Na tapetę poszedł Arado 234 w wersji nigdy nie zbudowanego nosiciela rakiet V1.
Ogólnie koncept był dosyć ciekawy, ponieważ taki odrzutowiec miał się zbliżać do określonego celu po czym uruchamiał specjalny żuraw wynoszący rakietę na wysokość około 2m od samolotu i ją odpalał,
taki pomysł mieli niemcy kiedyś, a teraz to się boją spalania jakiegoś czarnego kamienia i lekarzy o równie czarnej karnacji,
też mi coś...
W każdym bądź razie natrafiłem nie dawno na taki model Revella z 1977 roku i wydał mi się dosyć oryginalny. I na tym "wydawaniu się" poprzestało, bo w środku nie było prawie nic...
To Kabina już po moich "apgrejdach", myślę że wykonując całkowicie samemu (w oparciu o polskie magazyny traktujące właśnie o Arado) półki na przyrządy i wolant to wyszło całkiem znośnie.
Jakby tego było mało postanowiłem sobie poprostu, najzwyczajnie w świecie... dopierdolić.
I to nie byle jak! Ponieważ zrobiłem nitownie całego samolotu, skrzydła, korpus, gondole silnika a nawet usterzenie, wszędzie zrobiłem charakterystyczne kropki które widzicie
na zdjęciu poniżej. Ogólnie samo nitowanie zajeło mi 2 dni.