Działania okrętu podwodnego ORP „Wilk" we wrześniu 1939 roku

62
Działania okrętu podwodnego ORP „Wilk" we wrześniu 1939 roku
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. i uzyskaniu na mocy traktatu wersalskiego skromnego dostępu do morza kolejną sprawą w odradzającym się państwie było stworzenie floty wojennej. Proces ten był wyjątkowo długi, zawiły, przepełniony problemami finansowymi i politycznymi zagrywkami (temat ten zasługuje na osobną dzidę). Nie mogąc sobie pozwolić na zbudowanie większej siły, a mając przy sobie dwa silne państwa (jednak to głównie w Rosji dopatrywano się przyszłego agresora co poskutkowało ustawieniem pod to całej doktryny morskiej), strona polska postawiła na budowę okrętów dobrych dla słabszych państw, jak tylko możliwe najbardziej uniwersalnych. I tak, wynikiem tego, było np. zamówienie w połowie lat dwudziestych trzech podwodnych stawiaczy min. Jednym z nich był ORP ,,Wilk''.
Działania okrętu podwodnego ORP „Wilk" we wrześniu 1939 roku
Od początku 1939 r. sytuacja była napięta, a dotychczasowa polityka morska wzięła w łeb, ponieważ nasza flota mimo małego stanu mogła być bardzo skuteczna na Bałtyku przeciw ZSRR, ale nie III Rzeszy. Rozpoczęło się nerwowe oczekiwanie, któremu nie pomagało zajęcie Czechosłowacji, czy zajęcie Kłajpedy (przy tym Niemcy specjalnie przepłynęli przy naszym Wybrzeżu pełną siłą). W wielkich nerwach przygotowywano nowe plany na wypadek konfliktu, których efektem był plan ,,Worek'' (zakładał rozmieszczenie gwieździste wokół Helu okrętów podwodnych) i planu ,,Rurka'' (zakładał postawienie małych zapór minowych przez podwodne stawiacze min i wielkiej zapory przez ,,Gryfa''). Na pięć minut przed nastąpiły jeszcze drastyczne zmiany w załogach przez konieczność obsadzenia nowych okrętów typu ,,Orzeł''. Do samego końca wierzono w dyplomacje, która jednak jak wiemy nic nie wskórała.
Działania okrętu podwodnego ORP „Wilk" we wrześniu 1939 roku
1 września ,,Wilk'' stał w pełnej gotowości z ,,Orłem'' w porcie na Oksywiu, kiedy to po alarmie wywołanym przez nadlatujące trzy niemieckie samoloty i po informacji o wybuchu wojny wyszedł z portu kilka minut po 6 rano. Pierwszy dzień, oprócz zauważenia kilka jednostek, które były poza zasięgiem upłynął stosunkowo spokojnie, jednak drugi dzień nie był już tak prosty. 2 września zauważono duże jednostki przeciwnika, które kapitan ,,Wilka'' Bogusław Krawczyk postanowił zaatakować. I tu pojawia się problem, który często jest bagatelizowany przez wszystkie osoby lubujące się w krytyce działań, a mianowicie wszechobecne mniejsze jednostki patrolujące wody i samoloty. Po jakimś czasie zauważono peryskop ,,Wilka'', na którego po niedługim czasie spadły bomby głębinowe. Ratując okręt dowódca rozkazał położyć okręt na dnie. Przez wybuchy i wstrząsy rozszczelniły się zbiorniki z ropą, a do okrętu przez uszkodzenie klapy tłumika zaczęła dostawać się woda. Minęło kilka godzin nim okręt powrócił na powierzchnię. Była noc z 2 na 3 września, kiedy na okręcie odebrano rozkaz by postawić zaporę minową. Natychmiast okręt skierował się w rejon postawienia zapory, jednak przez ciągłe patrole zapora została postawiona dopiero między godziną 13 a 17 tegoż dnia (w międzyczasie było jeszcze kilka problemów).
