „wszystko to pic na wodę, bo w trasie to się liczy tylko kilometrówka”. Cały dzień potrafi siedzieć przy komputerze i obliczać, ile by zyskał, gdyby ominął wszystkie fotoradary. Często mówi, że „jakby nie te Niemcy, to bym nie musiał kręcić takiego zająca”, a potem dodaje coś o „Uniwersytecie Garbsena” i się śmieje.
Na weekendy zjeżdża na „postój” pod domem i robi przegląd. Jak jest piątek wieczór, to pakuje się z kumplami, jedzie do Niemiec na ten swój „Uniwersytet Garbsena”. Tam opowiadają sobie historyjki, kto miał większy ładunek, kto ile razy minął granicę bez kontroli, i kto najwięcej zarobił na „fuchach”.
Na święta zamiast karpia, to on przywozi całe torby kabanosów i mówi: „no, w trasie to przynajmniej nie zdechniesz z głodu”. Całą zimę przesiaduje w garażu, „bo trzeba dbać o furę”. Raz stary wpadł na pomysł, żeby zrobić święta w „kurniku” – „bo wtedy to bym miał prawdziwy klimat jak na trasie”.
Każdego dnia zrzędzi, że kiedyś to się jeździło bez tych wszystkich ograniczeń, że dziś to tylko mandaty i kamery. Ale jak tylko przyjdzie nowa część do busa, to już szczęśliwy jak dziecko, co dostało nową zabawkę.
Jego ulubiony temat to „koła bliźniaki” i waga ładunku. Co weekend powtarza te same historie o tym, jak raz na parkingu, pod Monachium, musiał nocować na pace, bo wszystkie miejsca zajęte, a jak potem wrócił do kabiny, to czekał go mandat za parkowanie w niedozwolonym miejscu. „Prawie mnie wtedy złapali na tacho, ale twardy byłem, wytrzymałem” – opowiada, jakby to była największa akcja w jego życiu.
Jak przychodzi sobota, to zamiast zająć się domem, jedzie „na sprawdzanie stanu technicznego”. Cały dzień z kluczami i smarem, sprawdza, czy nic nie cieknie. Raz w miesiącu jedzie na myjnię i pastuje busa, żeby „się w trasie ładnie prezentował”. Sąsiad raz zapytał go, czemu tyle razy myje busa, to się obraził i od tej pory z nim nie rozmawia.
Na ścianach w garażu wisi kalendarz z busami, a na półkach pełno prospektów i ulotek z firm motoryzacyjnych. Jak mama chciała raz wyrzucić te ulotki, bo „i tak się do niczego nie przydadzą”, to stary zrobił jej awanturę, że „to są źródła wiedzy, skarbnica informacji”. W końcu znalazł dla nich specjalne pudełko, które trzyma pod łóżkiem, „żeby mieć szybki dostęp w razie potrzeby”.
Co wieczór przed snem ogląda na YouTube filmiki o tuningu busów albo recenzje nowych modeli. Kiedyś, jak się upił po spotkaniu na „Uniwersytecie Garbsena”, chciał zamówić nowe felgi, ale na szczęście mama zdążyła mu zabrać telefon. Później przez tydzień chodził smutny i mówił, że „bez nowych felg to już nie to samo, bus traci swój charakter”.
Stary ciągle mówi, że jak przejdzie na emeryturę, to kupi sobie kampera i „wreszcie będzie jeździł na spokojnie, bez tego pośpiechu”. Ale jak na razie to nie ma zamiaru przestać. Kiedyś powiedział, że jak będzie trzeba, to „nawet na emeryturze dalej będę busiarzem, bo to styl życia, a nie praca”. Jak mama zapytała, co z rodziną, to odpowiedział, że „przecież macie mnie co weekend w domu, a w trasie to ja zawsze o was myślę”.
A ja? Ja już nie mogłem wytrzymać tych jego ciągłych opowieści i gadania o busach. Co wieczór tylko „a bo w trasie to tak”, „w trasie to inaczej”, „busiarz to nie zawód, to misja”. W końcu postanowiłem się trochę odegrać. Kupiłem sobie CB radio i zacząłem go trollować. Jak tylko włączał swoją „centralę” i zaczynał nawijać na kanale, to ja udawałem innych kierowców i opowiadałem mu totalne bzdury. Raz mówiłem, że gdzieś widziałem „złote felgi” na busie, innym razem, że widziałem busa z siedmioma osiami. A on w to wszystko wierzył! Całe dnie potem spędzał, szukając w necie tych „złotych felg” albo wypytując kumpli o te siedmioosiowe busy.
Najlepsze było, jak kiedyś powiedziałem mu, że na jednym parkingu w Czechach rozdają za darmo olej do silników, bo ktoś miał nadwyżkę. Stary pół nocy nie spał, próbował ustalić, gdzie dokładnie to jest. W końcu rano wsiadł w busa i pojechał. Wrócił następnego dnia, wkurzony, że „chyba się spóźnił, bo nic już nie zostało”. Bo
Od tamtej pory, jak tylko coś dziwnego usłyszy na CB, to zawsze patrzy na mnie podejrzliwie. Ale mimo wszystko nie może się powstrzymać – busiarz to przecież nie zawód, to styl życia!
0.048038959503174