Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji

12
Bążur. 
Zgodnie z zapowiedzią wrzucam relację (w kawałkach, bo za dużo tego) z Jerozolimy, kawałek z Betlejem i dość duży kawałek z samolotu.


Tak jak wcześniej zachowywałam wstrzemięźliwość od jechania po pewnej nacji, tak po tej serii dzid, zwłaszcza dwóch ostatnich, zarobię dożywotni zakaz wjazdu do Izraela.

I
Pierwsza i jedyna normalna część.
Pozytywy, życiowy przewodnik po Jerozolimie i dlaczego to zły pomysł, by teraz jechać do Betlejem.


Będę pisać dość ogólnie, abyście nie zdechli z nudów. Jeśli ktoś chce otrzymać dokładniejsze informacje o jakimś miejscu (godziny otwarcia, dojście, co warto zrobić), odpiszę w prywatnej albo w komentarzach. Ta część to coś w stylu wyjątkowo durnego przewodnika. O mieszkańcach i kilku absurdalnych przygodach w następnej części. Zapraszam na gadanie o Ziemi Świętej.


Ja akurat siedziałam tam trochę ponad tydzień, ale nie zajmowałam się wyłącznie turlaniem się po zabytkach. Natomiast jeśli ktoś ma ochotę zwiedzić starą, zabytkową Jerozolimę od deski do deski, ma dwie opcje:

- Jeśli jest leniwą bułą wrażliwą na słońce: 5-6 dni powinno być ok, żeby na luzie wszystko zobaczyć (w granicach miasta)

- Jeśli identyfikuje się jako Messerschmitt, ma szansę ogarnąć wszystko lub prawie wszystko w 3-4 doby.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
Zasadniczo Stare Miasto (więc wszystko, co powinno Was interesować, bo reszta wygląda jak typowe europejskie ulice zawalone sklepami) dzieli się na cztery dzielnice:

- Muzułmańską, na północy, po prawej, która zadziwiająco dobrze zdaje egzamin bezpieczeństwa (świadczy o tym fakt, że nikt mnie nie zamordował) nawet dla osób podróżujących w pojedynkę i bab. To pierwsi i jedyni muzułmanie (tak liczni) jakich widziałam, którzy nie zachowują się jak małpy. Większość mieszkańców wyłącznie załatwia swoje sprawy, a i po angielsku coś powie, gdy się ich zapyta. Niewątpliwym plusem jest fakt, że w ostatnich dniach pomimo wielkich świąt chrześcijańskich (Prawosławny Wielki Piątek, sobotnia ceremonia Świętego Ognia i Wielkanoc) i żydowskich (pamięci Holokaustu) ani jeden nie eksplodował w imię Allaha (obudzę się z granatem w dupie...) ani nie spróbował w żaden sposób zakłócać innym ich ceremonii. 
Turbośmieszny jest fakt, że Jerozolima niby pod żydowskim "panowaniem", a jednak kilka razy dziennie przez nieprawdopodobnie potężne głośniki, imamowie na całe miasto zawodzą swoje Allahu Akbar. Z drugiej strony nikomu nie wydaje się to przeszkadzać.
Gorszy jest fakt, że muslimy urządziły sobie prywatny kącik w mieście, do którego heretycy nie mają wstępu - wejść na niektóre ulice i przez wszystkie bramy (poza jedną) prowadzące na wzgórze świątynne, pilnuje policja, zasadniczo dlatego, że niemuzułmanie mają dużą szansę dostać w mordę, jeśli jednak się tam pojawią.
- Chrześcijańską, na północy po lewej stronie, ciągnąca się prawie do samego końca starego miasta. Wbrew pozorom jest zawalona stoiskami muzułmańskimi z jedzeniem (zarąbistymi owocami!), sokami (za które kasują 20 szekli ~ 25 zł za mały kubeczek), sklepami z muzułmańskimi pamiątkami. 
Najbardziej czytelne znamiona chrześcijaństwa noszą przede wszystkim mniejsze uliczki w okolicy Bazyliki Grobu Świętego, gdzie tradycyjnie, jak nazwa wskazuje, ma się znajdować grób Jezusa. Zasadniczo jest to najważniejsze miejsce w Ziemi Świętej, a jeśli chodzi o wiarę chrześcijańską - generalnie na świecie. Jeśli ktoś się już jara, proszę sobie przewinąć spoiler dwa akapity dalej, bo teraz będzie smutno.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
Rzeczywistość wygląda jednak tak, że monumentalna Bazylika, z niespotykanym artefaktem, jest kompletnie wypruta z duszy. Żeby mogło się odbyć jakiekolwiek nabożeństwo, trzeba odgradzać dziki  tłum metalowymi barierami. 
Tak czy inaczej później tabuny zwykle starych bab z Rosji i Ukrainy napierają na te barykady i bezczelnie filmują najbliższego duchownego metr od twarzy, jakby to był kurwa, bóbr. 

