Tinder cz.15

34
Wybiła najwyższa godzina, i nastał czas na część piętnastą. Muszę was przeprosić za moją absencję, chwilę niedomagałem, później praca, później święta, i jakoś czasu nie było, no ale już jest, więc zaczynajmy.
Tak jak mówiłem, jechałem pociągiem, i zgodnie z poradą przekazaną mi przez Joannę wysiadłem na stacji o jednoczłonowej nazwie. Dopiero gdy wysiadłem to zdałem sobie sprawę w jakiej okolicy się znalazłem. Gdyby idąc przejściem podziemnym pod torami, drogę przestąpiło mi kilku chłopa i któryś powiedział "you came to the wrong neighborhood fool" to wcale bym się kurwa nie zdziwił. Oj nie. Serce biło szybciej. Już bardziej od możliwości obskoczenia wpierdolu niż od imprezy na którą zmierzałem. A przypominam że godzina była dość wczesna (koło 14-15), więc nadal było jasno. Co tam się kurwa dzieje po zmroku? Tego też się miałem niedługo dowiedzieć. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Wpisałem sobie w nawigację adres dokąd zmierzałem. Kurwa, jakieś dwa kilometry, no ja pierdole. I jeszcze telefon każe mi iść jakimiś krzaczorami. No jak nic banda meneli wyrucha mnie w kolejarza, na ostro. Ale szedłem dalej. Ujrzałem wtedy sklep o którym istnieniu dawno już zapomniałem, nawet myślałem że już polikwidowali wszystkie w pizdu. Mianowicie "Społem". Ostatni w mojej okolicy zamkli z 10 lat wcześniej. No ale to nieistotne, przejdźmy dalej.
Doszedłem w końcu do małego skrzyżowania na którym miałem skręcić w uliczkę w lewo. Dotarło do mnie wtedy że w tak wysokich sferach jeszcze się nie obracałem. Nie były to może jakieś wille z basenem, ale napewno nie były to domy z lat 50. z grzybem na ścianie, grzane piecem kaflowym, o nie. Samochodu starszego niż 5-6 lat nie zobaczyłem (a trochę się znam). Jakieś osiedle dawnej mafii? Handlowców powiązanych z tym społemem? Domy księży z kościoła niedaleko? Tak wiele pytań.
Doszedłem w końcu pod wskazany adres. Dom swoją, powiedzmy, "jakością" pasował do reszty. Na podjeździe Skoda Superb, i audi A4 B9. Kurwa, gdzie ja taki prosty chłopak po technikum, bez prawa jazdy, i mieszkający z mamą do takich ludzi z wyższych sfer?
Stoję pod tą furtką, a tam cisza. Żadnych ludziów nie widać, żadnych dymów z grila. No tak, wydywali mnie. Tak podpowiadała mi moja przegrywiasta natura. Znów oszukany przez los. Ale umysł podpowiedział co innego: "Może byś kurwa zadzwonił, może siedzą z tyłu na jakimś tarasie?". I tak zrobiłem. Tak, tak M, już idę - powiedziała Asia przez telefon. Za chwilę przyszła, ubrana z tego co pamiętam, w jasną sukienkę w kwiatki. No fajnie wyglądała. Buzi na powitanie, i prowadzi mnie na tył domu, gdzie faktycznie znajdował się taras, a na nim grill. Obok grila stoi stół z jakimiś talerzami, i mięsem rzecz jasna. Żeby zbyt ekskluzywnie nie było to basenu brakowało. Obok stołu stoi koleżanka Asi - nazwijmy ją Krysia, a koło grilla jej chłopak - powiedzmy że Michał. Trafiłem do konserwatywnego grona gdzie każda płeć robi to co jej przypisano. Przywitałem się ze znajomymi Asi, i jak to zwykle bywa, dziewczyny poszły do domu robić jakieś sałatki pierdolone, a ja stałem z tym michałem, poczęstowany przez niego browarem. Taki w sumie spoko chłopak, ale dużo pierdolił o meczach, blantach, imprezach, i jakiś raperach zajebanych, nie moje klimaty, ale nie dla Michałowego towarzystwa tam przyszedłem (o dziwo!). Tak jest drodzy czytelnicy, okoliczności nie sprzyjały robieniu Michałowi lachy koło grilla na tarasie.