Działania okrętu podwodnego ORP „Wilk" we wrześniu 1939 roku
Od 4 września dla załogi ,,Wilka'' zaczęła się prawdziwa męczarnia. Tego dnia na wykryty okręt spadły kolejne bomby głębinowe, jednak to 5 września był najdramatyczniejszy, bowiem wtedy przez prawie cały dzień okręt po wykryciu był stale obrzucany kolejnymi bombami, których naliczono prawie 40. Ratując się okręt spoczął na dnie na głębokości 87 m, która wykraczała technicznie ponad jego zdolności. Wybuchy doprowadzały do kolejnych rozszczelnień, woda wlewała się w tonach, przestawały działać kolejne urządzenia, gasło światło, z każdą godziną brakowało powietrza, a cała jednostka trzeszczała od ciśnienia wody. Podobne działania bez jakiegokolwiek sukcesu miały miejsce w kolejnych dniach, a na dodatek nie było żadnej łączności z dowództwem, słowem beznadziejna sytuacja. Dopiero w nocy z 8 na 9 wrześnie na ,,Wilku'' udało się otrzymać rozkaz przejścia do nowego sektora na północ od latarni Stilo, jednak na zapytanie o możliwość atakowaniu samotnych niemieckich statków handlowych spotkano się z poleceniem trzymania się konwencji londyńskiej nakazującej ostrzeżenie atakowanej jednostki i pomoc jej załodze, co dla okrętu na tak dobrze strzeżonych wodach byłoby samobójstwem. Dla załogi było takie podejście nie do przyjęcia, no ale cóż. Po przejściu do nowego sektora sytuacja jednak nie uległa żadnej poprawie, co więcej, po zrzuceniu ropy z nieszczelnych balastów, przez stałe nabieranie wody (nawet do 30 ton), uszkodzone urządzenia i rozkaz ,,dobrego zachowania'' dalsze zmagania były bezcelowe. 10 września po nawiązaniu łączności z dowództwem na Helu i po zapytaniu o możliwość naprawy w porcie otrzymano odmowę przez niemożność z powodu kiepskiej sytuacji na Wybrzeżu, jednak zalecono przedostanie się do Anglii, bądź internowanie w którymś porcie w Szwecji.
Działania okrętu podwodnego ORP „Wilk" we wrześniu 1939 roku
Na okręcie przeprowadzono głosowanie, którego efektem po ostatecznej decyzji kapitana Krawczyka było udanie się do Anglii. Załogę czekała wyjątkowo niebezpieczna przeprawa przez cieśniny, z których wybrano Sund. 14 września ,,Wilk'' dotarł w okolice Trelleborga i przez cały dzień obserwował ruch statków, jednak dłużej nie zwlekając, to właśnie w nocy z 14 na 15 września postanowił przekroczyć Sund. Była godzina 20, kiedy okręt wszedł wynurzony do kanału. Zdając sobie sprawę z dużego ryzyka, a nie chcąc oddać w razie najgorszego okrętu bez walki, przy dziale 100 mm czuwała obsługa, prawie cała załoga wyszła z okrętu, na którym założono ładunki wybuchowe i otwarto odwietrzniki by go samozatopić w razie konieczności. Okręt szedł nocą w wąskim i płytkim kanale uniemożliwiającym zanurzenie Flint Rinne, kiedy to z naprzeciwka zauważono płynące dwa niemieckie okręty. Rozpoczęło się nerwowe oczekiwanie. Jednostki przeczesywały wody reflektorami, a w razie oświetlenia ,,Wilka'' i jego rozpoznania mogło zacząć się piekło. W pewnym momencie jednostki szły oddalone od siebie o 60 m, kiedy jeden z reflektorów uchwycił rufę ,,Wilka'', którego jednak nie rozpoznano, co było cudem, a tak tamten moment opisał jeden z oficerów ,,Wilka'' Bolesław Romanowski: 
,,W tej chwili zalał nas strumień jasnego światła. Patrząc na rufę zobaczyłem naszych ludzi stłoczonych przy kiosku, obsadę enkaemu. Bielały płócienne drelichy, a nad nimi prześwietlona jaskrawym światłem powiewała bandera. Za rufą unosiły się spaliny wydechowe diesli. Z nadbudówki niszczyciela oddalonego teraz od Wilka nie więcej jak 200 metrów padała na nasz okręt smuga światła.
„Koniec” – przemknęło mi przez myśl. Za sekundę-dwie zwali się na nas lawina żelaza. Oba okręty grzać będą ze wszystkich luf... Rozszaleje się piekło!''