Wszyscy napierdzielają na głos w swoich językach, nikogo nie obchodzi, że trwa nabożeństwo. Księża mamroczą coś do siebie po łacinie, bo przecież i tak nikt nie słucha, tylko debile filmy na tiktoka nagrywają. 

Co krok ktoś nakurwia selfie z Grobem Pańskim. Właściwie z kaplicą, bo aby się dostać do środka i faktycznie zrobić słitfocię z Grobem, trzeba odczekać w masie kilkuset ludzi zwanej hucznie "kolejką".
Ale najbardziej słabe jest to, jak to się odbywa. Do kaplicy Grobu Pańskiego po kilka osób wpuszcza prawosławny pop. Przy czym jak tylko pozwala tym kilku osobom wejść, zaczyna krzyczeć do nich "faster! Bystra!"i machać rękami popychając ich jak krowy. Ludzie dosłownie WBIEGAJĄ do kaplicy, padają na kolana (albo nakurwiają słitfocię, co kto lubi), mają 25 sekund, po czym pop krzyczy i KLASZCZE w dłonie by ich popędzić "The end, next!"

W takich warunkach naprawdę jedyny plan jaki da się zrealizować, to pierdolnąć selfie, bo o jakiekolwiek modlitwie nie ma nawet mowy.
No i tak to się kręci. 
Na szczęście w Bazylice są i inne miejsca, jak kamień, na którym złożono ciało Jezusa, obudowana murami Golgota (to nie było wzgórze) z miejscem ustawienia krzyża i podobno (choć to wątpliwe) czaszka pierwszego człowieka.

Sama Bazylika ma kilka poziomów udostępnionych wiernym do oglądania.

Dzielnica Chrześcijańska jest moim zdaniem najlepsza do życia, chociaż niewiele tu miejsc na nocleg poza klasztorami.

No i nie zniechęcajcie się tą Bazyliką, bo dzielnica Chrześcijańska jest naprawdę piękna, cicha i kulturalna.
- Dzielnica Ormiańska, uroczy wypierdek na południu, po lewej stronie - w zasadzie nie do końca wiem, co Wam o tym powiedzieć. Ma cały jeden główny zabytek, małą katedrę świętego Jakuba, która jest chronicznie zamknięta, a z dziedzińca wejściowego turystów wypierdala dziadźka gadający wyłącznie po armeńsku. 
No i jest jeszcze knajpka armeńska, choć byłam zbyt zbulwersowana, że ~znowu w życiu mi nie wyszło~ i nie weszłam do katedry, by sprawdzać jej wartość.
- Dzielnica Pejsata - jadąc do Izraela możecie usłyszeć, że w dzielnicy żydowskiej jeśli coś im się nie spodoba, dostaniecie w mordę. 
Jest to uogólnienie. 
W mordę od ortodoksów za takie przestępstwa jak wyjęcie telefonu dostaniecie w dzielnicy za północnymi murami starego miasta. Na starym mieście w Jewish Quarter najwyżej po prostu się zgubicie, bo uliczek Wam tutaj dostatek, a połowa pejsatych po prostu Wam nie  odpowie, gdzie iść. 
W każdym razie do głównej synagogi warto iść dla samej nazwy, o jakże wdzięcznym brzmieniu Huwd... wróć, Hurwa. Jeszcze lepiej. Dziwię się, że Walaszek tego nie wykorzystał, ale może bał się obudzić z podpaloną menorą w...
A tak na poważnie, to to widok na wnętrze z czegoś w stylu tarasu dla bab. Niestety miałam przeczucie że akurat w tej części świata identyfikowanie się jako facet i wejście do głównej części nie przejdzie.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
Ściana Płaczu z kolei jako najważniejszy żydowski zabytek i miejsce kultu jest strzeżona lepiej niż lotnisko. Stężenie bramek i strażników jest prawdopodobnie podobne do stężenia kościołów u nas. 

