Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku

3
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Mamy okres wakacyjny, więc może część osób pojedzie, bądź już miało przyjemność pojechać nad polskie morze, a mianowicie w okolice Półwyspu Helskiego. Wybierając się tam warto poświęcić cały dzień, bądź jego część na zwiedzenie licznych umocnień i stanowisk, które znajdują się na półwyspie. Jednymi z nich są pozostałości po baterii nr. 31 im. Heliodora Laskowskiego, której historię postaram się tu pokrótce przybliżyć.

Całą historię trzeba zacząć od osoby kmdr Heliodora Laskowskiego, którego imię bateria nosiła, a który przyczynił się do jej powstania od samego początku.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Laskowski urodził się w 1898 r. w Nieszawie. Już po ukończeniu studiów jako inżynier artylerii błyskawicznie znalazł się posiadając stopień kapitana w Kierownictwie Marynarki Wojennej, gdzie objął funkcję Szefa Artylerii. Od samego początku Laskowski zaczął zabiegać o ufortyfikowanie Półwyspu Helskiego. Spowodowane to było ówczesnymi planami wybudowania bazy marynarki wojennej, z portami i warsztatami. Przewidywana obrona jej w razie konieczności tylko za pomocą sił morskich była według Laskowskiego całkowicie nie do przyjęcia. Starania jego po licznych zahamowaniach (głównie problemy finansowe), zostały finalnie sfinalizowane pod koniec 1933 r. umową na zakup 4 dział wz. 35 152,4 mm firmy Bofors. Budowa dział była przewidziana na 26 miesięcy, a w międzyczasie zaprojektowano i zbudowano cztery stanowiska z dwoma komorami amunicyjnymi, przedsionkami, windami i znajdującą się na 2 metrowym stropie działobitnią. Nadzór nad wszystkim sprawował cały czas kmdr ppor. Heliodor Laskowski.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
W czerwcu i wrześniu 1935 ORP ,,Wilia" dostarczyła zamówione działa do portu w Gdyni, które następnie zostały przewiezione na stację PKP na Helu, by po tajnej i ciężkiej operacji zostały zamontowane na działobitniach stanowisk. Rozpoczęły się wzmożone ćwiczenia strzelań, jednak kmdr Laskowskiemu nie było dane dłużej przy tym być, bowiem od jakiegoś czasu męczony ciężką chorobą nerek zmarł 12 kwietnia 1936 r. podczas kuracji w Egipcie. Na jego cześć 1 stycznia 1937 r. bateria cyplowa otrzymała jego imię.

Przez kolejne lata trwały ćwiczenia, które poskutkowały świetnym wyszkoleniem załogi (same dalmierze z Polskich Zakładów Optycznych gwarantowały dokładność 5 metrów na 20 km), przy skutecznym ogniu do 26 km (odległość mniej więcej jak do Chałup). Widząc skuteczność dział, w 1937 podpisano kolejną umowę z Boforsem na budowę kolejnych 4 dział, które miały być zbudowane maksymalnie do lutego 1940 r. (Działa wykonano, odbyły się nawet pierwsze strzelania, jednak w wyniku wybuchu wojny nigdy nie trafiły do Polski i najprawdopodobniej zamontowano je na baterii Djuramossa).
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
W momencie wybuchu II wojny światowej baterią dowodził kapitan Zbigniew Przybyszewski. Od pierwszego dnia teren Helu był silnie bombardowany, co skutkowało licznymi zniszczeniami i uszkodzeniami. Dzięki dobremu maskowaniu bomby nie dosięgły jednak samych stanowisk dział, które z powodzeniem ostrzeliwały większe niemieckie jednostki. 3 września bateria wraz z ORP ,,Gryfem" i ,,Wichrem" skierowała swój ogień w stronę dwóch niemieckich niszczycieli, a następnie pod koniec dnia, ostrzeliwując trzeci, który musiał wycofać się stawiając zasłonę dymną. 
Przez kolejne dni bateria czynnie działała, będąc jednak sama bombardowana przez samoloty i ostrzeliwana od strony Westerplatte przez pancernik Schleswig-Holstein, który od 23 września w towarzystwie pancernika ,,Schlesien" rozpoczął zmasowany ostrzał całego półwyspu, by doprowadzić do pierwszych większych uszkodzeń wokół stanowisk baterii i jej samej. 25 września wywiązał się pojedynek polskich stanowisk z niemieckimi pancernikami, które wstrzelały się jednak w stanowiska baterii, doprowadzając do uszkodzenia działa nr 3, gdzie zginęło 2 marynarzy i kilku zostało rannych, a także unieruchamia czasowo działo nr 1, przy którym od odłamka zostaje ranny sam Przybyszewski. Po tym niemieckie okręty, w wyniku nakrycia przez ogień pozostałych dział, wycofują się jednak stawiając zasłonę dymną.
27 września dochodzi do kolejnego pojedynku, podczas którego trafiony zostaje w kazamatę artyleryjską na prawej burcie Schleswig-Holstein. Co ciekawe, wtedy baterią z ręką na templaku dowodzi ponownie kpt. Przybyszewski, który nie zważając na zakazy lekarzy wrócił pełnić dalej swoje obowiązki.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
W obliczu wcześniejszego ataku ZSRR z 17 września i kapitulacji kolejnych walczących miejsc 1 października w obliczu bezsensownej dalszej walki, zapada decyzja o kapitulacji. I tak w nocy z 1 na 2 października załoga baterii cyplowej rozpoczyna niszczenie swoich stanowisk - centrali artyleryjskiej, dalmierzy, przyrządów celowniczych. Dwa zamki dział zostały zniszczone, a dwa pozostałe wymontowane i zatopione w morzu. Spalono także wszystkie szyfry oraz cześć akt i dokumentów.

