Sobota.
Dziś w pracy do 16:00, tylko jutro wolne. Ale te niedogodności odpłacam sobie mieszkając tu, w Tarnobrzegu, na zadupiu Polski.
Latam sobie wieczorkiem moim autkiem nad jezioro, tam doznaję ukojenia ran naniesionych na duszę przez siebie samego - niezdolnego, wszak zmuszonego do życia w społeczeństwie, ale dzisiaj nie o tym.
Siedzę na drewnianych schodkach na samym końcu plaży, podziwiam wspaniały zachód słońca.
Jest połowa kwietnia, więc w pobliżu nie ma prawie nikogo. W zaroślach ganiają jakieś ptaszyny, inne z kolei baraszkują gdzieś w oddali. W wodzie co chwila wesoło pluska ryba, po drugiej stronie jeziora mrugają światła kominu zakładów Siarkopol.
Wszystko to na tle rozognionego zachodem słońca nieba, które to majestatycznie odbija się w lustrze wody.
W tej chwili JESTEM SZCZĘŚLIWY. Zero zobowiązań, zero potrzeb, od nikogo nie jestem zależny, wrócę do domu jak mi się zachce. Tam czeka tylko kot, ale jednak ucieszy się gdy wrócę.