Barbie & Klaus - Krzyczę głośno JEBAĆ ŻYDÓW (Disco 1) [english subtitles]

32
卐 KRZYCZĘ GŁOŚNO JEBAĆ ŻYDÓW 卐
Dziś, za kilka godzin, premiera nowej piosenki,
oraz starego hitu w wersji rock i requiem \(^ω^, )
dlatego odświeżamy Disco 1 o angielski przekład,
niech za granicą wiedzą co Polacy myślą i niech z nami śpiewają!
Poniżej link, który nie wygaśnie, do zakazanych utworów
https://nosta.me/barbieandklaus@zaps.lol
https://chomikuj.pl/barbie_and_klaus
Fanklub: https://zydostwo.spierdol.one
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Zapomniany bohater.

2
Chciałbym dzisiaj tak bez żadnego powodu wspomnieć o pułkowniku Ludwiku Bociańskim. Ten Pan został praktycznie na kilkadziesiąt lat wymazany z historii przez wszystkie możliwe opcje polityczne. 17 września 1939 roku na moście granicznym z Rumunią na Czeremoszu w Kutach zatrzymał Naczelnego Wodza Edwarda Śmigłego-Rydza, który chciał opuścić kraj. Gdy jego próby przekonania go do zmiany decyzji nie powiodły się, w akcie protestu próbował popełnić samobójstwo. Próba była nieudana, a ciężko ranny Bociański został przewieziony do Rumunii, gdzie został internowany. Po okresie internowania przedostał się do zachodniej Europy, ale mimo starań, nie otrzymał przydziału do Polskich Sił Zbrojnych. Cóż, przeczy to trochę propagandzie, która próbuje usprawiedliwić ucieczkę naszego rządu i dowództwa podczas Kampanii Wrześniowej, a jej przeciwników przedstawić, jako historycznych szurów i dyletantów. Cześć Jego Pamięci!
Zapomniany bohater.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Marynarze w Powstaniu Warszawskim