Rano do portu wpłynęły okręty niemieckie, a załoga baterii, jak i pozostali obrońcy Helu przed odmarszem do niewoli odśpiewali hymn narodowy.
Moment poddania się załogi baterii tak wspominał bosman Pawlikowski:

"Wkrótce nadjechali samochodami niemieccy oficerowie, wysiedli, zbliżyli się do dowódcy, oficer niemiecki zasalutował i wyjął papierośnicę częstując kapitana papierosem, ten jednak energicznie odmówił, co nam się bardzo podobało".

Na tym się jednak nie skończyło, ponieważ Niemcy rozkazali oddać każdą broń. Pierwszy wystąpił kpt. Zbigniew Przybyszewski, który odpiął swój oficerski kordzik, jednak zignorował on Niemca, który wyciągnął po niego dłoń, tylko minął go bez słowa totalnie go ignorując i wyrzucił go do morza. Wszyscy następnie dostali się do niewoli. Kpt. Przybyszewski resztę wojny, mimo kilku prób ucieczki, spędził w oflagach, by po wojnie wrócić do Polski i dostać awans na komandora porucznika. Po 7 latach został jednak aresztowany przez służby, podobnie jak wielu innych przedwojennych polskich oficerów, by po torturach i pod fałszywymi oskarżeniami zostać skazanym i zamordowanym.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Wracając jednak do stanowisk baterii. W czasie wojny zostały one odremontowane, a działa po naprawach oddane do użytku. Po wojnie stanowisku nr 1 zostało całkowicie zniszczone, a z baterii przetrwały tylko dwa działa, gdzie jedno jest w muzeum w Warszawie, a drugie znajduje się w muzeum w Gdyni. Na miejscach starych postawiono ówcześnie radzieckie działa B-13 kal. 130 mm i właśnie takie działo znajduje się do dziś na odrestaurowanym stanowisku nr 4.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Oczywiście Bateria Cyplowa nie była jedynymi umocnionymi i uzbrojonymi miejscami w momencie wybuchu II wojny światowej. Pozostałości po innych polskich umocnieniach rozsiane są (głównie od strony morza), po półwyspie. Jest to jednak temat na osobną i znacznie bardziej rozbudowaną dzidę. To samo tyczy się umocnień wzniesionych przez Niemców, z których sztandarowym przykładem jest wielkie stanowisko baterii Schleswig-Holstein 406 mm, czy wieża kierowania ogniem.

Źródła:
Rzepniewski A., Obrona Wybrzeża w 1939 roku, Warszawa 1964.
Nadolny W., Wielki leksykon uzbrojenia. Wrzesień 1939, t. 13: Bateria Helska, Warszawa 2013.
Wystawy w Muzeum Obrony Wybrzeża
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.

