Pare słów o żarciu

50
Siema dzidki, 

Chciałbym wam kilka słów o robieniu formy zapodać. Sam nie jestem jakimś super koksem, ale w temacie troche chleba już zjadłem i wiem, że wielu pada ofiarą błędnych założeń. Podrzuce wam kilka pomysłów, bo zanim zaczniecie pisać do dietetyków, warto spróbować samemu. 

1 rzecz od której warto zacząć to czas pierwszego posiłku. Wiem, że wielu z rana ssie jak chuj i muszą coś wpierdolić, bądź też idą do pracy o profilu takim, że bez tego nie da rady. Jeśli chcesz zrzucić wage a czujesz, że możesz sobie na to pozwolić - odłóż śniadanie na później. Zgłodniejesz mocniej, ale zjesz później, więc odległość do kolejnego posiłku znowu może być dłuższa. Można też użyć techniki zatkania (sprawdzony bajer) czyli wysokokaloryczny słodycz taki jak ciastko, kawałek czekolady i zalanie tego kawą.

2 rzecz czyli ilość tłuszczu w produktach. Prosty trick, wyrzucenie kiełby, sera, wszystkiego tego z czego możesz wjebać od chuja kalorii nawet nie będąc tego świadomym. Cycek z kurczaka w 100g ma ze 100kcal, kiełba nawet 300. Wszelkie gówniane smarowidła też potrafią tak dopierdolić bęben że głowa mała. Ostatnio kupiłem pastę jajeczną, ojebałem całą do kanapek, patrze na skład a tam w małym opakowaniu (80g) prawie 500kcal. No chuj im w dupe. 

3 aktywność poza treningowa czyli wszystko to, co robisz jak nie ćwiczysz. tu jest właściwie najważniejszy punkt, bo bazując na tym ile się ruszasz tak o (tupanie nogą, chodzenie po domu, targanie zakupów) tworzy się największa składowa ilości spalanych kalorii. Np. droga do pracy rowerem zajmuje 15min i spalasz wtedy 100kcal. Wte i we wte - 200. W tygodniu to dotatkowy 1000 itd. itp.

4 żarcie tego co lubisz. Zapomnij o punkcie nr 2 jeśli kiełba to Twój must have. Każda dieta wypierdoli człowiekowi psyche jeśli będzie gówniana. Siła woli to mięsień który prędzej czy później ulegnie wyczerpaniu, więc lepiej drażnić go tylko na tyle, na ile to konieczne. 

5 jeśli ktoś mówi Ci, że jakaś dieta jest najlepsza, to niech se ją sam wpierdala. Dieta to po prostu to co żresz na codzień, nawet jeśli jest to sam syf. Możesz podłożyć w niej produkty na inne (zdrowsze, bardziej wartościowe) bo jeśli przez tydzień będziesz żarł owoce i warzywa w perspektywie życia chuja Ci to da. Lepiej powoli i systematycznie ale cały czas.

6 białko w diecie. Najważniejszy makroskładnik, poza tym zgodnie z zasadą efektu termicznego z niego pozostaje Ci najmniej energii tj. podczas jedzenia białka 30% jego kcal jest zużywanych na doprowadzenie go do przystępnej dla organizmu formy. innymi słowy 100kcal z białka = 70kcal. 100kcal z tłuszczu = 90kcal rzeczywistych. 

7 warto jakoś tam dbać o żywienie, bo wciąż najwięcej z nas zdycha na choroby układu krążenia. Jeśli już masz mieć całkowicie wyjebane na to co żresz, to możesz chociaż 3-4 razy w tygodniu zrobić sobie zielony shejk. Napierdalasz szpinak do blendera, zalewasz sokiem pomarańczowym, dorzucasz jakieś pozytywne szity (nasiona chia lub lnu, kawałek selera naciowego, jakieś inne pierdoły) i Twoje bebechy są Ci bardzo wdzięczne. 

8 czyli żarcie rzeczy odpowiednich dla celu. Jeśli chcesz robić redukcje żresz zupy, ziemniaki, produkty o dużej gęstości i masie jednocześnie niskie kalorycznie. Jeśli zaś mase wpierdalasz orzechy, czekolade, cziperki oliwki itd.

pozdrawiam i wypierdalam
0.040080070495605