Yeti

1
Siedzą dwa Yeti przy jaskini, podśpiewują sobie. Nagle starszy z nich milknie.
- Wkurwiają mnie już te stare śpiewki - mówi. - Znudziły mi się. Idź no na dół, do miasta, wybadaj czego się teraz słucha.
Młodszy schodzi z gór. Wchodzi do muzycznego.
- Co tam macie nowego, panie ludziu? - pyta huczącym basem.
Sprzedawcy aż płyty wypadły z rąk na podłogę. Zbladł, gębę rozdziawił, oczy wybałuszył i wycelował paluchem w stwora:
- Ye... Ye... Ye... - jąkał drżącym głosem. Przełknął ślinę. - Ye... Ye...
Yeti machnął zrezygnowany łapą, odwrócił się i wyszedł. Wrócił w góry.
- No i? - pyta starszy.
- Wciąż Beatlesi...
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Kradzione nie tuczy

5
Dawno dawno tymu, za siedmioma słońcami, za siedmioma burzami osnowy, w okolicach Sektora Calixis podróżował Inkwizytor Tomisław Apoloniusz Curuś Bachleda Ferrus - jak ten Primarcha z metalowymi rąckami. Pewnego dnia Tomisław wsedł okrętem w osnowę i pomyśloł: Krucafuks dość! Ile można podróżować przez spacnie! Ani to szybkie, ani śwarne a jakie niebezpieczne jebane! No i awaria pola gellara gwarantowana, toć to przez bezmózgie serwitory montowane! Zeby to jeszcze proste w obsłudze było; a weź tu łodróznij kiedy pole działo a kiedy nie działo. Stąd ten fioletowy poblask. Tfu, łohydne. Co te mechanicusy w tym widzą. Podczas, gdy Bachleda dumał nad swoją dolą, pole Gellara przestało działać i smród jego duszy niósł się po spacni. Nawet pod wiater jebało inkwizytorem hej! chimery nie wytsymały. Fetor przepłoszył je z terenów lęgowych. Nurglingi, w Oku Terroru zdechły, a w ogrodach Nurgla, zdechły. Sam Khorne łobudził się ze snu i łod razu poszedł pod prysznic. Lecz to nie tylko łod niego tak popierdalało. Niby po kąpieli smród krwi i flaków ustąpił, ale przez to woń śmiertelnika stała się jeszcze bardziej nieznośna. Lecz specyficzny zapach łobudził nie tyko Khorna, łobudził też ządze, łobrzydliwe homoseksualne żądze. Demonetka Slaanesha, przez inkwizycję nazywana Yyetji, dostaje smergla, gdy pocuje woń szarego rycerza hej. Tak się składo, że inkwizytor pachnie tożsamo... Koniec.

-Lordzie Inkwizyotrze, cemu legendę o demonetce Yyetji zawsze przerywas w połowie, hej?

-Co mos na myśli, hej?

-Nie łopisujes swojego spotkania z Yyetji, hej.

-Kruca! Skąd wies, że ten apokryf jest ło mnie?

-"Tomisław Łapolonius Curuś Bachleda Ferrus" - są niewielkie szanse żeby druga łosoba w Imperium nazywała się tak idiotycnie. Lordzie Inkwizytorze.. nie chce powtazać plotek, ale..

-Godej co godajo w Ordo Hereticus!

-Ehh..

...Demonetka Slaanesha, przez inkwizycję nazywana Yyetji, dostaje smergla, gdy pocuje woń szarego rycerza hej. Tak się składo, że inkwizytor pachnie tożsamo. Bestia normalnie żywi się uczuciami śmiertelników, ale szary rycerz budzi w niej zboczenie. Tamtej nocy weszła z osnowy na statek inkzizytora wiedziona zapachem człowieka. Nieświadomy nicego Bachleda Ferrus cytoł właśnie raport. Pierwsze razy posły w dupe hej! Little Boy demona rozdupcył Hirosimę Bachledy. Potem potwór wziął boltera "Mark II" i dzwonił magazynkiem o brodę Curusia. Koszmar demonetki trwał kilka dni. Bachleda nie chciał jej odesłać do osnowy. Donosił tylko relikwie, od których demonetce robiły się wielkie łoczy. Yyetji nie wytsymała, gdy Bachleda przyniósł zbiornik z Fosfeksem. A gdy zbiornik pękł, a Bachleda zabronił odsyłać demona, tylko kazał egzorcyzmować dalej, Yyetji zwariowała. I grasuje po łokolicy sektora Calixis po dziś dzień. A film ze zbiornikiem fosfeksu dostępny jest w EmpraNecie.

Koniec
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.14964008331299