Własność korporacji cz.1
Hobby
2 l
15
O godzinie 7:00 obudził go dźwięk morskich fal oraz szum morza. Przekręcił się na drugi bok. Na wideo-ścianie ukazał mu się obraz łagodnej fali morskiej która zbliża się do brzegu. Usłyszał głos domowego asystenta:
-Dzień dobry Adamie. Mamy 5 kwietnia. Temperatura na dworze wynosi 5 stopni. Ciśnienie wynosi 999 mbar. Wilgotność powietrza 87%. Czy mogę ci jakoś pomóc.
-Sinep zaparz mi proszę kawę.
-Rozumiem, rozpoczynam procedurę zbierania ziaren w Argentynie...
Sinep, dzisiaj bez głupich żartów.
-Oczywiście sir kawa będzie gotowa za 15 sekund.
Adam niechętnie zebrał się z łóżka. Czekał go ciężki dzień w pracy i najchętniej dzisiaj całkowicie by zrezygnował i wziął urlop, ale korporacja krzywo patrzyła na pracowników nie obecnych w dniu wizytacji. Właśnie dzisiaj wizytacja.
-Sinep ile czasu mi pozostało do rozpoczęcia pracy?
-Do rozpoczęcia pracy pozostało 51 minut.
Musiał się śpieszyć. Zgodnie z dziennym rozkładem powinien po śniadaniu spędzić co najmniej 30 minut na treningu żeby zachować work-life balance czy inne bzdety. Dzisiaj nie miał na to ochoty. Na nic nie miał ochoty. Niestety wszystko było punktowane i chcąc zachować dobre wyniki musiał trzymać się rozkładu dnia.
-Pora na śniadanie Adamie- zakomunikował domowy asystent.
-Co dzisiaj w menu?
-To co zwykle sir. Dzienna dawka witamin, białka, węglowodanów...
-Tak, tak wiem. Zapomniałem że zabroniłem ci dziś żartować.
Adam usiadł na fotelu. Wyciągnął rękę. Czarny otwór na jego ręce podłączył do rurki z urządzenia zawierającego jego “śniadanie”. Ile to już lat tak wygląda. Ile lat nie jadł normalnie posiłku. Wciąż pamiętał jak za czasów dzieciństwa dostał kiedyś od ojca kilka malin. Co prawda były wychodowane laboratoryjnie, prawdziwych naturalnych nigdy na oczy nie widział, ale wciąż smakowały niesamowicie. Korporacja zadbała o wszystko. Codziennie o tej samej porze do jego organizmu bezpośrednio była wtłaczana dzienna dawka witamin i wartości odżywczych, która została policzona dla kogoś w jego wieku, wagi, na tym konkretnie stanowisku. Taki posiłek, nie był zbyt przyjemny. Wielu ludzi uważało że to cud techniki, że taki wszczep w ręce to coś cudownego. W końcu nie musieli się martwić tym co spożywać. Jaką mieszankę mają wybrać. Adam chciałby jednak mieć wybór. A jeszcze bardziej chciałby zjeść normalny posiłek bez tych wszystkich urządzeń. Bez liczenia kalorii, po prostu nie przejmując się liczbami. Mimo wszystko po “jedzeniu” poczuł się nieco lepiej.
No dobra pora na siłownie.
-Sinep jak stoimy z czasem?
-Jest 7:15. Do rozpoczęcia pracy pozostało 45 minut.
-Dobrze w takim razie będę miał jeszcze chwilę dla siebie.
-Dzień dobry Adamie. Mamy 5 kwietnia. Temperatura na dworze wynosi 5 stopni. Ciśnienie wynosi 999 mbar. Wilgotność powietrza 87%. Czy mogę ci jakoś pomóc.
-Sinep zaparz mi proszę kawę.
-Rozumiem, rozpoczynam procedurę zbierania ziaren w Argentynie...
Sinep, dzisiaj bez głupich żartów.
-Oczywiście sir kawa będzie gotowa za 15 sekund.
Adam niechętnie zebrał się z łóżka. Czekał go ciężki dzień w pracy i najchętniej dzisiaj całkowicie by zrezygnował i wziął urlop, ale korporacja krzywo patrzyła na pracowników nie obecnych w dniu wizytacji. Właśnie dzisiaj wizytacja.
-Sinep ile czasu mi pozostało do rozpoczęcia pracy?
-Do rozpoczęcia pracy pozostało 51 minut.
Musiał się śpieszyć. Zgodnie z dziennym rozkładem powinien po śniadaniu spędzić co najmniej 30 minut na treningu żeby zachować work-life balance czy inne bzdety. Dzisiaj nie miał na to ochoty. Na nic nie miał ochoty. Niestety wszystko było punktowane i chcąc zachować dobre wyniki musiał trzymać się rozkładu dnia.
-Pora na śniadanie Adamie- zakomunikował domowy asystent.
-Co dzisiaj w menu?
-To co zwykle sir. Dzienna dawka witamin, białka, węglowodanów...
-Tak, tak wiem. Zapomniałem że zabroniłem ci dziś żartować.
Adam usiadł na fotelu. Wyciągnął rękę. Czarny otwór na jego ręce podłączył do rurki z urządzenia zawierającego jego “śniadanie”. Ile to już lat tak wygląda. Ile lat nie jadł normalnie posiłku. Wciąż pamiętał jak za czasów dzieciństwa dostał kiedyś od ojca kilka malin. Co prawda były wychodowane laboratoryjnie, prawdziwych naturalnych nigdy na oczy nie widział, ale wciąż smakowały niesamowicie. Korporacja zadbała o wszystko. Codziennie o tej samej porze do jego organizmu bezpośrednio była wtłaczana dzienna dawka witamin i wartości odżywczych, która została policzona dla kogoś w jego wieku, wagi, na tym konkretnie stanowisku. Taki posiłek, nie był zbyt przyjemny. Wielu ludzi uważało że to cud techniki, że taki wszczep w ręce to coś cudownego. W końcu nie musieli się martwić tym co spożywać. Jaką mieszankę mają wybrać. Adam chciałby jednak mieć wybór. A jeszcze bardziej chciałby zjeść normalny posiłek bez tych wszystkich urządzeń. Bez liczenia kalorii, po prostu nie przejmując się liczbami. Mimo wszystko po “jedzeniu” poczuł się nieco lepiej.
No dobra pora na siłownie.
-Sinep jak stoimy z czasem?
-Jest 7:15. Do rozpoczęcia pracy pozostało 45 minut.
-Dobrze w takim razie będę miał jeszcze chwilę dla siebie.