W kolejnej części o mieszkańcach i turystach napiszę, jak mniej więcej wyglądają żydzi pod tym murem, ale sam ten widok... 
Hm. Powalić, raczej nikogo nie powali, wręcz jest trochę niepokojący, ale zawsze można samemu się przekonać. Zwłaszcza, że ja znowu wypowiadam się o babskiej części. Za przegrodą jest ta główniejsza. Prawie dokładnie taka sama.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
Na styku dzielnicy żydowskiej z muzułmańską biegnie granica Wzgórza Świątynnego, znajdującego się pod panowaniem muzułmanów. Wzgórze objęte jest zakazem wstępu dla żydów ze względu na umieszczenie gdzieś na wzgórzu Arki Przymierza (tablic z przykazaniami). Oczywiście to ma u nich związek z poszanowaniem Arki, nie z jakiegoś rodzaju niechęcią.

Do tego tradycyjnie uważa się, że w tym miejscu Abraham miał poświęcić swojego syna, Izaaka. 

Ale nie dowiecie się tego na miejscu, bo wystawiono tam wielki meczet, którego dotknięcie przez niemuzułmanina jest... cóż,  zbrodnią. Oczywiście do środka wejść również nie można. Na wzgórzu nie pozostały prawie żadne wyraźne ślady po chrześcijaństwie.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
Informacja dla leniwych buł: rzecz jasna po starym mieście nic nie kursuje (poza trójkołowymi wozami przewożącymi Bóg wie co), a o autobusach wzdłuż murów można zapomnieć. Większość odjeżdża z przystanków-widmo, których nie ma, albo jadą niezgodnie z trasą w siną dal. 
Tak po włosku trochę, choć od Włoch różni się to tym, że autobus jednak przyjeżdża.
~~Góra Syjon~~

"Syjon" było nazwą tożsamą dla Jerozolimy, używaną chociażby przez króla Dawida w jego dziełach.

Na Górze Syjon, która jest zadziwiająco blisko spacerem od starego miasta (10min) przede wszystkim mamy Wieczernik (prawdopodobne miejsce Ostatniej Wieczerzy), który oczywiście był zamknięty cały ten czas :>, więc niestety nie mogę nic opowiedzieć o tym miejscu z doświadczenia. 
Oprócz niego, w odległości może trzech minut grób króla Dawida (ale utrzymany w bardzo żydowskim klimacie, w stylu synagogi) i kościół Zaśnięcia (tj. śmierci) NMP (wybudowany w miejscu tego wydarzenia). 
I to według mnie chyba najbardziej zaciszne i poruszające miejsce sakralne w Ziemi Świętej. Niezniszczone przez turystów. 
Choć ma to do siebie, że przyciąga przede wszystkim niemieckich i austriackich turystów, którzy zamiast murów oblegają stoły w kościelnej kawiarni.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
~~ Góra Oliwna ~~
Na Górę Oliwną według niektórych źródeł dojeżdżają dwa autobusy.