O świcie 15 września, po udanym przekroczeniu Sundu, kpt. Krawczyk postanowił zameldować fakt ten kontradm. Unrugowi wysyłając depeszę o treści: „Przeszedłem Sund, gdzie ominąłem dwa kontrtorpedowce. Idę do Anglii. Niech żyje Polska!”. Po Sundzie przekroczono następnie Kattegat, by wypłynąć na wody Skagerrak, a potem Morze Północne, jednak przybyło kolejnych problemów - zaczęło brakować paliwa. Stojąc pod ścianą postanowiono przelać część oleju maszynowego do zbiorników paliwa, co robiono przez cały 17 wrzesień nosząc go w wiadrach, jednak nie było to rozwiązanie na dłuższą podróż. Zaczęło również brakować energii przez duże zużycie starych akumulatorów. Sama dalsza żegluga okazała się wyjątkowo ciężka, ponieważ na Morzu Północnym panowały wtedy silne sztormy, które dodatkowo miotały ,,Wilkiem''.
Działania okrętu podwodnego ORP „Wilk" we wrześniu 1939 roku
W końcu po ciężkich przeżyciach 19 września kapitanowi Krawczykowi udało się skontaktować z Admiralicją Royal Navy i ustalono, że następnego dnia ma spotkać się z brytyjskim okrętem by ruszyć do jednej z baz. I tak 22 września po uprzednim zatankowaniu w Rosyth polski okręt wpłyną do Scapa Flow, co tak opisał jeden z oficerów Borys Karnicki:
,,Do Scapa Flow wchodziliśmy o godzinie siódmej rano. Wyszedłem na pomost. Defilowaliśmy przed największą flotą świata. Pancerniki, krążowniki, tuziny kontrtorpedowców, lotniskowce. Mimo wczesnej godziny na wszystkich okrętach podniesiono bandery i załogi ustawiono wzdłuż burt i nadbudówek. W miarę jak mijaliśmy poszczególne jednostki, załogi podnosząc czapki krzyczały trzykrotnie „hura”! I to na naszą cześć. Łzy ciurkiem ciekły mi po twarzy. […]''
Polacy zostali przyjęci z najwyższymi honorami, a z wszystkich stron zaczęły spływać wyrazy uznania. Dla Anglików wyczyn ,,Wilka'' był jednak dość kłopotliwy, ponieważ jak się okazało, droga przez Morze Północne prowadziła przez ,,bardzo dobrze'' strzeżony przez Royal Navy i lotnictwo sektor, a mimo to nie został on w ogóle zauważony, co doprowadziło do ,,lekkiego nerwowego poruszenia''. 

Kończąc, ,,Wilk'' po ciężkiej kampanii na Bałtyku i brawurowym przejściu przez cieśniny, będąc wtedy jedną wielką uszkodzoną i przeciekającą puszką dotarł do Anglii, a załoga wykazała się wielkim hartem ducha. Po długich remontach okręt ten rozpoczął swoją dalszą służbę, przepełnioną wieloma problemami i tragediami, jednak to już jest materiał na kolejną dzidę.

Źródła:
Borowiak M., ORP Wilk: okaleczony drapieżnik, Warszawa 2008.
Borowiak M., Polska Marynarka Wojenna II RP, t. 5: Dywizjon Okrętów Podwodnych 1932-1939, Oświęcim 2021.
Rzepniewski A., Obrona Wybrzeża w 1939 r, Warszawa 1958.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku

3
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Mamy okres wakacyjny, więc może część osób pojedzie, bądź już miało przyjemność pojechać nad polskie morze, a mianowicie w okolice Półwyspu Helskiego. Wybierając się tam warto poświęcić cały dzień, bądź jego część na zwiedzenie licznych umocnień i stanowisk, które znajdują się na półwyspie. Jednymi z nich są pozostałości po baterii nr. 31 im. Heliodora Laskowskiego, której historię postaram się tu pokrótce przybliżyć.