3
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Szanowne dzidki, przychodzę tu do was by spróbować w nie naukowy sposób wytłumaczyć to, jak powstała nasza Marynarka Wojenna (pomijając na razie tą z czasów I RP, o której na pewno kiedyś coś napiszę), a dokładniej jaki był ogólnie proces, założenia oraz czy w ogóle miała ona sens.
W 1918 r. gdy Polska odzyskała niepodległość, cały kraj był rozbity i podzielony po trzech zaborach, a sytuacja gospodarcza była w tragicznym punkcie. Trzeba było wszystko zszywać w jeden spójny organizm państwowy, nie zapominając przy tym o wojsku. Od samego początku nie mieliśmy jeszcze dostępu do morza, który został nam przydzielony na mocy Traktatu Wersalskiego podpisanego 28 czerwca 1919 r., ale już Polacy zaczęli coś pod jego kontem robić. Morze było bowiem wyjątkowo istotne dla Polski pod względem rozwoju gospodarczego, ale również od strony militarnej. I tak 28 listopada 1918 r. na mocy dekretu nr 155 Józef Piłsudski powołał Polską Marynarkę Wojenną, której sprawami zajął się Departament dla Spraw Morskich (późniejsze Kierownictwo Marynarki Wojennej), utworzony przy Ministerstwie Spraw Wojskowych.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Na początku do świeżej PMW zaczęli napływać oficerowie, którzy służyli w marynarkach trzech zaborczych państw. Nieśli oni ze sobą nie tylko doświadczenie, ale również poglądy na to jak ona ma wyglądać. Nim jednak przejdę do planów, często bardzo karkołomnych to skupię się na geopolityce i samej geografii.
Polska znalazła się ówcześnie miedzy dwoma państwami, które ewidentnie miały zapędy mocarstwowe. Co prawda były one mocno wyczerpane Wielką Wojną, jednak to wszystko było do czasu. Polska miała szansę się o tym przekonać już w 1919, kiedy wybuchła wojna z Bolszewicką Rosją, z której o mały włos nie wyszliśmy przegrani. Niemcy również nie byli przyjaźnie nastawieni. Tym samym od początku zdawano sobie sprawę, że w przypadku stałości wojna z jednym z tych państw będzie nieunikniona, a może nawet i z dwoma jednocześnie. Kolejną sprawą był sam Bałtyk, morze zamknięte, do którego prowadziła głównie droga przez duńskie cieśniny. Był i jest to akwen: nieprzyjemny do żeglugi, z licznymi rynnami, rzekami morskimi, niesprzyjającymi prądami, którego linia brzegowa nie jest jednakowo urozmaicona, z wieloma mieliznami, płytkimi wodami jak i głębiami, na którym można z powodzeniem się ukryć, ale i które można skutecznie zaminować (pokazały to działania podczas Wielkiej Wojny). Bałtyk był swego rodzajem dosłownie oknem na świat, które w razie konfliktu było istotne pod względem dostaw.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Kierując się tym na początku opracowywano plany, które zakładały budowę potężnej floty, która mogłaby z powodzeniem walczyć z którymś z wymienionych państw. Pierwszy plan stworzony przez w tedy jeszcze pułkownika Jerzego Świrskiego był stosunkowo nie duży bo zakładał budowę lub zakup: 1 krążownika, 3-4 niszczycieli, 2 okrętów podwodnych, 6 trałowców i 4 ścigaczy artyleryjskich. Nie było to w cale wygórowane, więc i dobrze to przyjęto. Zachęceni tym w DSM stworzyli nowy plan... trochę większy, który zakładał: 2 pancerniki, 6 krążowników, 28 niszczycieli, 45 okrętów podwodnych, 28 trałowców, 54 kutry torpedowe oraz 14 jednostek pomocniczych. Komuś ewidentnie trochę w tedy się odleciało. Spowodowane było to również nadzieją na przyznanie dużej ilości okrętów z dzielonych flot przegranych państw, z czego na skutek głównie sprzeciwu Brytyjczyków (którzy nie chcieli zbytniego wzrostu siły Polski, która była oddanym sojusznikiem Francji), przydzielono nam tylko 6 starych poniemieckich torpedowców. Nie powiodła się także wstępna umowa na odstąpienie przez brytyjską Admiralicję kilku jednostek. To wszystko brutalnie przekreśliło większe plany, tym samym pokazało Polakom, że nie ma co marzyć o byciu znaczną siłą na Bałtyku, która będzie w stanie blokować porty przeciwnika i być hegemonem. W obliczu tego, trzeba było skupić się na obronie 140 km linii wybrzeża.