Dziewczyny wróciły, impreza się zaczeła, pijemy browary, ktoś tam jakąś wódę wyjął, to też pijemy, jedzenie się zrobiło, siedzimy, wpierdalamy, znowu pijemy, co jakiś czas palimy (zwykłe fajki oczywiście, jakieś zielsko to nie moje klimaty), za jakiś czas impreza przeniosła się jednak do środka. Robimy to samo co na zewnątrz, czyli pijemy i wpierdalamy, i tu dochodzimy do punktu kulminacyjnego, którego oczywiście dziś nie dokończę xd. Mianowicie w pewnym momencie Asia wyszła na zewnątrz, zapalić czy coś, a ja zostałem zapytany przez Krysię o jedną rzecz. I to tyle.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Tinder cz.14

30
Czas zacząć część czternastą. Nie pierdoląc duży zaczynajmy.
Przypomnę że koniec poprzedniej części nastąpił w momencie jak umówiłem się z Asią, jak ją nazwaliśmy, na wspólne wyjście do "kina w plenerze" czy jak tam to wydarzenie się nazywało. Był to po prostu jakiś rzutnik ustawiony w parku, czy innym amfiteatrze, na którym puszczano film. No umówiliśmy się, wszystko miło, ale kurwa szybko się okazało że stężenie matek z jebniętymi, drącymi japę dziećmi przekracza wszelkie kurwa normy, toteż oglądanie filmu w takiej atmosferze mija się kompletnie z celem. Asia zaproponowała więc pójście na pizzę, do jakieś nieodległej pizzerii, w której kiedyś ponoć była. Od razu zapaliła mi się czerwona lampka, prawie nigdy z pizzy nie wynikło nic dobrego xd. Ale chuj, poszliśmy. Było całkiem miło, sympatycznie, gitara. Tak wyglądało nasze drugie spotkanie.
Niedługo później miało dojść do trzeciego. Tym razem podkreśliłem że to już nie będzie zwykłe spotkanie, to będzie randka. Ktoś mógłby spytać "a co to kurwa za różnica?". Otóż zasadnicza różnica jest taka że żadnych różnic nie ma, ale chciałem dać Asi do zrozumienia o co mi chodzi. Nie wiem czy takie rzeczy się powinno pokreślać, czy też może Asi chodziło o to samo o co mi, bo z tego co pamiętam na słowa że to będzie randka jakoś specjalnie nie zareagowała. No ale chuj, poszliśmy na tą randkę, zjedliśmy coś dobrego, potem spacer po pseudo-starówce mojego miasta, było miło, nie powiem, ale nic się jeszcze nie wydarzyło. Ot, odprowadziłem ją na tramwaj, na koniec buzi w polik, nic takiego.
Wszystko jednak miało się zmienić z naszym następnym spotkaniem. Otóż dostałem od Asi zaproszenie. Nie byle gdzie, bo do jej domu, na grilla, na którym miała być jej koleżanka (w pewnym sensie jebnięta jak się później okazało, ale nieważne), wraz ze swoim trochę patologicznym chłopakiem. Istniał jeden tylko problem. Asia mieszkała daleko. Mieszkała w miejscowości leżącej dokładnie po drugiej stronie mojego miasta, jakieś 30km w linii prostej, mniej więcej. Podróż komunikacją to jakieś dwie-trzy przesiadki, tramwaj, autobus, pociąg, i pomiędzy tramwajem i autobusem może znowu autobus. Wyszła wtedy moja spierdolona natura. Może to jakieś jaja? Może dostanę wpierdol, zabiorą mi kasę, i jeszcze wyruchają w dupę w kolejarza. Muszę dodać że swego czasu głównym towarem eksportowym miejscowości w której mieszkała Asia była zorganizowana przestępczość. Czy to prawda że takiego przegrywa taka fajna (przynajmniej w moim mniemaniu) laska zaprasza do siebie? W sumie widziałem ją dopiero trzy razy. Jeszcze wyszedł kolejny problem, sam na sam z nią mogłem udawać w miarę ogarniętego, ale w większym gronie (a cztery osoby to już większe grono wg mnie) tak łatwo już nie ma. Wszystko może pójść nie tak jak powinno. Kurwa! Co robić? Ale chuj w dupę, nie miałem nic do stracenia, pojechałem. A może będzie fajnie? Kupiłem kilka piw, bo nic innego Asia nie kazała mi zabierać. Miałem być na miejscu koło godziny 15, z tego co pamiętam. Była sobota, było ciepło.