Całą historię trzeba zacząć od osoby kmdr Heliodora Laskowskiego, którego imię bateria nosiła, a który przyczynił się do jej powstania od samego początku.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Laskowski urodził się w 1898 r. w Nieszawie. Już po ukończeniu studiów jako inżynier artylerii błyskawicznie znalazł się posiadając stopień kapitana w Kierownictwie Marynarki Wojennej, gdzie objął funkcję Szefa Artylerii. Od samego początku Laskowski zaczął zabiegać o ufortyfikowanie Półwyspu Helskiego. Spowodowane to było ówczesnymi planami wybudowania bazy marynarki wojennej, z portami i warsztatami. Przewidywana obrona jej w razie konieczności tylko za pomocą sił morskich była według Laskowskiego całkowicie nie do przyjęcia. Starania jego po licznych zahamowaniach (głównie problemy finansowe), zostały finalnie sfinalizowane pod koniec 1933 r. umową na zakup 4 dział wz. 35 152,4 mm firmy Bofors. Budowa dział była przewidziana na 26 miesięcy, a w międzyczasie zaprojektowano i zbudowano cztery stanowiska z dwoma komorami amunicyjnymi, przedsionkami, windami i znajdującą się na 2 metrowym stropie działobitnią. Nadzór nad wszystkim sprawował cały czas kmdr ppor. Heliodor Laskowski.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
W czerwcu i wrześniu 1935 ORP ,,Wilia" dostarczyła zamówione działa do portu w Gdyni, które następnie zostały przewiezione na stację PKP na Helu, by po tajnej i ciężkiej operacji zostały zamontowane na działobitniach stanowisk. Rozpoczęły się wzmożone ćwiczenia strzelań, jednak kmdr Laskowskiemu nie było dane dłużej przy tym być, bowiem od jakiegoś czasu męczony ciężką chorobą nerek zmarł 12 kwietnia 1936 r. podczas kuracji w Egipcie. Na jego cześć 1 stycznia 1937 r. bateria cyplowa otrzymała jego imię.

Przez kolejne lata trwały ćwiczenia, które poskutkowały świetnym wyszkoleniem załogi (same dalmierze z Polskich Zakładów Optycznych gwarantowały dokładność 5 metrów na 20 km), przy skutecznym ogniu do 26 km (odległość mniej więcej jak do Chałup). Widząc skuteczność dział, w 1937 podpisano kolejną umowę z Boforsem na budowę kolejnych 4 dział, które miały być zbudowane maksymalnie do lutego 1940 r. (Działa wykonano, odbyły się nawet pierwsze strzelania, jednak w wyniku wybuchu wojny nigdy nie trafiły do Polski i najprawdopodobniej zamontowano je na baterii Djuramossa).
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
W momencie wybuchu II wojny światowej baterią dowodził kapitan Zbigniew Przybyszewski. Od pierwszego dnia teren Helu był silnie bombardowany, co skutkowało licznymi zniszczeniami i uszkodzeniami. Dzięki dobremu maskowaniu bomby nie dosięgły jednak samych stanowisk dział, które z powodzeniem ostrzeliwały większe niemieckie jednostki. 3 września bateria wraz z ORP ,,Gryfem" i ,,Wichrem" skierowała swój ogień w stronę dwóch niemieckich niszczycieli, a następnie pod koniec dnia, ostrzeliwując trzeci, który musiał wycofać się stawiając zasłonę dymną. 
Przez kolejne dni bateria czynnie działała, będąc jednak sama bombardowana przez samoloty i ostrzeliwana od strony Westerplatte przez pancernik Schleswig-Holstein, który od 23 września w towarzystwie pancernika ,,Schlesien" rozpoczął zmasowany ostrzał całego półwyspu, by doprowadzić do pierwszych większych uszkodzeń wokół stanowisk baterii i jej samej. 25 września wywiązał się pojedynek polskich stanowisk z niemieckimi pancernikami, które wstrzelały się jednak w stanowiska baterii, doprowadzając do uszkodzenia działa nr 3, gdzie zginęło 2 marynarzy i kilku zostało rannych, a także unieruchamia czasowo działo nr 1, przy którym od odłamka zostaje ranny sam Przybyszewski. Po tym niemieckie okręty, w wyniku nakrycia przez ogień pozostałych dział, wycofują się jednak stawiając zasłonę dymną.