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Powstał w niedługim czasie przez to kolejny plan, zbliżony wielkością do pierwszego, a także istotne było podpisanie sojuszu z Francją, który był istotnym zapalnikiem do budowy portu w Gdyni, a także do kolejnych planów rozbudowy floty. Mimo ogromnych problemów finansowych, często nieprzychylnej polityki w państwie udało się opierając o ten sojusz zbudować 3 podwodne stawiacze min typu ,,Wilk" i dwa kontrtorpedowce typu ,,Wicher". Jeden i drugi typ jednostek miał sens. Kontrtorpedowce mogły działać przy ochronie sojuszniczych konwojów transportujących zaopatrzenie dla polskiej armii, które były mocno brane pod uwagę, bowiem zdawano sobie sprawę z tego, że lądem dostawy trwają dłużej i mogą być zablokowane na granicy innego państwa (doświadczenie z wojny 1919-1920 roku na przykładzie Czechów). Jeśli chodzi o podwodne stawiacze min, to one oprócz normalnego działania przeciw potencjalnym wrogim jednostkom za pomocą torped, mogły również stawiać małe zapory i pola minowe, czym można było doprowadzić do częściowego paraliżu działań przeciwnika. Przy tym wszystkim istotnym elementem, był aktywny udział sojuszniczej marynarki na co liczono, bowiem bez niej przy sile własnej nie widziano szans na dłuższą walkę. To wszystko jednak było w oparciu o potencjalną wojnę z Rosją, ponieważ przy wojnie z Niemcami te założenia nie miałyby większego sensu.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Po średnich doświadczeniach ze stroną francuską, Polska zwróciła się również w stronę innych państw, z czego tym najistotniejszym była Wielka Brytania. To w niej zamówiono 2 duże niszczyciele typu ,,Grom" (idealne do działań konwojowych i żeglugi po Bałtyku), a także miały być zbudowane kolejne jednostki tego rodzaju. Przy dalszym rozwoju i realizacji kolejnych planów postanowiono zbudować kolejne okręty podwodne, czyli te typu ,,Orzeł", które powstały w Holandii (jednostki oceaniczne bardo dobre do dłuższych działań z dala od swojego portu przez dłuższy czas), które również miały swoje uzasadnienie w działaniach w razie konfliktu z Rosją. Trzymając się dalej tej doktryny we Francji powstał Stawiacz min ,,Gryf" , którego rolą miało być zaminowanie wód przy Polskich wybrzeżu, ale i tych, w razie możliwości przy portach przeciwnika i na szlakach. W latach 30 powstało także 6 trałowców, które miały zaś mieć zadanie zlikwidowania min, które mogła postawić flota Radziecka.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Sytuacja jednak uległa zmianie, kiedy to nie Rosja, a Niemcy okazali się tymi, z którymi przyszło walczyć. Tu plany i prawie dwadzieścia lat starań nie na wiele się zdało, bowiem potrzebne dostawy i wsparcie zostało uniemożliwione przez lokalizację wroga, który stał na drodze z cieśnin duńskich do Polski. Zamykając tą bramę, polska flota była zdana na siebie, bez szansy ukrycia się, gdzie siły sojusznicze też nie zamierzały nadstawiać karku i narażać się na niepotrzebne straty. Nie pomogła by wtedy nawet większa liczebność. Jedynym wyjściem było więc wycofanie własnych sił, dając im szansę na dalsze działanie, lub obrona wybrzeża bez szansy jego utrzymania, starając się zadać przeciwnikowi jak największe straty. 
Na koniec nasuwa się jedno pytanie. Czy PMW w czasach II RP była w ogóle potrzebna, czy miała rację bytu? Odpowiedź brzmi TAK. Istotne jednak było to, z kim się walczy i jak własne siły zostaną wykorzystane. ,,Wojna z Rosją Radziecką? Jak najbardziej. Wojna z Niemcami? Też, ale rozsądnie je wykorzystując i starając się uratować chociaż część jednostek, by te mogły walczyć nie będąc bezsensownie zatopione w obronie własnego wybrzeża". Przy tym ostatnim po części ten zabieg się udał po staraniach tych co mieli o tym pojęcie. Po części, bo prawo decyzyjności mieli głównie ci, którzy nie kierowali się zdrowym rozsądkiem.
Polska Marynarka Wojenna w II RP – powstanie, plany rozbudowy floty, doktryna morska i to czy miała ona sens.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Plan ,,Peking" - czyli wycofanie części sił marynarki II RP do Wielkiej Brytanii