0
Marynarze w Powstaniu Warszawskim
Mimo, że Powstanie głównie kojarzy się m.in. z młodzieżą z AK i Szarych Szeregów, to mało kto wie, że wśród walczących byli również marynarze. Byli to chłopaki z Wydziału Marynarki Wojennej Komendy Głównej AK o kryptonimie „Ostryga". Ale zacznę od początku.
W 1939 r. nie wszystkim marynarzom i oficerom PMW udało się przedostać na zachód. Zaczęli oni więc z czasem wstępować do partyzanckich oddziałów i organizacji. W wyniku starań kmdr. ppor. Antoniego Gnieweckiego ps. Witold utworzono jednak jedno ugrupowanie zrzeszające marynarzy. Powstała przy Związku Walki Zbrojnej „Alfa" złożona z profesorów, oficerów i zwykłych marynarzy prężnie działała na okupowanych terenach m.in.: zbierając cenne informacje o działaniach Niemców i przekazując je na zachód, sabotując pracę w portach, szkoląc przyszłe kadry. Po przekształceniu ZWZ w AK 14 lutego 1942 r. zmianie uległa również nazwa ugrupowania MW otrzymując kryptonim „Ostryga".
Marynarze w Powstaniu Warszawskim
Przed wybuchem Powstania w Warszawie w „Ostrydze" czyniono przygotowania zwracając przy tym szczególną uwagę na Wisłę i jednostki po niej pływające. Opracowano przy tym prosty plan, który zakładał przejęcie portu na Czerniakowie wraz z jednostkami w nim się znajdującymi, by dzięki nim móc mięć połączenie z wschodnią Warszawą co umożliwi transport rannych i potrzebnych materiałów i żywności. Wśród jednostek znajdujących się w niemieckich rękach znaczną uwagę przykuł kuter patrolowy „Pionier" - były polski CKU „Nieuchwytny". To właśnie ta jednostka mogła zapewnić bezpieczeństwo przeprawie i wesprzeć walczących na terenach przylegających do Wisły.
Przygotowując się do tego, sformowany został 50 osobowy oddział bojowy „Szczupak". Dowództwo nad nim objął Władysław Macioch ps. „Mizio", a praktycznie wszyscy wchodzący w jego skład specjalizowali się w żegludze rzecznej. Tu jednak uwidocznił się powszechny problem z jakim borykali się powstańcy idący do boju z Niemcami, a mianowicie broń. Mimo niedużej liczebności, oddział był słabo uzbrojony, podobnie jak pozostała część całego zgrupowania, co nie dobrze wróżyło przy skierowaniu do tak istotnego zadania dla Powstania, a sam port Czerniakowski był dobrze obsadzony.
Marynarze w Powstaniu Warszawskim
Marynarze w Powstaniu Warszawskim
Gdy nadszedł 1 sierpnia 1944 r., od początku nic nie szło tak jak powinno. Około 16:30 w niemieckim garnizonie Warszawy ogłoszono alarm, który poskutkował m.in. wypłynięciem z Czerniakowskiego portu „Pioniera", który był głównym celem całej planowanej przez powstańców akcji. Kuter wypłynął wraz z statkiem pasażerskim „Halka", którego Niemcy zatopili na wysokości ulicy Krasińskiego (stara nazwa to „Polska", jeden z dwóch bliźniaczych pierwszych statków wybudowanych w niepodległej Polsce, który po wojnie został wyciągnięty z dna i otrzymał nazwę „Feliks Dzierżyński"). Powstańcy jednak mimo tych wydarzeń wypełnili rozkaz ataku, który okupiony stratami zakończył się niepowodzeniem. Żołnierze „Szczupaka" wycofali się po tym na Siekierki, a w nocy ponowili atak, który tym razem zakończył się opanowaniem portu i przejęciem pozostałych jednostek tzn. pogłębiarki „Smok", statki pasażerskie „Bajka" i „Faust". 
Marynarze w Powstaniu Warszawskim
Marynarze w Powstaniu Warszawskim
Mimo zmniejszonych sił dalej jednak była szansa na powstanie przeprawy między dwoma brzegami Wisły, które jednak szybko straciły rację bytu, w obliczu upadku Powstania na Pradze. W obliczu tego, działania marynarzy z oddziału „Szczupak" ograniczyły się więc tylko do prowadzenia patroli zwykłymi łodziami na Wiśle. Zaczęła się patowa sytuacja, którą pogorszyło wejście do walki niezdobytego „Pioniera", który rozpoczął ostrzał pozycji powstańców na Starym Mieście, Powiślu i w połowie sierpnia także Portu na Czerniakowie. W wyniku ostrzału z dział i kutra 12 sierpnia na dnie znalazł się „Faust", a ciężkich uszkodzeń doznała „Bajka" i „Smok".
Sytuacja z każdym kolejnym dniem stawała się coraz bardziej tragiczna dla marynarzy z oddziału „Szczupak" i innych z zgrupowania. Niemcy rozpoczęli ataki na port, czego wynikiem było wyparcie powstańców 14 września. Marynarze jednak nie zamierzali odpuszczać i przy wsparciu batalionu „Zośka" udało im się jeszcze na krótko odbić port i stocznię w nocy z 14 na 15 września. Kontrola nad tym obszarem skończyła się jednak wraz z opanowaniem go przez żołnierzy 1 dywizji piechoty. Po tych wydarzeniach cały oddział „Szczupak" uległ rozproszeniu, jednak marynarze kontynuowali walkę w różnych zgrupowaniach do końca tego jakże tragicznego w skutkach zrywu.

