Jebnięty, kryptoczerwony, bo zielony, lewacki ekozjeb ma problem z tym, że na świecie produkuje się za dużo CO2 (chuj tam z innymi realnie toksycznymi syfami), co jego zdaniem, doprowadzi do zagłady planety najdalej pojutrze.
Sam jebnięty ekozjeb, indukuję ogromny wzrost produkcji CO2, żeby żyć zgodnie ze swoim ekozjebaniem, ekomodą i całą resztą ekopopierdolenia. W dodatku jebaniutki na siłę wciska swoje ekozjebanie innym, a każdy, kto nie chce tego pierdolenia słuchać to nazista do zabicia.
Dlaczego taki ekozjeb nie zacznie od wyeliminowania siebie z obiegu celem uratowania planety? Może jednorazowo wyeliminować tysiące ton CO2 z obiegu, które wygenerowałby swoją spierdoloną egzystencją. Żeby być eko do końca, może użyć liny z naturalnych włókien albo po prostu poszybować jak ptak z jakiegoś wysokiego budynku. Tym sposobem, ekospierdoleńcy mogą realnie wpłynąć na los planety.
Dlaczego zatem tego nie robią?
Jebani hipokryci.
Warto im uświadamiać, że powinni!