71
Plan ,,Peking" - czyli wycofanie części sił marynarki II RP do Wielkiej Brytanii
Już na początku 1939 r. sytuacja w Europie była dramatyczna. Anschluss Austrii w 1938, wysuwane roszczenia do Polski, zajęcie Czechosłowacji oraz litewskiej Kłajpedy w marcu 1939 stawiało sprawę jasno. W Polsce od marca podnoszono część sił w stan gotowości, tak było i w Marynarce Wojennej.

Sytuacja w PMW była nieciekawa. Przez cały okres II RP marynarka borykała się z ciągłymi problemami finansowymi, które przełożyły się na liczebność i jej siłę, a także na stan ufortyfikowania Wybrzeża. Same założenia wojny na morzu również nie przygotowały PMW na możliwe starcie z Kriegsmarine, bowiem głównie siły były przygotowywane na potencjalną wojnę z ZSRR, co przełożyło się przy skromnym budżecie na charakter budowanych jednostek. Prościej mówiąc - Polska nie miała ani sił, ani konkretnych założeń na wypadek wojny z Niemcami, co próbowano na szybko naprawić. 
Plan ,,Peking" - czyli wycofanie części sił marynarki II RP do Wielkiej Brytanii
Powstawały nowe założenia, plany wykorzystania sił. O ile przy okrętach podwodnych, czy stawiaczu min ,,Gryf" widziano jakiś potencjalny skutek ich działania, to przy kontrtorpedowcach (międzywojenna nazwa niszczycieli), których PMW posiadała wtedy 4, nie widziano większych szans na ich przetrwanie. Potrzebne było rozwiązanie, które mogło uratować ,,Wichra", ,,Burzę", ,,Groma" i ,,Błyskawicę". Sytuacja tego tym bardziej wymagała, ponieważ w obliczu wizji możliwej wojny, nasi ówcześni sojusznicy zaczęli się wykruszać. Francuzi, którzy byli do rany przyłóż w momentach większych zamówień uzbrojenia z naszej strony, w kwietniu 1939 r. zaczęli się dość migać od konkretów i zobowiązań na wypadek konfliktu, a to stawiało polskie wojsko w nieciekawej sytuacji. Sprawa więc wyglądała jasno - szansa, a raczej nadzieja na obronę na lądzie była, jednak utrzymanie Wybrzeża spadało do zera. Na szczęście ówczesny szef Kierownictwa Marynarki Wojennej kontradm. Jerzy Świrski oraz dowódca Floty kontradm. Józef Unrug mieli wstępne założenie, które przerodziło się w plan wysłania jednostek do Wielkiej Brytanii. 
Plan ten po zabiegach Świrskiego zyskał przychylność Brytyjskiej Admiralicji, jednak osobą do której należało ostatnie słowo był marszałek Edward Śmigły-Rydz. I tu zaczęły się schody. Naczelny wódz nie chciał w ogóle słyszeć o takim scenariuszu, bowiem był przekonany, że choćby okręty miały pójść na dno, to jednak ich cena nie gra roli i grunt by zostały zatopione z honorem w obronie ojczyzny. Świrski i Unrug jednak tłumaczyli marszałkowi, że będzie to duży błąd i bezsensowna utrata jednostek, co trwało dość długo. Finalnie Śmigły-Rydz przystał na plan kontradmirałów, jednak zgodził się na wysłanie tylko 3 a nie 4 kontrtorpedowców, by ten jeden został - tak na wszelki wypadek jakby Niemcy chcieli zająć Gdańsk... Posiadając zgodę, wybrano 3 jednostki i przygotowano szczegółowo plan, który otrzymał kryptonim ,,PEKING".
Plan ,,Peking" - czyli wycofanie części sił marynarki II RP do Wielkiej Brytanii
Z jego realizacją czekano dosłownie do ostatniego momentu, co mogło skończyć się jego niepowodzeniem, bowiem marszałek Śmigły-Rydz zwlekał z wydaniem polecenia wykonania, mimo iż na granicy zauważono pojawiające się niemieckie siły. Rozkaz ,,Peking wykonać" dotarł do dowództwa floty dopiero 30 sierpnia, by o 12:50 przekazać go dowódcy Dywizjonu Kontrtorpedowców. Tu wydarzenia potoczyły się już szybko bowiem kotły na okrętach były już rozgrzane, wykonano ostatnie przygotowania i po szybkiej odprawie o 14:15 ,,Błyskawica", ,,Grom" i ,,Burza" w szyku torowym wypłynęły z Gdynii. Tak wspominał to świadek tych wydarzeń dowódca ,,Jaskółki" kpt. Tadeusz Borysiewicz:
,,Był to niezapomniany widok. Popołudnie było słoneczne, bardzo pogodne i owiane świeżą, północno-wschodnią bryzą. Z pomostu ,,Jaskółki”, która znajdowała się wówczas w połowie drogi z Helu do Gdyni, zauważyliśmy szare sylwety naszych niszczycieli, uwieńczone pióropuszem gęstego dymu i odrywające się od ciemnych zarysów oksywskiego wzgórza. Gdyśmy się mijali, okręty szły już znaczną szybkością i widać było, że wszystkie kotły są pod parą [...]. Uderzał brak ,,Wichra” oraz fakt, że o jakiejkolwiek podróży dywizjonu niszczycieli nic się przedtem we flocie nie mówiono. Dlatego czuliśmy podświadomie, że z tymi okrętami żegnamy się na długo."

