Minęła godzina 8, czas trochę ponarzekać. Macie jakąś receptę na utrzymanie "powtarzalności" dobrego nastroju? Kurwa mam dobry humor, po prostu. Wstałem 5:50, ubrałem się, zrobiłem kawę w termos i ruszyłem do pracy. Śpiący jak skurwisyn, ale jednak... Siedzę i od około godz. 7 po prostu czuje dobrze człowiek. Tylko szkoda, że ten nastrój naszedł mnie w pracy. A w domu, przeważnie, jestem jebanym mułem. Chodzę, sprzątam (tak, lubię porządek), zajmuję się młodym. Pracuję po 12 godzin, więc w tygodniu często wypada dzień, dwa wolnego.
Na półce leży już nie kupka, a styrta wstydu, ale ja oczywiście nie mam w co grać, więc jak bombelek zaśnie to ja najlepiej spałbym z nim zamiast korzystać, bo zanim wymyślę w co jaśnie pan wiecznie przyjebany chce zagrać, to zaczynam ziewać. A dziś, nagle z dupy, pograłbym w cokolwiek, najchętniej z kimś.
Umiecie jakoś zarządzić swoim organizmem, żeby ten nastrój pojawiał się częściej i żeby to nie była godzina 23?
Smacznej kawusi życzę i błogosławionej niedzieli!!!