Ewolucja kobiecego szaleństwa.

14
Każdy facet, w pewnym momencie swojego życia, dochodzi do uniwersalnego wniosku: „Nie rozumiem kobiet.” Niedługo potem, na skutek przemyśleń, edukacji, dywagacji i zgłębieniu tematu, wielu z nas ma kolejną wielką myśl: „Nie mam szans zrozumieć panien, bo one same nie mają pojęcia, czego chcą.” Ten wniosek w niczym nam nie pomaga; nie ujawnia żadnej tajemnicy, nie ułatwia życia... ale lekko poprawia samopoczucie – w końcu, jak same nie wiedzą o co im chodzi, to my też nie musimy. Więc godzimy się z tym, że kobiety nie są od rozumienia tylko uwielbiania i żyjemy dalej.
To się nie zmieni. Nie mam zamiaru próbować zgłębić pragnień płci pięknej – brak zrozumienia w tym temacie jest nam przeznaczony i każdy musi nauczyć się zaakceptować, a nawet pokochać, tę niewiedzę. Spróbuję jednak rozjaśnić powody, dlaczego pragnienia kobiet, szczególnie w zawiłych kontaktach męsko-damskich, są ogólnie niezrozumiałe. Skąd ten mętlik, którego nawet same niewiasty nie potrafią rozwikłać?
Wszystko zwalę na okrutną ewolucję. Oczywiście, wizja kreacjonistów też może podać fajne wyjaśnienie; „bo kobiety tak zostały stworzone”. Plusami tego wytłumaczenia jest wizja jakiegoś większego planu, zmuszającego panie wszystko komplikować i utrudniać sobie życie oraz uniknięcie zbesztania przez miejscowego kaznodzieję i tak wkurzonego już premierą „Kleru”. Mimo to dzisiaj będziemy się trzymać biologii. Psychologia ewolucji tłumaczy nie tylko, skąd się wzięły nasze współczesne emocje, ale również czemu nasze pragnienia i uczucia nie pasują czasami do obecnych czasów. W końcu ewolucja mózgu rozwija się powoli przez miliony lat, zaś kultura i postęp społeczeństwa pędzi w tempie równym obniżania się poziomu programów TV. Coś jak ślepa kiszka w mózgu – niektóre funkcje obecnie tylko utrudniają nam życie.
Najpierw rozważmy cóż takiego biologia zrobiła z nami - facetami. Wróćmy do pięknych czasów, kiedy zaloty ograniczały się do ciosu maczugą w łeb, a gra wstępna do przytrzymania lędźwi wybranki na odpowiedniej wysokości. Jakich wówczas partnerek poszukiwali nasi nadmiernie owłosieni przodkowie? Odpowiedź jest łatwa, liczyły się samice zdrowe i płodne; lśniąca skóra, bujne włosy, pełne piersi, szerokie biodra i nasz małpolud już chwytał swoją pałkę (maczugę również).
Warto tutaj obalić okrutny mit, który mówi, że ewolucja zrobiła z nas maszyny do seksu. Jasne, rozsiewanie DNA gdzie popadło zdecydowanie powiększało szanse na przetrwanie naszej puli genetycznej, jednak ewolucja uzbroiła nas również w inne przymioty. Mimo tego, co starają nam się wmówić feministki, samice sprzed tysięcy lat nie mogły same sobie poradzić z wyżywieniem i obroną siebie oraz dzieci w okrutnym świecie bez alimentów i programu 500+. Aby nasze potomstwo mogło przeżyć i dorosnąć do momentu, w którym samo może rozsiewać swoje DNA, była potrzebna opieka mężczyzny. Tak rozwinęły się w nas troska, miłość i mechanizm niedopuszczający do uduszenia syna, nawet kiedy publicznie słucha „Miłości w Zakopanym”. Co nie zmienia faktu, że na widok odpowiednio zbudowanej panienki dalej mamy chęć chwycenia za pałkę…
Krótko mówiąc miliony lat ewolucji każe nam rozglądać się za kobietami atrakcyjnymi fizycznie i choć kanon piękna zmieniał się w przeciągu lat, to mężczyźni zawsze poszukiwali królowej balu. Aż nadszedł czas w historii, kiedy nasi przodkowie zaczęli eksperymentować z ogniem, kołem i rysunkami kobiet o bujnych kształtach na ścianach jaskiń. Zaczęła się rozwijać u nas inteligencja. A wraz z nią umiejętności komunikacyjne. Tak doszliśmy do problemu, który gnębi facetów do dnia dzisiejszego; potrzebujemy partnerki nie tylko atrakcyjnej, ale także takiej, z którą miło nam będzie spędzać czas. Ciąg dalszy tekstu na https://maciekgos.blogspot.com/
0.049219846725464