Łapy się trzęsą, emocje sięgają zenitu, i gdy miałem już wsiadać w ostatni środek transportu wyszła na jaw straszliwa prawda. Chuj wie z jakiego powodu, nie dogoliłem swojej krzywej mordy. Taki wstyd. Do tej pory pamiętam jak latałem po kioskach szukając jakieś najtańszej maszynki, i jak w dworcowym, obsranym i obeszczanym kiblu dogalałem te kilkanaście włosów, na sucho rzecz jasna. Dalej było jeszcze gorzej. Jeśli są w tym kraju rzeczy których szczerze nienawidze to te pierdolone, zajebane pociągi. Jakby mnie na długość ręki dopuścili do tych co to wymyślali to bym kurwa wziął i zajebał. No kurwa, nigdy kurwa nie wiem czy wsiadłem do właściwego. Tak patrzę na ten jebany bilet, i na pociąg, i nie mogę kurwa znaleźć elementów wspólnych. Czy to ten czy nie ten, chuj go wie. Ale wsiadłem, to był ten, okazało się później że z tej stacji inaczej się nie da jechać, niż tam gdzie zmierzałem. I tu ciach, pauza, do następnego razu.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Tinder cz.13

55
Witam ze szczęśliwą częścią trzynastą. Wiem że pisałem że niby wrzucę coś dopiero jutro, ale życie jest zaskakujące i znalazłem czas dzisiaj. Bez przedłużania kontynuujmy kinową przygodę.
Jak mówiłem udało mi się zaprosić do kina jedną z tinderowych lasek. Na wstępie żeby rozwiać wszelkie wątpliwości muszę poruszyć jedną kwestię. Można powiedzieć że erosomańską xd. Lubię grube laski. I nie zrozumcie mnie źle. Nie chodzi mi o jakieś ulane grubasy, jeżdzące na wózkach, i wpierdalające big maca z colą light bo są na diecie. Co to to nie. Chodzi mi o dziewczyny z nadwagą, nie małą ale też nie dużą. Nie wiem skąd ten fetysz no ale już tak mam, że lubię wielkie cycuchy, i dużą dupę. Kobitę musi być za co złapać, jak to powiedział jeden z patologicznych bohaterów polskiego serialu przełomu stuleci. smakosz wolskiego kafara. No ale przejdźmy dalej.
Pojawił się problem na co taką dziewczynę zabrać? Nocny maraton władcy pierścieni w wersji reżyserskiej odpadał, nie wiem czy bym tyle wytrzymał, chociaż kiedyś chciałbym pójść. Jakiś horror też nie był dobrym pomysłem, na pierwszy rzut oka niby dobry pomysł, bo wiadomo, potfury, i tak dalej, ale wstyd by był gdyby się okazało że boję się bardziej od owej dziewczyny. Został mi zatem najbardziej uniwersalny wybór. Komedia. Ale nie jakaś romantyczna, polska super-duper-produkcja, wiejąca chujem na kilometr, z karolakiem w roli głównej. Chodzi mi o zwykłą komedię.
Wybrałem jeden film, ale spojrzałem tylko na plakat co okazało się być ryzykownym posunięciem, ale niechcący trafiłem w dziesiątkę. Zaproponowałem owy film, dziewczyna się zgodziła, wszystko było dogadane. Tytułu filmu nie pamiętam, była to jakaś amerykańska komedia, o grubej lasce, co ma kompleksy i tak dalej, postanawia schudnąć, idzie na siłownię, coś tam kurwa, czary mary, hop siup, zmiana dup, jakaś maszyna wciągła jej włosy, i w magiczny sposób zmienia się w chudą laskę. Ale coś tam dalej wynika, że znowu jest gruba. Morał tej historii był ogólnie taki że czy gruba czy chuda, to ją wszyscy lubią, znajduje sobie faceta, i takie pierdolenie. Nie pamiętam nawet czy to było śmieszne czy nie, to już mniej istotne.