Źródła:
https://www.portalmorski.pl/inne/21297-marynarzewpowstaniu
https://historia.trojmiasto.pl/Konspiracyjni-marynarze-podczas-II-wojny-swiatowej-n53991.html
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

81 lat temu… Nie tylko Wołyń

280
81 lat temu… Nie tylko Wołyń
W czasie wojny nie ma prostych historii… Opowiem Wam jedną. Znajdźcie dzidki chwilę, będzie długa, nieoczywista i smutna. Zdjęcie to wisiało przez lata u mojem babci, tej młodej dziewczyny z prawej strony. Fotograf zrobił je na Nadodrzu w 1950r. Cała rodzina, która przeżyła II wojnę światową znalazła się w zrujnowanym Wrocławiu. Postanowili uwiecznić to, że mogą być razem, po tym co przeżyli, zwłaszcza w 1943 i 1944 r. Ciocia Bronia (po lewej) kilka lat była niewolnicą w niemieckiej wsi. Trafiła tam z łapanki, w 1942 r. Mieszkała w chlewie. Upokarzana i bita pod koniec roku 1945 r. wróciła do Polski. Jechała na Wschód, do rodziny. Do powiatu Zborowskiego, do maleńkiej wsi Cecowa (Kałyniwka). Nie dotarła tam, granice się zmieniły, nie wpuścili… za krzywdy doznane przez 3 lata nie otrzymała nic. Mój pradziadek, Jan (w środku),na początku XX w. pracował jako listonosz. W 1914 r. został wcielony do armii austro-węgierskiej, gdzie walczył na froncie wschodnim. Zdemobilizowany, rolnik z dziada pradziada otrzymał ziemię w województwie tarnopolskim. Osiadł w Cecowie pod Zborowem. Były to miejsca zamieszkane po połowie przez Polaków i Ukraińców.  Dom dalej stoi. W 1939 r. chciał iść do wojska, nie został przyjęty z powodu wieku. Jego „bogactwo” nie było wielkie, ale sowieccy okupanci widzieli w nim kułaka. Uratował go sąsiad, Żyd, który potrafił się „dogadać” z Sowietami. Nie wywieźli na Sybir. Stracił jednak wiele. To wtedy rozbudował w lesie komórki na ziemniaki, tak, że mogły pomieścić więcej jedzenia. Nie wiedział wtedy, że będą one czymś więcej niż tylko spiżarnią. W1943 r. we wsi zjawili się Niemcy. Przyjechali do jednej z mieszkanek, Niemki, mieszkającej w tej wsi od czasów Franciszka Józefa. Cel ich wizyty wyjawiła ona sama. Pradziadek znał niemiecki. Przyszła do niego i długo rozmawiali. Wujek Władek (z lewej) dostał od ojca polecenie odwiedzenia każdej polskiej chałupy. Niemka ostrzegła go, że wieczorem będzie ewakuowana i niech znajdzie bezpieczne schronienie. Od 1942 r. babcia bała się ukraińskich sąsiadów. Wypasając krowy, śpiewała piosenki w tym języku, żeby nie rozpoznali w niej Polki. Dopiero jak mi o tym powiedziała uświadomiłem sobie, dlaczego wujek Władek poszedł do polskich gospodarzy. Nikt jednak nie chciał go słuchać. Lipcowym wieczorem, cała rodzina, cicho i pojedynczo opuściła dom. Udali się do schronienia w lesie. Przesiedzieli tam 3 dni. Władysław postanowił sprawdzić czy coś się stało. Kiedy długo nie wracał, jego brat Stanisław szykował się do drogi. W końcu jednak Władek wrócił. Był w szoku i prawie się nie odzywał. Jedyne co wykrztusił to „musimy uciekać”. Moja babcia miała 10 lat i niewiele pamięta z tułaczki. Dwa wspomnienia utkwiły jej jednak mocno w pamięci, na tyle, że kiedy pod koniec życia nie ogarniała już nic, to pamietała doskonale. Dziesiątki zabitych w bestialski sposób dzieci. Bez oczu, języków z rozprutymi brzuchami. Drugie wspomnienie to żołnierze, Ci, dzięki którym poczuła się bezpiecznie oraz jeden z nich, lekarz który ją wyleczył - Ją i jej rodzinę uratował sowiecki oddział, za którym rodzina dotarła do Rzeszowa. Dopiero tam wujek Władek powiedział co się stało. Być może wcześniej zdradził to tylko ojcu. Kiedy wtedy wrócił do zobaczył rozkradziony dom oraz to co go osłupiło. Swoich sąsiadów, Polaków, wymordowanych w bestialski sposób. Kto to zrobił? Ukraińscy sąsiedzi, z którymi żył niemal jak bliskimi. Nie Upowcy czy banderowcy, zwykli ludzie! Stał za długo. Został zauważony przez jednego z ukraińskich mieszkańców, który go uratował. W tym podłym czasie byli i dobrzy Niemcy, Sowieci i Ukraińcy. Jest jednak zadra. Nikt z mojej rodziny nigdy nie usłyszał słowa przepraszam, nikt nie zadość uczynił  ich zabitym sąsiadom. Mojej rodzinie udało się przeżyć, ale ponad 100tys. rodaków nie. Dzisiaj wszyscy ze zdjęcia już nie żyją. Nie chodzi o zemstę a o pamięć i przeprosiny. Nie ma przecież pojednania bez wzięcia na siebie odpowiedzialności. To tylko tyle i niestety dalej aż tyle. Szkoda...
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku

3
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Mamy okres wakacyjny, więc może część osób pojedzie, bądź już miało przyjemność pojechać nad polskie morze, a mianowicie w okolice Półwyspu Helskiego. Wybierając się tam warto poświęcić cały dzień, bądź jego część na zwiedzenie licznych umocnień i stanowisk, które znajdują się na półwyspie. Jednymi z nich są pozostałości po baterii nr. 31 im. Heliodora Laskowskiego, której historię postaram się tu pokrótce przybliżyć.

Całą historię trzeba zacząć od osoby kmdr Heliodora Laskowskiego, którego imię bateria nosiła, a który przyczynił się do jej powstania od samego początku.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Laskowski urodził się w 1898 r. w Nieszawie. Już po ukończeniu studiów jako inżynier artylerii błyskawicznie znalazł się posiadając stopień kapitana w Kierownictwie Marynarki Wojennej, gdzie objął funkcję Szefa Artylerii. Od samego początku Laskowski zaczął zabiegać o ufortyfikowanie Półwyspu Helskiego. Spowodowane to było ówczesnymi planami wybudowania bazy marynarki wojennej, z portami i warsztatami. Przewidywana obrona jej w razie konieczności tylko za pomocą sił morskich była według Laskowskiego całkowicie nie do przyjęcia. Starania jego po licznych zahamowaniach (głównie problemy finansowe), zostały finalnie sfinalizowane pod koniec 1933 r. umową na zakup 4 dział wz. 35 152,4 mm firmy Bofors. Budowa dział była przewidziana na 26 miesięcy, a w międzyczasie zaprojektowano i zbudowano cztery stanowiska z dwoma komorami amunicyjnymi, przedsionkami, windami i znajdującą się na 2 metrowym stropie działobitnią. Nadzór nad wszystkim sprawował cały czas kmdr ppor. Heliodor Laskowski.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
W czerwcu i wrześniu 1935 ORP ,,Wilia" dostarczyła zamówione działa do portu w Gdyni, które następnie zostały przewiezione na stację PKP na Helu, by po tajnej i ciężkiej operacji zostały zamontowane na działobitniach stanowisk. Rozpoczęły się wzmożone ćwiczenia strzelań, jednak kmdr Laskowskiemu nie było dane dłużej przy tym być, bowiem od jakiegoś czasu męczony ciężką chorobą nerek zmarł 12 kwietnia 1936 r. podczas kuracji w Egipcie. Na jego cześć 1 stycznia 1937 r. bateria cyplowa otrzymała jego imię.

