Historia której dzisiaj nie ma
Screen z mapy z 1801-1804 roku, pokazana osada Wojteczki
Tak dzisiaj wygląda wieś Wojteczki
To jest koniec wsi Wojteczki
Znajdowało się tam sześć domów leśnych robotników i obejście gajowego. Wokoło ciągnęły się niedostępne lasy, w których kryli się partyzanci korzystający z pomocy mieszkańców leśnej osady. Ktoś doniósł o nich niemieckiej żandarmerii w Bielinach. Pewnego dnia wczesnym rankiem Niemcy przyjechali na motorach. Weszli do domu gajowego, który mieszkał z żoną i siedmiorgiem dzieci. Najstarsze miało 14 lat, najmłodsze rok i pięć miesięcy. W mieszkaniu zastali jednego leśnego; wyprowadzili go na podwórko i zastrzelili. To samo zrobili z gospodarzem, a matkę z dziećmi zamknęli w drewnianej stajence i żywcem spalili. Z oddali, z której obserwowaliśmy tę tragedię, słychać było ich krzyki. Kiedy Niemcy odjechali, poszliśmy ich ratować, ale już nic nie mogliśmy zrobić. Widok był wstrząsający! Tylko małe dziecko przytulone do matki nie było zwęglone. Obejmowała je spalona matczyna ręka, na palcu błyszczała złota obrączka. W tak okrutny i nieludzki sposób zginęły trzy dorosłe osoby i siedmioro dzieci. Opowiada Stanisława Fortuńska-Jaroń