Witajcie z tej strony JEBANY WROT, co prawda z małym opóźnieniem, ale lepiej późno niż wcale, czyż nie? Zatem zgodnie ze spojlerem dzisiaj będzie o tym dziwnym tegesie. A ten teges to był granat partyzancki. Ale żeby wam smutno nie było, to opowiem dzisiaj o każdym takim granacie. Zatem zaparzcie sobie płynu do chłodnicy, zasiądźcie wygodnie w fotelu i posłuchajcie tej opowiastki. Partyzanci potrzebowali granatów w tym samym celu co każdy żołnierz. Duża siła rażenia, mały koszt i mało ważyły, a w dodatku są łatwe do ukrycia. Można nim rzucić we wroga znacznie liczniejszego. Nie dość, że pewnie zabije paru, to też paru wyeliminuje z walki, a dodatkowo niektórzy będą musieli się zająć rannymi. Idealne narzędzie do pracy konspiracyjnej. I ostatni powód, bo wybuchają, a kto nie lubi wybuchów, prawda?
Partyzanci na początku używali w głównej mierze granatów odkopanych ze skrytek z kampanii wrześniowej. Były tam dobrej produkcji granaty obronno-zaczepne.
Problem polegał na tym co widać na zdjęciu. Te granaty leżały w ziemi czasami rok, czasami dłużej. Taki granat korodował w tym zawleczka i łyżka. A raczej nie chcecie używać granatu, który wybuchnie wam w rękach prawda? Nawet jeśli byście chcieli to i tak było ich za mało, trzeba było zdobyć coś innego lub też wykonać coś swojej produkcji. A więc można było jeszcze zabrać granaty Niemcom, tylko głupi by nie skorzystał. I mimo że były to świetne granaty, to nie nadawały się do pracy konspiracyjnej. Dlaczego? Otóż ich rozmiar nie pozwalał ich skrycie przenosić. Po drugie jego odbezpieczenie poprzez odkręcenie na dole trzonku dynksa nie pozwalało na skryte odbezpieczenie takiego granatu.
Zatem nasi rodacy postanowili zrobić coś od zera. Zaczniemy od Filipinki (zwanej także jako ET-40, perełka lub też wańka) stworzonej przez Edwarda Tymoszaka ps. „Filip” lub „Chmielnicki”. Bezpiecznik granatu działał uderzeniowo. Co to oznacza?
1. Granat odbezpieczony
2. Granat robi fruuuu
3. Granat uderzyć w coś twardego
4. Granat robić BUM!
5.????
6. Profit
Pierwszą partię tych granatów uzbrojono w korpus z bakelitu. Zapytacie się, „o jebany wrocie czym jest bakelit?” to wam odpowiem, jest to poprzednik teraźniejszego plastiku. Potem robiono korpus z metalu, na którym napisano „ДУГ”(czyt. DUG, skrót od diesantnaja udarnaja granata), które miało naprowadzić na to, że granaty są produkcji rosyjskiej, a nie konspiracyjnej. Wg niektórych źródeł tych granatów wykonano 240 tys. sztuk. Był produkowany tylko w Warszawie.
Następnym zawodnikiem, którego będziemy omawiać jest sidolówka. Nazwa pochodzi od płynu do czyszczenia powierzchni metalowych „sidol”. Był on sprzedawany w metalowych butelkach. A do takiej butelki wystarczy tylko wsypać trotylu, szedytu czy innego wybuchowego proszku, wsadzić zapalnik i hulaj dusza, piekła nie ma. Został skonstruowany przez Władysława Pankowskiego o bardzo kreatywnym pseudonimie „Władysław”, stworzył on także zapalnik P-42 używany w tym granacie i w wielu innych. Takich granatów udało nam się wykonać 350 tys. sztuk. Ten był większym światowcem niż poprzedni, bo był produkowany w Warszawie, Krakowie, Lwowie i Zgłobnicach pod Tarnowem.
Kiedy brakowało już butelek od sidolu, zaczynała się kreatywność. Brano kawałek rurki, zaślepiano ją z obu stron wsadzało się zapalnik P-42 i pyk jest sztuka? Jest. To na chuj drążyć temat.
Często się zdarzało, że wykorzystywano także zdobyczne zapalniki od innych granatów lub też od mniejszych pocisków artylerii. W skrajnych przypadkach zamiast zapalnika używano zwykłego lontu. I choć była to metoda strasznie nieefektywna, taki lont mógł w każdej chwili lotu zgasnąć, to chociaż dawała żołnierzowi komfort psychiczny.
Kolejnym uczestnikiem naszego dzidoturnieju jest karbidówka. Otóż gwardziści w bliżej nieokreślony sposób, weszli w posiadanie kilkuset zapalników GR-31. A skoro jest zapalnik, to zaczęto szukać korpusu. Znaleziono zatem korpusy od lamp karbidowych (stąd też nazwa). Taki lampa była ogromna, ale ludowcy niezrażeni ich wielkością obcinali manipulatory, zaślepiali dziury, wiercili otwór na zapalnik. I tak przygotowaną lampę zamieniali w granat. Do środka mieściło się tyle trotylu, że o ja pierdole, a to tylko przybliżona liczba. Wyprodukowano ich około 100tys.
W trakcie powstania Warszawskiego powstał jeszcze jeden typ granatu. Powstał granat woreczkowy. Użyto do niego znanego wam z sidolówki zapalnika P-42 oraz woreczka. Do takiego woreczka sypano oczywiście materiał wybuchowy, potem się mocowało zapalnik i już mamy coś, co wybuchnie, ale żeby Niemcy nie poczuli się przypadkiem za pewnie to ten worek wsadzano w drugi, w którego sypano kamyczki żelastwo i inne barachło, które potem służyło jako szrapnel.