WYDZIELINA Z POCHWY CZY BIAŁKO JAJKA? CZY TO W OGÓLE MA JAKIEŚ ZNACZENIE?
Osoby obdarowane waginą, ewentualnie dziewczyną z prawidłowo funkcjonującymi genitaliami, wiedzą, że kobiece organy rozrodcze od czasu do czasu wydzielają lepką, białą substancję.
Fachowa nazwa tej cieczy to „śluz szyjkowy". Konsystencją i wyglądem przypomina ona białko jajka. Zaczęłam się więc zastanawiać… Czy kobiecy płyn to ludzki odpowiednik otoczki kurzego żółtka? A jeśli tak, to czy jest zjadliwy? Z tego, co wiem, nikt nie przeprowadzał poważnych badań naukowych, które mogłyby jakoś odpowiedzieć na to pytanie. Jedynym sposobem, by się o tym przekonać, było więc zebranie mojej własnej wydzieliny i wrzucenie jej na patelnię.
Kilka dni później doszłam do wniosku, że nie najgłupszym pomysłem byłoby przed rozpoczęciem eksperymentu zapytać o radę jakiegoś eksperta. Nie chciałam za to płacić (ani patrzeć komuś w twarz, zadając takie pytanie), więc wysłałam wiadomość do eksperta medycyny na nieomylnym serwisie BeingGirl.com.
Mam pytanie: czytałam ostatnio o koloidalnym roztworze białka, czyli białku jaja. Mogłabym przysiąc na Boga, że coś podobnego wychodzi z mojej waginy podczas owulacji. Czy to może być ta sama substancja?
Z góry dziękuję,
rozdziewiczacz
Odpowiedź:
Nie, to niemożliwe. Jest to wydzielina pochwowa.
Twój ekspert z BeingGirl
Pierdol się, ekspercie! Na pewno nie masz pojęcia o smażeniu wydzieliny z pochwy. Zresztą niezależnie od odpowiedzi, i tak nie pozwoliłabym zniszczyć swoich marzeń jakiemuś wirtualnemu ginekologowi. Ta odpowiedź wręcz wzmocniła we mnie chęć wykonania eksperymentu. Czekałam więc kilka tygodni, w cały czas zbierając swoją wydzielinę do pojemnika. Po miesiącu stwierdziłam, że ilość śluzu, którą zebrałam, odpowiada mniej więcej jednej porcji jajecznicy.
MOŻE KECZUPKU DO WYDZIELINKI? MMMMMMMM.
Proces zbierania wydzieliny był trudny, wykańczający i niesamowicie obrzydliwy. Powoli zaczynał irytować mnie fakt, że moje majtki pozostawały nieskazitelne. W trzecim tygodniu marca, podczas rozmowy telefonicznej z potencjalnym pracowdawcą, moja wagina doznała olśnienia i wreszcie mogłam zebrać całkiem przyzwoity plon. Trzymając telefon barkiem, przełożyłam cały bałagan do plastikowego pojemnika i schowałam go do lodówki.
Po kilku tygodniach spojrzałam, co dzieje się z wydzieliną. To nie był najlepszy pomysł. Dosłownie po sekundzie od otworzenia pojemnika całą kuchnię wypełnił fetor potwornej mieszanki gnijącego kompostu i brudnego pępka. Nie dowierzałam własnym oczom, wydzielina z pochwy miała datę ważności! Chociaż to w sumie nie jest aż takie dziwne. Wiecie, co jeszcze ma datę ważności? Jajka!
Za drugim razem byłam bardziej ostrożna w podejściu do śluzu. Jednak zadanie stało się o tyle trudniejsze, że w tym czasie odwiedzałam rodziców. Mimo tego nie poddałam się. Schowałam zebraną wydzielinę w sypialni na dnie mojej starej szafy, a gdy starzy poszli spać, weszłam na palcach do kuchni i podgrzałam olej na patelni. Zaczęłam się denerwować, obudziło się we mnie poczucie winy, ale też – co dziwne – poczułam się głodna.
MAM NADZIEJĘ, ŻE MOJA POCHWA NIE SMAKUJE JAK TO COŚ PO PRAWEJ.
Gdy śluz dotknął patelni mojej mamy, skurczył się w maleńką kulkę. Docisnęłam to coś szpachelką – powstały bąbelki, substancja syczała i pykała. Bąble były wielkie. Przypominało bardziej żelatynę, niż białko jajka. Gdy pod koniec dosypałam szczyptę soli, już nic się nie stało. Przełożyłam potrawę na talerz.
Na tym etapie straciłam już zupełnie apetyt. Na chwilę odłożyłam nieuchronną degustację smażonego śluzu. W końcu jednak doszłam do wniosku, że moja wydzielina pochwowa sama się przecież nie zje i wsunęłam ją do ust… To było naprawdę dziwne. Smażony śluz smakował jak posolona melasa. Nie był słodki ani kleisty, był za to… korzenny? No, więc to tyle. Wydzielina pochwowa być może wygląda jak białko jaja, jednak na patelni zachowuje się dziwacznie i smakuje jak melasa.