Idąc drogą w stronę Helu okręty wytworzyły z dymu dosłownie zasłonę, bowiem starano się by nie zostały zauważone jak najdłużej przez niemieckich obserwatorów. Taki stan rzeczy nie trwał jednak długo. Już po wypłynięciu w morze i skierowaniu się najpierw w stronę Szwecji, a potem wprost na cieśniny okręty zostały zauważane kolejno przez liczne podwodne i nawodne niemieckie jednostki. W nocy z 30 na 31 sierpnia przechodząc przez cieśninę polskie kontrtorpedowce zostały także oświetlone i wezwane do oznajmienia kim są przez Duńczyków, jednak było to niemożliwe bowiem na okrętach zarządzono całkowitą ciszę radiową. Rano na wodach Kattegatu polskie jednostki zauważyły kolejne U-Booty, by po opuszczeniu znów wód Skagerraku były stale obserwowane przez samoloty Luftwaffe.
Plan ,,Peking" - czyli wycofanie części sił marynarki II RP do Wielkiej Brytanii
Po finalnym opuszczeniu cieśnin dopiero wtedy dowódcy i oficerowie okrętów postanowili powiadomić o faktycznym celu rejsu załogę. Wcześniej nie zrobiono tego wmawiając wszystkim, że miejscem docelowym jest norweskie Bergen, ponieważ do ostatniej chwili cel podróży miał być tajemnicą. W momencie ujawnienia prawdy załogi przyjęły to na ogół spokojnie. Marynarze zdawali sobie sprawę, że być może pozostawili swe rodziny na długo przez co część mocno spochmurniała, zaś młodzi byli całkiem pozytywnie nastawieni stając przed wizją współpracy z Royal Navy.
1 września do załóg dotarły dramatyczne wieści o napaści Niemiec na Polskę. Na okrętach rozpoczęły się dyskusje, że może decyzja o odpłynięciu była zła i było trzeba walczyć. Te rozmowy jednak przezwyciężył rozsądek bowiem zdawano sobie sprawę, że nie długo okręty utrzymały by się na powierzchni. Było ok. południa, kiedy nad polskimi jednostkami zaczęły krążyć samoloty RAF-u, a o 13:00 dowódca całego dywizjonu kmdr. Stankiewicz wysłał do Rosyth depeszę informując o miejscu spotkania z okrętami RN. Na spotkanie przypłynęły dwa niszczyciele, które zaprowadziły polskie okręty do jednego z portów. O godz. 17:37 brytyjskiego czasu, polskie jednostki zacumowały na redzie szkockiego awanportu Leith. Plan ,,Peking" zakończył się sukcesem.

Z 3 okrętów, które wtedy wypłynęły do Polski po wojnie powróciły niestety 2. ORP ,,Grom" zatonął w trakcie walk pod Narvikiem, a jeśli ktoś jest zainteresowany w jakich okolicznościach to zapraszam do napisanej jakiś czas temu przeze mnie dzidy.

Źródła:
Borowiak M., Polska Marynarka Wojenna II Rzeczypospolitej, t. 4: Dywizjon Kontrtorpedowców 1932-1939, Oświęcim 2021.
Makowski A., Plan ,,Peking”- czy polska flota ,,uciekła” do Wielkiej Brytanii w 1939 r. ?, ,,Morze, Statki i Okręty”, 2019, nr 4, s. 74-81.
Twardowski M., Encyklopedia okrętów wojennych, t. 24: Niszczyciele typu Grom, cz. 1 Grom Błyskawica, Gdańsk 2002.
Plan ,,Peking" - czyli wycofanie części sił marynarki II RP do Wielkiej Brytanii
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.12484502792358