Przez kolejne lata trwały ćwiczenia, które poskutkowały świetnym wyszkoleniem załogi (same dalmierze z Polskich Zakładów Optycznych gwarantowały dokładność 5 metrów na 20 km), przy skutecznym ogniu do 26 km (odległość mniej więcej jak do Chałup). Widząc skuteczność dział, w 1937 podpisano kolejną umowę z Boforsem na budowę kolejnych 4 dział, które miały być zbudowane maksymalnie do lutego 1940 r. (Działa wykonano, odbyły się nawet pierwsze strzelania, jednak w wyniku wybuchu wojny nigdy nie trafiły do Polski i najprawdopodobniej zamontowano je na baterii Djuramossa).
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
W momencie wybuchu II wojny światowej baterią dowodził kapitan Zbigniew Przybyszewski. Od pierwszego dnia teren Helu był silnie bombardowany, co skutkowało licznymi zniszczeniami i uszkodzeniami. Dzięki dobremu maskowaniu bomby nie dosięgły jednak samych stanowisk dział, które z powodzeniem ostrzeliwały większe niemieckie jednostki. 3 września bateria wraz z ORP ,,Gryfem" i ,,Wichrem" skierowała swój ogień w stronę dwóch niemieckich niszczycieli, a następnie pod koniec dnia, ostrzeliwując trzeci, który musiał wycofać się stawiając zasłonę dymną. 
Przez kolejne dni bateria czynnie działała, będąc jednak sama bombardowana przez samoloty i ostrzeliwana od strony Westerplatte przez pancernik Schleswig-Holstein, który od 23 września w towarzystwie pancernika ,,Schlesien" rozpoczął zmasowany ostrzał całego półwyspu, by doprowadzić do pierwszych większych uszkodzeń wokół stanowisk baterii i jej samej. 25 września wywiązał się pojedynek polskich stanowisk z niemieckimi pancernikami, które wstrzelały się jednak w stanowiska baterii, doprowadzając do uszkodzenia działa nr 3, gdzie zginęło 2 marynarzy i kilku zostało rannych, a także unieruchamia czasowo działo nr 1, przy którym od odłamka zostaje ranny sam Przybyszewski. Po tym niemieckie okręty, w wyniku nakrycia przez ogień pozostałych dział, wycofują się jednak stawiając zasłonę dymną.
27 września dochodzi do kolejnego pojedynku, podczas którego trafiony zostaje w kazamatę artyleryjską na prawej burcie Schleswig-Holstein. Co ciekawe, wtedy baterią z ręką na templaku dowodzi ponownie kpt. Przybyszewski, który nie zważając na zakazy lekarzy wrócił pełnić dalej swoje obowiązki.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
W obliczu wcześniejszego ataku ZSRR z 17 września i kapitulacji kolejnych walczących miejsc 1 października w obliczu bezsensownej dalszej walki, zapada decyzja o kapitulacji. I tak w nocy z 1 na 2 października załoga baterii cyplowej rozpoczyna niszczenie swoich stanowisk - centrali artyleryjskiej, dalmierzy, przyrządów celowniczych. Dwa zamki dział zostały zniszczone, a dwa pozostałe wymontowane i zatopione w morzu. Spalono także wszystkie szyfry oraz cześć akt i dokumentów.

Rano do portu wpłynęły okręty niemieckie, a załoga baterii, jak i pozostali obrońcy Helu przed odmarszem do niewoli odśpiewali hymn narodowy.
Moment poddania się załogi baterii tak wspominał bosman Pawlikowski:

"Wkrótce nadjechali samochodami niemieccy oficerowie, wysiedli, zbliżyli się do dowódcy, oficer niemiecki zasalutował i wyjął papierośnicę częstując kapitana papierosem, ten jednak energicznie odmówił, co nam się bardzo podobało".