27 września dochodzi do kolejnego pojedynku, podczas którego trafiony zostaje w kazamatę artyleryjską na prawej burcie Schleswig-Holstein. Co ciekawe, wtedy baterią z ręką na templaku dowodzi ponownie kpt. Przybyszewski, który nie zważając na zakazy lekarzy wrócił pełnić dalej swoje obowiązki.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
W obliczu wcześniejszego ataku ZSRR z 17 września i kapitulacji kolejnych walczących miejsc 1 października w obliczu bezsensownej dalszej walki, zapada decyzja o kapitulacji. I tak w nocy z 1 na 2 października załoga baterii cyplowej rozpoczyna niszczenie swoich stanowisk - centrali artyleryjskiej, dalmierzy, przyrządów celowniczych. Dwa zamki dział zostały zniszczone, a dwa pozostałe wymontowane i zatopione w morzu. Spalono także wszystkie szyfry oraz cześć akt i dokumentów.

Rano do portu wpłynęły okręty niemieckie, a załoga baterii, jak i pozostali obrońcy Helu przed odmarszem do niewoli odśpiewali hymn narodowy.
Moment poddania się załogi baterii tak wspominał bosman Pawlikowski:

"Wkrótce nadjechali samochodami niemieccy oficerowie, wysiedli, zbliżyli się do dowódcy, oficer niemiecki zasalutował i wyjął papierośnicę częstując kapitana papierosem, ten jednak energicznie odmówił, co nam się bardzo podobało".

Na tym się jednak nie skończyło, ponieważ Niemcy rozkazali oddać każdą broń. Pierwszy wystąpił kpt. Zbigniew Przybyszewski, który odpiął swój oficerski kordzik, jednak zignorował on Niemca, który wyciągnął po niego dłoń, tylko minął go bez słowa totalnie go ignorując i wyrzucił go do morza. Wszyscy następnie dostali się do niewoli. Kpt. Przybyszewski resztę wojny, mimo kilku prób ucieczki, spędził w oflagach, by po wojnie wrócić do Polski i dostać awans na komandora porucznika. Po 7 latach został jednak aresztowany przez służby, podobnie jak wielu innych przedwojennych polskich oficerów, by po torturach i pod fałszywymi oskarżeniami zostać skazanym i zamordowanym.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Wracając jednak do stanowisk baterii. W czasie wojny zostały one odremontowane, a działa po naprawach oddane do użytku. Po wojnie stanowisku nr 1 zostało całkowicie zniszczone, a z baterii przetrwały tylko dwa działa, gdzie jedno jest w muzeum w Warszawie, a drugie znajduje się w muzeum w Gdyni. Na miejscach starych postawiono ówcześnie radzieckie działa B-13 kal. 130 mm i właśnie takie działo znajduje się do dziś na odrestaurowanym stanowisku nr 4.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Oczywiście Bateria Cyplowa nie była jedynymi umocnionymi i uzbrojonymi miejscami w momencie wybuchu II wojny światowej. Pozostałości po innych polskich umocnieniach rozsiane są (głównie od strony morza), po półwyspie. Jest to jednak temat na osobną i znacznie bardziej rozbudowaną dzidę. To samo tyczy się umocnień wzniesionych przez Niemców, z których sztandarowym przykładem jest wielkie stanowisko baterii Schleswig-Holstein 406 mm, czy wieża kierowania ogniem.

Źródła:
Rzepniewski A., Obrona Wybrzeża w 1939 roku, Warszawa 1964.
Nadolny W., Wielki leksykon uzbrojenia. Wrzesień 1939, t. 13: Bateria Helska, Warszawa 2013.
Wystawy w Muzeum Obrony Wybrzeża
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.

3
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Szanowne dzidki, przychodzę tu do was by spróbować w nie naukowy sposób wytłumaczyć to, jak powstała nasza Marynarka Wojenna (pomijając na razie tą z czasów I RP, o której na pewno kiedyś coś napiszę), a dokładniej jaki był ogólnie proces, założenia oraz czy w ogóle miała ona sens.
