Wyrzyg emocjonalny

83
Drogie Dzidki, nie bardzo mam do kogo ryka otworzyć w tej materii, więc wyleję żale tutaj.

Mam żonę i rozkosznego gówniaka, dach nad głową i wspaniałych teściów. Niby spoko, nie? Ano nie. Żona jest od teściów uzależniona emocjonalnie i finansowo, po tym jak urodził się gówniak, stwierdziła, że ona do pracy już nie wróci. Siedzi cały czas z dzieckiem narzekając na życie i na mnie, bo mam pracę wyjazdową (nie ma mnie w domu ciurkiem 4 miechy, ale potem siedzę w domu ile chcę), że nie zajmuję się dzieckiem (co jest nieprawdą, bo jak jestem w domu, to poświęcam dzieciakowi niemal cały mój wolny czas) i w ogóle, że teść jest dla niej lepszym mężem niż ja. Z kasą nie mam problemu, ale nie przebiję (przynajmniej jeszcze) jego dla córeczki prezencików w stylu mieszkanie.

Oczywiście mieszkamy z teściami (w tym samym budynku, choć szczęśliwie nie w tym samym mieszkaniu) no i ona w kkażdej chwili może sprzedać dzieciaka rodzicom i robić co chce, co zwykle oznacza spanie.

Dzieciak jest rozkoszny i rozwija się normalnie, ale w wieku dwóch lat posługuje się tylko słowem nie, a poza tym tylko pomrukuje. Kontaktu z rówieśnikami nie ma żadnego, bo żona jest paranoiczną kowidziarą i nie pozwala na bliższy kontakt z innymi dziećmi. Więc dzieciak ogląda świat tylko na spacerach i krótkich postojach na huśtawkach, kiedy akurat na placu zabaw nie ma innych dzieci. Udało się też teściom i żonie uzależnić młodą od noszenia na rękach, więc jak ich widzi i jest na ziemi, to zwykle jest pisk i wrzask. Mi takich scen dziecko nie urządza.

Oczywiście jak wracam z pracy to ja sprzątam, gotuję i skskładam gacie, jak mnie nie ma, żona przysyła mi zdjęcia jak młode szaleje w porozrzucanych rzeczach.

Żona przez większość zeszłego roku okazywała mi w zasadzie jedynie pogardę i ciągle tylko krytykowała moje metody wychowawcze. Teraz zaczyna się do mnie trochę przytulać, ale jak mówię, że ma oddać córkę do żłobka i sama iść do roboty, to mina jej rzednie, pojaeia się też pytanie, czy to napewno najlepszy czas, skoro mamy pierdyliard zachorowań dziennie. Na moje pytanie, co by było, gdyby nie miała pod bokiem rodziców - tak jak przytłaczająca większość dorosłych ludzi - odpowiada mi głucha cisza.

I tu dochodzimy do sedna. Na początku zeszłego roku, zaangażowałem się w romans. Kobieta jest wspaniała, pełna emocji, marzeń, ale jest też trochę przytłaczająca i zaborcza. Mówi, że chciałaby ze mną spróbować życia na poważnie. Mimo to boję się tego jak cholera, boję się, że cały świat (moi rodzice, rodzice żony i moi przyjaciele, którzy nic o moich "ekscesach" nie wiedzą) mnie znienawidzi, a mimo że jestem piwniczakiem, reset totalny w wieku blisko 40 lat jest ciężki do wyobrażenia. Nie wiem, czy mam ratować małżeństwo, czy całkowicie zaangażować się w nowy związek. Oczywiście wykluczam porzucenie córki, którą kocham nad życie. W sumie nie pytam Was o radę, tylko musiałem to z ssiebie wyrzucić. Ale z ciekawości: był ktoś z Was podobnej sytuacji?

Dość smutów. Wypierdalam.
0.043911933898926