Epilog Ślepej Miłości Kurwarasa cz.1/3 Po napisaniu
4 l
1
Od razu to nie było tak, że zapomniałem i sobie żyłem dalej. Przecież napisałem te 5 części i później je jeszcze poprawiałem 2 miesiące później. Szczerze, planowałem je również teraz (lipiec) poprawić. Lepsze są jednak oryginalne, prawdziwe, oddają, jak się wtedy czułem, nie zamierzam nic już więcej w nich zmieniać. Z góry mówię, że nic niezwykłego się już nie stało. Tutaj przedstawię raczej moje refleksje i nawroty myślenia o niej. Teraz raczej już nic nowego nie wyjdzie, więc mogę to podsumować. Po raz ostatni się w to zanurzę przed zostawieniem tego ostatecznie w przeszłości.
Gdy napisałem 1 cześć mojej historii, zaskoczyłem się. Odzew o kontynuacje był. Z kolejnymi pojawiła się u niektórych nostalgia, a na końcu wsparcie i porady na przyszłość. Kto by się spodziewał. Żyłem jakoś. Oczywiście ona do mnie jeszcze napisała o tym, żebym do niej na pewno nie przechodził na urodziny (sprawa była już wyjaśniona) i się lekko wkurwiłem. Byłem na nią zły, ale wciąż za nią tęskniłem? Czy naprawdę za nią?
Na początku lutego po jej uro było spotkanie klasy, na urodziny wychowawczyni. Oczywiście żaden z moich starych ziomów nie przyszedł (z oboma w sumie mi się kontakt urwał), ale była ona i głównie dziewczyny. Niezręcznie? Ta, co najmniej, jak dziewczyny dają buzi w policzki, a ona tylko mi i temu upośledzonemu nie daję. Słowa nie zamieniamy, dopiero jak już kółeczku siedzieliśmy, to coś ona mówiła na forum, że byłem na jej uro, ciśniecie ukryte, na straconej pozycji niezbyt się odzywałem. Chłopak co organizował ogniska (część 1), był tam, ale było wciąż za zimno, a potem kwarantanna, a ona wyszła z grupy ogniskowej. Chodź jak się rozchodziliśmy, mi cześć przy swoich przyjaciółkach powiedziała.
Hm. Wtedy też pożegnałem się z grupką innych dziewczyn, tych mniej popularnych. Wśród nich była moja partnerka z balu, Iza. Z nią pewną historię też miałem, ale przez moje skupienie na Klaudii, jej temat porzuciłem. Zresztą, już 2 lata wcześniej, ale to inna historia, może napiszę o tym kiedyś, taki spin-off. Wracając autobusem i na piechotę 4 kilometry przypomniały mi się moje powroty. Nostalgia za czymś, co było rok temu.
Niedługo później, gdy zaczęły się ferie, powracałem do Kl w głowie. Zastanawiałem się nad miłością i zauroczeniem. Jakże wiele różnych i sprzecznych porad dostałem. Od starszego gościa na ognisku, od Kondzia, od najebanej koleżanki Klaudii czy na dzidce. Dużo tu zależy od doświadczeń i wieku.
Parę tygodni przerwy, zapomnienia... i rozmyślania wracają w marcu. Kwarantanna robi swoje. Poprawiłem moje 5 części i wrzuciłem na mikro. I wtedy też częściowo uporządkowałem sobie myśli, co czułem do Klaudii.
Kochałem nie Klaudię, a jej ideał. I łudziłem się. Łudziłem w szkole, łudziłem na ogniskach, łudziłem gdy ze mną zerwała kontakt, czy gdy pisała, że w związki się na razie nie bawi. To wiedziałem. Wtedy znaczna część tęsknoty odeszła na dobre. Po tym była pustka. Gdzie ja znajdę dziewczynę, którą tak "pokocham"?
Już z bardziej obiektywnej perspektywy, zastanawiałem się, jak mogłem pokochać kogoś kto nie istniał? Jej uśmiech i radość były prawdziwe, ale reszta wymyślona. Może dałem jej nieco z Izy? Kurwa, przecież Iza była obiektywnie lepsza. Wyglądem jej co najmniej dorównywała. Jednak inny charakter, grzeczniejszy. Dobra to nie o niej. Ten epilog też nie jest do końca o niej. Tylko o mnie.
Myślenie o niej nawracało, co parę tygodni, choć bardziej refleksyjnie czy jako nostalgia.
Poprzez moje zapiski zauważyłem także, jak się zmieniłem. Ile się nauczyłem od życia w porównaniu z poprzednimi latami. Szkoda, że w praktyce wróciłem do punktu wyjścia.