Na tym się jednak nie skończyło, ponieważ Niemcy rozkazali oddać każdą broń. Pierwszy wystąpił kpt. Zbigniew Przybyszewski, który odpiął swój oficerski kordzik, jednak zignorował on Niemca, który wyciągnął po niego dłoń, tylko minął go bez słowa totalnie go ignorując i wyrzucił go do morza. Wszyscy następnie dostali się do niewoli. Kpt. Przybyszewski resztę wojny, mimo kilku prób ucieczki, spędził w oflagach, by po wojnie wrócić do Polski i dostać awans na komandora porucznika. Po 7 latach został jednak aresztowany przez służby, podobnie jak wielu innych przedwojennych polskich oficerów, by po torturach i pod fałszywymi oskarżeniami zostać skazanym i zamordowanym.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Wracając jednak do stanowisk baterii. W czasie wojny zostały one odremontowane, a działa po naprawach oddane do użytku. Po wojnie stanowisku nr 1 zostało całkowicie zniszczone, a z baterii przetrwały tylko dwa działa, gdzie jedno jest w muzeum w Warszawie, a drugie znajduje się w muzeum w Gdyni. Na miejscach starych postawiono ówcześnie radzieckie działa B-13 kal. 130 mm i właśnie takie działo znajduje się do dziś na odrestaurowanym stanowisku nr 4.
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Bateria nr 31 im. Heliodora Laskowskiego na Helu - powstanie i działania w 1939 roku
Oczywiście Bateria Cyplowa nie była jedynymi umocnionymi i uzbrojonymi miejscami w momencie wybuchu II wojny światowej. Pozostałości po innych polskich umocnieniach rozsiane są (głównie od strony morza), po półwyspie. Jest to jednak temat na osobną i znacznie bardziej rozbudowaną dzidę. To samo tyczy się umocnień wzniesionych przez Niemców, z których sztandarowym przykładem jest wielkie stanowisko baterii Schleswig-Holstein 406 mm, czy wieża kierowania ogniem.

Źródła:
Rzepniewski A., Obrona Wybrzeża w 1939 roku, Warszawa 1964.
Nadolny W., Wielki leksykon uzbrojenia. Wrzesień 1939, t. 13: Bateria Helska, Warszawa 2013.
Wystawy w Muzeum Obrony Wybrzeża
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Służba ORP „Orzeł" w Polskiej Marynarce Wojennej II RP, cz. 2 Działania u boku Royal Navy – od przybycia po niewyjaśnione zaginięcie

5
Link do części pierwszej: https://m.jbzd.com.pl/obr/3721770/sluzba-orp-orzel-w-polskiej-marynarce-wojennej-ii-rp-cz-1-wrzesien-i-pazdziernik-1939-r
Służba ORP „Orzeł" w Polskiej Marynarce Wojennej II RP, cz. 2  Działania u boku Royal Navy – od przybycia po niewyjaśnione zaginięcie
Po przybyciu do Brytanii ORP ,,Orzeł" i jego załoga po przyjaznym powitaniu i okazywanych honorach musieli szybko zmierzyć się z rzeczywistością. Składały się na nią problemy techniczne okrętu, jak i organizacyjne. Pierwszym istotnym był brak znajomości języka angielskiego co skutecznie utrudniało wdrożenie się i funkcjonowanie w nowych warunkach. Dalsze dotyczyły natomiast samego okrętu, który jak się okazało nie najlepiej zniósł bombardowania oraz spotkania z różnymi przeszkodami w morzu. W obliczu tego jednostka została od razu skierowana do remontu do stoczni w Dundee, gdzie również znajdował się przybyły ponad pół miesiąca wcześniej ,,Wilk" (dzida o tym okręcie już znajduje się na moim profilu). Załogi obydwóch okrętów w czasie remontów razem wypoczywały i w pełni korzystały z gościny Brytyjczyków, którzy umożliwili bezpłatne korzystanie z komunikacji i wielu publicznych miejsc. W międzyczasie załogi były wizytowane przez polskie i brytyjskie władze, podczas których kapitanowie obu okrętów zostali odznaczeni orderami Virtuti Militari, a załogi Krzyżami Walecznych.
Służba ORP „Orzeł" w Polskiej Marynarce Wojennej II RP, cz. 2  Działania u boku Royal Navy – od przybycia po niewyjaśnione zaginięcie
1 grudnia remont okrętu dobiegł końca i jednostka skierowała się do portu w Rosyth, w którym polskich podwodniaków włączono do Drugiej Flotylli Okrętów Podwodnych. Po tym ,,Orzeł" otrzymał numer burtowy 85A.
Od tego czasu jednak, nic nie uległo zmianie i okręt dalej stał w porcie, nie biorąc udziału w żadnej akcji. Wpływało to źle na morale załogi, która niecierpliwiła się, ale i w międzyczasie poświęcała dużo czasu na hulanki co doprowadzało do coraz większego rozprzężenia.