W 1918 r. gdy Polska odzyskała niepodległość, cały kraj był rozbity i podzielony po trzech zaborach, a sytuacja gospodarcza była w tragicznym punkcie. Trzeba było wszystko zszywać w jeden spójny organizm państwowy, nie zapominając przy tym o wojsku. Od samego początku nie mieliśmy jeszcze dostępu do morza, który został nam przydzielony na mocy Traktatu Wersalskiego podpisanego 28 czerwca 1919 r., ale już Polacy zaczęli coś pod jego kontem robić. Morze było bowiem wyjątkowo istotne dla Polski pod względem rozwoju gospodarczego, ale również od strony militarnej. I tak 28 listopada 1918 r. na mocy dekretu nr 155 Józef Piłsudski powołał Polską Marynarkę Wojenną, której sprawami zajął się Departament dla Spraw Morskich (późniejsze Kierownictwo Marynarki Wojennej), utworzony przy Ministerstwie Spraw Wojskowych.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Na początku do świeżej PMW zaczęli napływać oficerowie, którzy służyli w marynarkach trzech zaborczych państw. Nieśli oni ze sobą nie tylko doświadczenie, ale również poglądy na to jak ona ma wyglądać. Nim jednak przejdę do planów, często bardzo karkołomnych to skupię się na geopolityce i samej geografii.
Polska znalazła się ówcześnie miedzy dwoma państwami, które ewidentnie miały zapędy mocarstwowe. Co prawda były one mocno wyczerpane Wielką Wojną, jednak to wszystko było do czasu. Polska miała szansę się o tym przekonać już w 1919, kiedy wybuchła wojna z Bolszewicką Rosją, z której o mały włos nie wyszliśmy przegrani. Niemcy również nie byli przyjaźnie nastawieni. Tym samym od początku zdawano sobie sprawę, że w przypadku stałości wojna z jednym z tych państw będzie nieunikniona, a może nawet i z dwoma jednocześnie. Kolejną sprawą był sam Bałtyk, morze zamknięte, do którego prowadziła głównie droga przez duńskie cieśniny. Był i jest to akwen: nieprzyjemny do żeglugi, z licznymi rynnami, rzekami morskimi, niesprzyjającymi prądami, którego linia brzegowa nie jest jednakowo urozmaicona, z wieloma mieliznami, płytkimi wodami jak i głębiami, na którym można z powodzeniem się ukryć, ale i które można skutecznie zaminować (pokazały to działania podczas Wielkiej Wojny). Bałtyk był swego rodzajem dosłownie oknem na świat, które w razie konfliktu było istotne pod względem dostaw.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Kierując się tym na początku opracowywano plany, które zakładały budowę potężnej floty, która mogłaby z powodzeniem walczyć z którymś z wymienionych państw. Pierwszy plan stworzony przez w tedy jeszcze pułkownika Jerzego Świrskiego był stosunkowo nie duży bo zakładał budowę lub zakup: 1 krążownika, 3-4 niszczycieli, 2 okrętów podwodnych, 6 trałowców i 4 ścigaczy artyleryjskich. Nie było to w cale wygórowane, więc i dobrze to przyjęto. Zachęceni tym w DSM stworzyli nowy plan... trochę większy, który zakładał: 2 pancerniki, 6 krążowników, 28 niszczycieli, 45 okrętów podwodnych, 28 trałowców, 54 kutry torpedowe oraz 14 jednostek pomocniczych. Komuś ewidentnie trochę w tedy się odleciało. Spowodowane było to również nadzieją na przyznanie dużej ilości okrętów z dzielonych flot przegranych państw, z czego na skutek głównie sprzeciwu Brytyjczyków (którzy nie chcieli zbytniego wzrostu siły Polski, która była oddanym sojusznikiem Francji), przydzielono nam tylko 6 starych poniemieckich torpedowców. Nie powiodła się także wstępna umowa na odstąpienie przez brytyjską Admiralicję kilku jednostek. To wszystko brutalnie przekreśliło większe plany, tym samym pokazało Polakom, że nie ma co marzyć o byciu znaczną siłą na Bałtyku, która będzie w stanie blokować porty przeciwnika i być hegemonem. W obliczu tego, trzeba było skupić się na obronie 140 km linii wybrzeża.