Spotkaliśmy się w tym kinie, dziewczyna doskonale odpowiadała moim preferencjom o których wspomniałem wcześniej, tą laskę nazwiemy "Joanna". Była nieco niższa ode mnie, czyli dosyć wysoka, tak jak mówiłem, byłoby za co złapać i czym się pobawić, poduszka też nie byłaby potrzebna, pamiętam też że była wtedy bardzo uśmiechnięta, i bardzo kaszląca, ale to akurat od fajków, sam palę, i paliłem, także nie był to żaden problem. Przyszła do tego kina, gadamy, wzieliśmy po browarze, wypiliśmy, wchodzimy na salę, już na filmie za bardzo żadnej bajery nie było. Pamiętam jedynie że byłem bardzo zestresowany czy mojej, można powiedzieć, "wybrance" film się spodoba. Jak się okazało był to strzał w dziesiątkę. Asia na punkcie swojej tuszy miała pewne kompleksy, a ten film był w przypadku jej "problemu" bardzo pozytywny, co przełożyło się niewątpliwie na to że udało mi się tego dnia osiągnąc sukces. A raczej był to początek sukcesu.
Odprowadziłem ją na autobus, mój jechał w przeciwną stronę. I co odkryłem. Wiadomość na tinderze, a tam link do jej facebooka. Wiedziałem wtedy że nie skończy się to na tradycyjnym "fajnie było, ale to nie to", tylko że znajomość przechodzi na wyższy etap. Już nie chciała być dla mnie randomem z tindera, z dwoma zdjęciami i lewym wiekiem. Mogłem poznać ją "dogłębniej". Jeszcze jak wracałem do domu to sporo pisaliśmy, ale przez następne kilka dni nastąpił jakiś odlot z tym pisaniem, nawet zauważyłem u siebie jakieś symptomy uzależnienia. Rano messenger, w pracy, po pracy, w autobusie, przed snem nawet kurwa. Szybko umówiliśmy się na następne spotkanie, tym razem był to wypad do kina w plenerze, organizowanym przez kilka dzielnic mojego miasta. Ale o tym następnym razem. Pozdro, trzymajcie się.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Tinder cz.12

58
Jedziemy z kolejną częścią, jakoś tak się rozpisałem ostatnio, ale nie przyzwyczajajcie się, po prostu miałem trochę wolnego czasu który mogłem przeznaczyć na to co lubię, na pisanie.
W związku z komentarzami pod ostatnią wrzutą muszę na wstępie poruszyć dwie sprawy, które chyba nie dość podkreśliłem. Po pierwsze, historie tu przedstawione miały miejsce kilka lat temu, nie są to historie z wczoraj, czy z przed tygodnia. Punkt drugi i najważniejszy, który trochę wiąże się z tym pierwszym, nie będę nikogo przekonywał czy historie tu przedstawione miały faktycznie miejsce, nie będę pierdolił że "gwarantuje wam że historia autentyk", albo "ziomuś, to szczera prawda", tak nie będzie. Osąd zostawiam wam, tak samo jak osąd co do mojego zachowania, i sposobu realizacji moich celów. No to tyle. Jedziemy.
Otóż w wyniku kilku ostatnich spotkań doszło do pewnej zmiany moich celów jakie postawiłem sobie korzystając z tej chujowej aplikacji randkowej. A nawet może nie celów, a wogóle sensu używania tindera. Metoda na kłamstwa okazała się kompletnie nieskuteczna (no, poza przypadkiem agnieszki, ale jak to mówią, nawet zezowatej zośce czasem chuj się trafi). Do tej pory cele używania tindera były zasadniczo trzy:
1. Złudna nadzieja na zaruchanie/lizanie się z laskami.
2. Ciekawość co się wydarzy.
3. Potrzeba wyjścia z piwnicy do ludzi
Chyba dobra kolejność. Cele chujowe, kosztowne, a przede wszystkim już mnie to zaczęło nudzić. Bo ile można pizzę wpierdalać z jakimiś mało kontaktowymi loszkami? Każdy by kurwa wymiękł. A grubasem nie jestem, to tym bardziej. Postanowiłem zmienić klasyczną, i wypróbowaną już formułę pizzy na coś nowego. Coś co sprawi mi przyjemność, odsieje naciągaczki na pizzę, i ewentualnie zwiększy moje szanse na udany wieczór.
