Też czasami macie zwyczajnie dość?? Patrzycie na drzewo i linę i myślicie, że może to jednak jakieś wyjście? Ale ciągle w głębi otchłani jest ta pojebana nadzieja, że może w końcu będzie lepiej, coś się zmieni... Czy i ona się kiedyś kurwa skończy i człowiek pęknie jak przepompowany balon... Czy w ogóle ktoś kto gardzi sobą może mieć nadzieję na zmianę...
Spokojnej nocy...
Mam nadzieję, że kiedyś to się skończy... Oby we śnie...