Później raz tylko w czerwcu wróciłem do tego, zauważyłem, że w moim przypadku przeciwieństwa się przyciągają, choćby z jednej strony. W końcu ona była pewna siebie, wesoła, towarzyska. Moje przeciwieństwo. Wydaję mi się, że ukształtowała także mój ideał kobiety, tzn. ja na jej kanwie go zbudowałem, jako bardziej uniwersalny.
W lipcu uznałem, że sprawę wypada zamknąć, oto jestem.
Gdy napisałem 1 cześć mojej historii, zaskoczyłem się. Odzew o kontynuacje był. Z kolejnymi pojawiła się u niektórych nostalgia, a na końcu wsparcie i porady na przyszłość. Kto by się spodziewał. Żyłem jakoś. Oczywiście ona do mnie jeszcze napisała o tym, żebym do niej na pewno nie przechodził na urodziny (sprawa była już wyjaśniona) i się lekko wkurwiłem. Byłem na nią zły, ale wciąż za nią tęskniłem? Czy naprawdę za nią?
Na początku lutego po jej uro było spotkanie klasy, na urodziny wychowawczyni. Oczywiście żaden z moich starych ziomów nie przyszedł (z oboma w sumie mi się kontakt urwał), ale była ona i głównie dziewczyny. Niezręcznie? Ta, co najmniej, jak dziewczyny dają buzi w policzki, a ona tylko mi i temu upośledzonemu nie daję. Słowa nie zamieniamy, dopiero jak już kółeczku siedzieliśmy, to coś ona mówiła na forum, że byłem na jej uro, ciśniecie ukryte, na straconej pozycji niezbyt się odzywałem. Chłopak co organizował ogniska (część 1), był tam, ale było wciąż za zimno, a potem kwarantanna, a ona wyszła z grupy ogniskowej. Chodź jak się rozchodziliśmy, mi cześć przy swoich przyjaciółkach powiedziała.
Hm. Wtedy też pożegnałem się z grupką innych dziewczyn, tych mniej popularnych. Wśród nich była moja partnerka z balu, Iza. Z nią pewną historię też miałem, ale przez moje skupienie na Klaudii, jej temat porzuciłem. Zresztą, już 2 lata wcześniej, ale to inna historia, może napiszę o tym kiedyś, taki spin-off. Wracając autobusem i na piechotę 4 kilometry przypomniały mi się moje powroty. Nostalgia za czymś, co było rok temu.
Niedługo później, gdy zaczęły się ferie, powracałem do Kl w głowie. Zastanawiałem się nad miłością i zauroczeniem. Jakże wiele różnych i sprzecznych porad dostałem. Od starszego gościa na ognisku, od Kondzia, od najebanej koleżanki Klaudii czy na dzidce. Dużo tu zależy od doświadczeń i wieku.
Parę tygodni przerwy, zapomnienia... i rozmyślania wracają w marcu. Kwarantanna robi swoje. Poprawiłem moje 5 części i wrzuciłem na mikro. I wtedy też częściowo uporządkowałem sobie myśli, co czułem do Klaudii.
Kochałem nie Klaudię, a jej ideał. I łudziłem się. Łudziłem w szkole, łudziłem na ogniskach, łudziłem gdy ze mną zerwała kontakt, czy gdy pisała, że w związki się na razie nie bawi. To wiedziałem. Wtedy znaczna część tęsknoty odeszła na dobre. Po tym była pustka. Gdzie ja znajdę dziewczynę, którą tak "pokocham"?
Już z bardziej obiektywnej perspektywy, zastanawiałem się, jak mogłem pokochać kogoś kto nie istniał? Jej uśmiech i radość były prawdziwe, ale reszta wymyślona. Może dałem jej nieco z Izy? Kurwa, przecież Iza była obiektywnie lepsza. Wyglądem jej co najmniej dorównywała. Jednak inny charakter, grzeczniejszy. Dobra to nie o niej. Ten epilog też nie jest do końca o niej. Tylko o mnie.
Myślenie o niej nawracało, co parę tygodni, choć bardziej refleksyjnie czy jako nostalgia.
Poprzez moje zapiski zauważyłem także, jak się zmieniłem. Ile się nauczyłem od życia w porównaniu z poprzednimi latami. Szkoda, że w praktyce wróciłem do punktu wyjścia.
Później raz tylko w czerwcu wróciłem do tego, zauważyłem, że w moim przypadku przeciwieństwa się przyciągają, choćby z jednej strony. W końcu ona była pewna siebie, wesoła, towarzyska. Moje przeciwieństwo. Wydaję mi się, że ukształtowała także mój ideał kobiety, tzn. ja na jej kanwie go zbudowałem, jako bardziej uniwersalny.
W lipcu uznałem, że sprawę wypada zamknąć, oto jestem.