Wiele pomysłów zakołatało mi w mojej pustej głowie, powiem szczerze że echo było głośniejsze niż w jakieś jaskini raj, czy innej kadzielni (akurat z kielc nie jestem, ale bardzo fajne miasto, pozdrawiam). Od razu rzucił mi się jeden: kino. Kurwa, że też wcześniej na to nie wpadłem. Lubię oglądać filmy. Bywały czasy że oglądałem ich po kilka dziennie. I to nie tylko dla rozrywki sensu stricte, a zdarzało mi się podziwiać ich "formę artystyczną". No ale jakoś tak się złożyło że wśród moich znajomych wielu kinomaniaków nie było, a do kina samemu jakoś mi głupio było chodzić, więc byłem zdany na jakieś cda czy inne netflixy, czasem nawet zwykłym telewizorem nie pogardziłem. A teraz pomyślałem że mógłbym z taką loszką iść do kina, na jakiś fajny film, szpanować jakim to nie jestem kinomaniakiem, i co ważnie nie było by to kłamstwo. Kurwa, moje podniecenie perspektywą pójścia do kina z dziewczyną, jak na jakąś randkę, sięgneło zenitu. Może w końcu dowiedziałbym się co to za różnica w pójsciu na film, a pójsciu do kina? Aż sam sobie zazdrościłem swojej genialności. Seks na własną rękę stał się jeszcze przyjemniejszy, w końcu robiłem to z kimś niesamowicie mądrym xd.
Ale wystarczy tego słodzenia, trzeba było zakasać rękawy i, jak to mówią, jechać z tematem. Ze zdziwieniem zaobserwowałem że laski, na pizzę zasadniczo chętne, do kina mają stosunek znacznie bardziej sceptyczny. Z czego to wynika, nie wiem i nawet się nie domyślam. No chuj wie dlaczego tak było, ale tak było. Jeszcze co do plusów kina to jest, nie ukrywajmy, tańsze niż pizza, a zabawy starczy na dłużej. W końcu po jakimś dłuższym czasie poszukiwań (nie pamiętam dokładnie ile, może 2, może 4 tygodnie), udało mi się znaleźć chętną na kino dziewczynę. Doskonale ją pamiętam. Jak się nazywała, skąd była, i jak wyglądała. Dlaczego moja pamięć w jej przypadku nie szwankuje dowiecie się za jakiś czas, w kolejnej części. Trzymajcie się.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Tinder cz.11

67
Po części dziesiątej nadszedł najwyższy czas na okrągłą, jedenastką już część. Szybko zleciało, nie? Tak sobie piszę i piszę, i zdaję sobie sprawę że nawet w połowie nie jesteśmy, także tego, czas iść dalej.
Opowiadanie swojej smętnej historii skończyłem na niedoszłym stosunku około-erotycznym z dziewoją nazwaną przez nas roboczo "Agnieszka". Nie ukrywam że Agnieszka zmieniła w sposób znaczy moje spojrzenie na świat, czy też inaczej światopogląd. Dotychczas uważałem że wiecie, poznam jakąś laskę, porucham, zrobi mi mokrego loda, tego typu rzeczy i, albo wezmę sobie następną, albo zostanę przy tej. W obu przypadkach stwierdziłem że osiągnę coś czego pragnąłem, mianowicie szczęście. Taki chuj, jak ciotki dwie. Nawet gdybym wtedy ową Agnieszkę zaliczył, to stwierdziłem że nic by to nie zmieniło. Bowiem po tym lizanku na przystanku, a potem w autobusie, gdy emocje już opadły i gdy wróciłem do domu poczułem uczucie, a raczej myśl że "kurwa, to wszystko co życie oferuje? Nic już nie ma? Tylko do roboty od poniedziałku do soboty, a w międzyczasie spotykanie się z jakimiś gówniarami? Udawanie przed nimi chuj wie kogo, i po co? Kurwa jego mać". Jakas taka pustka nastała w moim sercu że się tak poetycko-psychologicznie wyrażę. Doszedłem do przerażającego dla mnie wniosku, że ruchanie czy lizanie się z laskami wcale szczęśliwym nie czyni. Ale może tylko ja tak uważam. Chuj z tym, to takie moje przemyślenia.