Po świętach nadszedł jednak czas na rozpoczęcie oczekiwanych działań bojowych. 28 grudnia ,,Orzeł" pierwszy raz po remoncie został wysłany w celu dołączenia do eskorty konwoju płynącego do Bergen, by po dotarciu do celu 1 stycznia 1940 roku zostać od razu wysłanym z kolejnym udającym się do Szkocji. Ciężkie warunki pogodowe podczas tych akcji natychmiastowo doprowadziły załogę do pionu.

18 stycznia ,,Orzeł" został wysłany na swój pierwszy patrol bojowy, podczas którego miał obserwować norweski fiord Skudenes i wody go okalające. Dwa tygodnie przebiegły spokojnie i okręt bez żadnych dodatkowych działań wrócił do portu. Podobnie było z drugim patrolem w dniach 10-23 lutego u wybrzeży Norwegii, gdzie nie zauważono żadnych nieprzyjacielskich okrętów. Nie minęło wiele czasu, jak polski okręt podwodny został wysłany na trzeci patrol co miało miejsce 5 marca, gdzie głównym celem było odszukanie i przechwycenie okrętu zaopatrzeniowego ,,Altmark" (który wtedy był w Kilonii), a następnie niemieckiego ,,Helene Russ". Cel spotkano, jednak był on eskortowany, co uniemożliwiło jego przechwycenie. Przez resztę patrolu nic się nie wydarzyło oprócz zatrzymania niezidentyfikowanego statku, który okazał się duńskim płynącym z zaopatrzeniem do Anglii i tak okręt powrócił 17 marca do bazy.
Służba ORP „Orzeł" w Polskiej Marynarce Wojennej II RP, cz. 2  Działania u boku Royal Navy – od przybycia po niewyjaśnione zaginięcie
Czwarty patrol, który jak się okazało przeszedł do historii rozpoczął się 3 kwietnia, gdzie okręt skierowano znów ku wybrzeżom Norwegii. Był 8 kwietnia 1940 r., kiedy to ,,Orzeł" patrolując wody w rejonie Lillesand zauważył statek płynący bez żadnych oznaczeń i bandery. Po zbliżeniu się do niego w zanurzeniu kpt. Grudziński dostrzegł ledwo widoczną słabo zamalowaną nazwę ,,Rio de Janeiro", obok której widniała nazwa portu HAMBURG. Wszystko było, więc jasne, Polacy mieli do czynienia z Niemcami. Okręt wynurzył się, a z pomostu kiosku nadano sygnał wzywający do zatrzymania i przybycia kapitana z dokumentami. Niemcy jednak nie zastosowali się do tego zwiększając prędkość, przez co polski okręt również ją zwiększył i oddano kilka ostrzegawczych serii z karabinów maszynowych. Niemiec stanął i nadał komunikat, że polecenie zatrzymania już zrozumiał, a także rozpoczęto spuszczać szalupę. W międzyczasie na polskim okręcie przechwycono sygnał nadawany przez Niemców wzywający pomoc, na co kpt. Grudziński momentalnie zareagował, oznajmiając zatrzymanemu statkowi, że zostanie storpedowany w ciągu 5 min. Reakcji ze strony przeciwnej nie było, więc nie zwlekając odpalono kilka minut przed południem 1 torpedę, która trafiła Niemca w prawą burtę. Momentalnie na statku wybuchła zaobserwowana panika, a na górnym pokładzie pojawiła się nie tylko załoga, ale i...niemiecka piechota. Wszystko tym samym stało się jasne, Niemcy rozpoczęli przerzut swych oddziałów w celu zajęcia Norwegii.
Nie chcąc narazić się na ogień powoli nadciągających jednostek Polacy zanurzyli się, ale także zauważyli, że niemiecki statek nie chce tonąć. W obliczu tego opłynięto go i wystrzelono kolejną torpedę, która już przypieczętowała los wrogiej jednostki, która poszła na dno w przeciągu 3 minut. Wydarzenie to było bardzo istotne, bowiem pozwoliło zdemaskować działania Niemców, a także przyspieszyło rozpoczęcie przygotowań aliantów do walk o Norwegię.