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Powstał w niedługim czasie przez to kolejny plan, zbliżony wielkością do pierwszego, a także istotne było podpisanie sojuszu z Francją, który był istotnym zapalnikiem do budowy portu w Gdyni, a także do kolejnych planów rozbudowy floty. Mimo ogromnych problemów finansowych, często nieprzychylnej polityki w państwie udało się opierając o ten sojusz zbudować 3 podwodne stawiacze min typu ,,Wilk" i dwa kontrtorpedowce typu ,,Wicher". Jeden i drugi typ jednostek miał sens. Kontrtorpedowce mogły działać przy ochronie sojuszniczych konwojów transportujących zaopatrzenie dla polskiej armii, które były mocno brane pod uwagę, bowiem zdawano sobie sprawę z tego, że lądem dostawy trwają dłużej i mogą być zablokowane na granicy innego państwa (doświadczenie z wojny 1919-1920 roku na przykładzie Czechów). Jeśli chodzi o podwodne stawiacze min, to one oprócz normalnego działania przeciw potencjalnym wrogim jednostkom za pomocą torped, mogły również stawiać małe zapory i pola minowe, czym można było doprowadzić do częściowego paraliżu działań przeciwnika. Przy tym wszystkim istotnym elementem, był aktywny udział sojuszniczej marynarki na co liczono, bowiem bez niej przy sile własnej nie widziano szans na dłuższą walkę. To wszystko jednak było w oparciu o potencjalną wojnę z Rosją, ponieważ przy wojnie z Niemcami te założenia nie miałyby większego sensu.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Po średnich doświadczeniach ze stroną francuską, Polska zwróciła się również w stronę innych państw, z czego tym najistotniejszym była Wielka Brytania. To w niej zamówiono 2 duże niszczyciele typu ,,Grom" (idealne do działań konwojowych i żeglugi po Bałtyku), a także miały być zbudowane kolejne jednostki tego rodzaju. Przy dalszym rozwoju i realizacji kolejnych planów postanowiono zbudować kolejne okręty podwodne, czyli te typu ,,Orzeł", które powstały w Holandii (jednostki oceaniczne bardo dobre do dłuższych działań z dala od swojego portu przez dłuższy czas), które również miały swoje uzasadnienie w działaniach w razie konfliktu z Rosją. Trzymając się dalej tej doktryny we Francji powstał Stawiacz min ,,Gryf" , którego rolą miało być zaminowanie wód przy Polskich wybrzeżu, ale i tych, w razie możliwości przy portach przeciwnika i na szlakach. W latach 30 powstało także 6 trałowców, które miały zaś mieć zadanie zlikwidowania min, które mogła postawić flota Radziecka.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Sytuacja jednak uległa zmianie, kiedy to nie Rosja, a Niemcy okazali się tymi, z którymi przyszło walczyć. Tu plany i prawie dwadzieścia lat starań nie na wiele się zdało, bowiem potrzebne dostawy i wsparcie zostało uniemożliwione przez lokalizację wroga, który stał na drodze z cieśnin duńskich do Polski. Zamykając tą bramę, polska flota była zdana na siebie, bez szansy ukrycia się, gdzie siły sojusznicze też nie zamierzały nadstawiać karku i narażać się na niepotrzebne straty. Nie pomogła by wtedy nawet większa liczebność. Jedynym wyjściem było więc wycofanie własnych sił, dając im szansę na dalsze działanie, lub obrona wybrzeża bez szansy jego utrzymania, starając się zadać przeciwnikowi jak największe straty. 
Na koniec nasuwa się jedno pytanie. Czy PMW w czasach II RP była w ogóle potrzebna, czy miała rację bytu? Odpowiedź brzmi TAK. Istotne jednak było to, z kim się walczy i jak własne siły zostaną wykorzystane. ,,Wojna z Rosją Radziecką? Jak najbardziej. Wojna z Niemcami? Też, ale rozsądnie je wykorzystując i starając się uratować chociaż część jednostek, by te mogły walczyć nie będąc bezsensownie zatopione w obronie własnego wybrzeża". Przy tym ostatnim po części ten zabieg się udał po staraniach tych co mieli o tym pojęcie. Po części, bo prawo decyzyjności mieli głównie ci, którzy nie kierowali się zdrowym rozsądkiem.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.11863207817078