Otóż gównoprawda. 
Nie dojeżdża żaden.

Działa tutaj ta włoska zasada, o której mówiłam.  W dowolnym momencie kierowca stwierdza że on to jednak chce do domu/burdelu/zapalić, i że on to sobie jednak stąd jedzie. 
Podejście piechotą od miasta (Lwiej Bramy - nazwa od dwóch lwów na bramie) jest dość żmudne, po bardzo krętej betonowej ulicy i potem po schodach. Więc jeśli uważacie, że pokonanie całej tej trasy to za dużo, są dwa autobusy które jadą w okolicę z dworca autobusowego East Jerusalem powyżej Bramy Damasceńskiej. Możecie nimi jechać tak długo, aż stwierdzicie, że coś jest nie tak - i wtedy z buta jakieś 20 minut do pierwszego na drodze kościoła Pater Noster.
Szczegóły o Górze Oliwnej (w sumie to dwie historie) w drugiej części. Ale już teraz zaspoileruję. Tam, i nie tylko, uważajcie na naciągaczy, którzy będą za wami leźli wykrzykując instrukcje jak iść (nawet jeśli odmawiacie tej wątpliwej przysługi), a potem zażądają kosmicznej zapłaty. Z nimi naprawdę trzeba stanowczo, by potem nie mieć problemów.

A teraz jeszcze pozytywno-smutny akcent.
U podnóża Góry Oliwnej leży Gatsemane, ogród oliwny, w którym Jezus modlił się przed pojmaniem i piękny kościół upamiętniający to wydarzenie.
Ziemia Święta - pierwsza i ostatnia normalna część relacji
Dobra, nagadałam się. Jeszcze kilka nieoczywistych rad.

- Jeśli kiedyś się wybierzecie, to wpadnijcie do kościoła św.Anny (na miejscu urodzenia Maryi). Pracuje tam ksiądz Krzysztof (Chris) z Polski, reprezentujący organizację misyjną - uwaga - White Fathers. (Biali Ojcowie). 
Tak, służą głównie w Afryce. XD

Szalenie miły i mądry człowiek, oprowadzi Was po kościele i ogrodzie, opowie o historii miasta i doradzi w różnych kwestiach.

- Zasadniczo każdego dnia powinniście mieć przy sobie coś, by na siebie założyć, bo w każdym z tych ważnych miejsc jest to mniej lub bardziej stanowczo wymagane ze względu na ich podniosły charakter sakralny.
- Do końca wojny nie wyjeżdżajcie raczej na teren autonomii palestyńskiej (Betlejem i dalej). Autobus z Jerozolimy odjeżdża rano, a z Betlejem... Też rano. Jeden jedyny. Więc jeśli nie macie transportu, jesteście w dupie. Zwłaszcza że z terenu Izraela do Palestyny łatwo jest wyjechać, ale by wrócić, jest problem. Miejscowym się to udaje, ponieważ robią to regularnie i mają ku temu podstawy. Turystów zatrzymują na "granicy".

Do tego Betlejem opustoszało kompletnie. Nie ma komu sprzedawać, kupować i chronić tego wszystkiego. Po mieście hula wiatr. Ze względu na to i generalnie złą sytuację finansową mieszkańców tamtych rejonów, powiedziałabym że nie jest to w tej chwili super bezpieczne miejsce.
- Prawdą jest, że można ogólnie płacić w euro i dolarach. Kurs jest trochę zbójecki, bo szekiel jest prawie równy złotówce. Za jedno euro dostaniecie nie 4.5 szekla, ale najwyżej 4. W żadnym kantorze w mieście nie będzie lepiej.

- Pamiętajcie, żeby zawsze mieć przy sobie paszport i dawać go bez dyskusji na każdą prośbę. Chyba że macie ochotę utknąć w izraelskim pierdlu. Z tego na pewno byłaby ciekawa relacja xd

Bywajcie. Idę pisać drugą część. 
0.12634086608887