Służba ORP „Orzeł" w Polskiej Marynarce Wojennej II RP, cz. 2  Działania u boku Royal Navy – od przybycia po niewyjaśnione zaginięcie
Przez kilka kolejnych dni ,,Orzeł" dostrzegał kolejne nieprzyjacielskie jednostki, by 12 kwietnia podczas manewru w celu ustawienia się do ataku samemu być zauważonym, co skończyło się zrzuceniem w ciągu kilku godzin na polską jednostkę ponad 40 bomb. Dnia następnego na ,,Orła" spadło znów ponad 20 bomb, by przy zmianie sektora 14 kwietnia zostać ponownie wykrytym przez śledzące jednostki i być zaatakowanym 50 bombami. Po dopłynięciu 15 kwietnia w okolice Skagerraku, okręt dnia następnego został wezwany do bazy, do której dotarł 18 kwietnia.
28 kwietnia ,,Orzeł" wypłynął na piąty patrol, ponownie u wybrzeży Norwegii, który oprócz zaobserwowania kilku wrogich jednostek i ostrzelania samolotu Luftwaffe w drodze powrotnej do portu zakończył się 11 maja.
Służba ORP „Orzeł" w Polskiej Marynarce Wojennej II RP, cz. 2  Działania u boku Royal Navy – od przybycia po niewyjaśnione zaginięcie
Był 23 maja około godz. 23:00, kiedy to ,,Orzeł" wypłynął na swój szósty patrol, będąc skierowanym do obserwacji północnej części sektora A3. Do celu dotarł 24 maja. 1 czerwca polskiej jednostce rozkazem przydzielono kolejny rejon w sektorze A1, nie otrzymano jednak już wtedy odpowiedzi zwrotnej. Dnia następnego postanowiono przerzucić jednak okręt na północ sektora J, jednak i wtedy dalej była cisza. W dowództwie tłumaczono to sobie chęcią niezdradzenia swej pozycji Niemcom. Sytuacja uległa jednak zmianie, gdy 5 czerwca polecono okrętowi zakończyć patrol 6 czerwca o 22:00 (dalej nie otrzymano odpowiedzi), a 8 czerwca spodziewano się go przed południem w Rosyth. Okręt jednak nie dotarł, więc wysłano mu żądanie nakazujące podanie aktualnej pozycji. W obliczu dalszego braku jakiejkolwiek informacji dnia 10 czerwca okręt uznano za stracony, a dzień później szef KMW kadm. Jerzy Świrski ogłosił komunikat:
Z powodu braku jakichkolwiek wiadomości i niepowrócenia z patrolu w określonym terminie – okręt podwodny Rzeczypospolitej Polskiej ,,Orzeł" uważać należy za stracony.

Razem z okrętem zaginęło: 6 oficerów, 54 podoficerów i marynarzy oraz 3 brytyjskich marynarzy z grupy łącznikowej.

Data, godzina, miejsce i okoliczności zaginięcia ORP ,,Orzeł" do dziś nie są znane. W różny sposób próbowano to wyjaśnić: wejściem na minę, zbombardowaniem przez Niemców, omyłkowe zbombardowanie przez brytyjski samolot, awaria, błąd załogi, zatopienie przez niemiecką jednostkę. Co ciekawe, akta w tej sprawie posiadają do dziś Brytyjczycy, którzy mieli je odtajnić po 50 latach, jednak z niewiadomych przyczyn datę przesunięto o kolejne 50 lat.
Poszukiwania ,,Orła" trwają dalej po dziś dzień, a poszukiwacze deklarują, że nie ustaną póki nie odnajdą zaginionego okrętu.

Źródła:
Borowiak M., Stalowe drapieżniki. Polskie okręty podwodne 1926-1947, Warszawa 2013.
Kosiarz E., Flota białego orła, Gdańsk 1984.
Pertek J., Wielkie dni małej floty, Poznań 2011.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.14113402366638