Po przygodzie z Agnieszką, pomyślałem że metoda przeze mnie wymyślona może być skuteczna. Wciskaj kit, pierdol głupoty, to może ci się uda. Taki wtedy wymyśliłem sposób na tindera. Zawsze byłem dosyć wyszczekany, toteż uznałem że korzystam tylko z danych mi przez los i naturę umiejętności. Pozwalało to też zrekompensować wady w postaci mordy jak ruski termos, zębów krzywych jak wieża w piździe, i tego typu spraw.
I powiem wam że no tak, chuj mi w dupę. Nic to nie dało. Następnych kilka lasek skutecznie oparło się moim wdziękom, i kłamliwej, zdradzieckiej naturze. Z czego przy jednej z grona tych pizd zatrzymamy się na dłużej.
Był to ewenement, w całej mojej karierze z taką kurwą się nie spotkałem. Karypel, nie wyższa niż półtora metra, karakan można powiedzieć. Morda też niewyględna, po pijaku MOŻE 2/10 bym dał, ale tak z litości. Ale co ja pierdolę, dla takiej nie powinno być litości. Umawiamy się jak zwykle w pizzerii, normalna sprawa, tak samo jak to że ja płacę. Kiedyś zrobię podsumowanie ile kosztował mnie tinder, ale nie teraz. I tak sobie gadamy jak zwykle, ja coś tam pierdolę, o penthouse'ach, o mercedesach w AMG, o tym ile to trzepię kapuchy, no innymi słowy nawijam makaron na uszy.
Po moim pierdolamento, ta kurwa oświadcza, i to tak ni z pizdy, ni z chuja, że wiecie, ona ma chłopaka, i on jest w pracy. To ja mówię coś w stylu że "co z tego?", ale zaraz ciekawość bierze górę i zapytuję czy ów chłopak nie ma nic przeciwko że się tu z kolesiami z tindera umawiasz? To ten kurwiszon oświadcza że "wiesz, trzeba sobie w życiu radzić". Zmieszała i zaskoczyła zarazem mnie ta odpowiedź, więc pytam "ale że co?". Więc ta dziwka wyjaśnia "no, przyjechałam stąd, i stąd, z jakieś wiochy, i nie będę robiła jak idiotka w jakimś Grycanie, Burgekingu, czy innym Housie, tylko sobie znalazłam faceta, który opłaca mieszkanie, a sama szukam sponsorów". Słowo w słowo tak nie powiedziała, ale czyniąc długą historię krótką, laska mi oświadcza, wprost, i bez skrępowania że jest dziwką, i za kasę mogę ją puknąć.
Wiecie, gdybym chciał ruchać za kasę to zamiast na tindera, wchodziłbym na odloty, czy inną roksę. Więc tutaj moja wątpliwa moralność "wyruchać za wszelką cenę" nie miała zastosowania. Rzuciłem jakiś banknot na stół (mniej niż tyle co za dwie pizze, acz więcej niż za moją), i poszedłem stamtąd w pizdu, to znaczy na tramwaj. Także i takie kurwiska bywają na tinderach. Strzeżcie swojej duszy, i swojego portfela. Tyle na dziś, narazie.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Tinder cz.10

19
Taki mały bonus dziś, w tej części mam nadzieję skończyć historię z Agnieszką, i pójść, że tak powiem dalej. Bonus bo nigdy dwóch części na dzień nie wrzuciłem. Dobra, koniec tego pierdolenia, kiedy Sławek był?
Tradycja nakazuje bym zaczął tam gdzie skończyłem, ale tym razem zrobię was w chuja, i wcale tak nie będzie. Cofniemy się trochę w czasie do momentu gdy czekałem sobie na tą nieszczęsną Agnieszkę na przystanku tramwajowym. Tak czekam i czekam, piszemy sobie, prawda, no i w pewnym momencie owa Agnieszka napisała jakąś wiadomość (już nie pamiętam jaką), ale w każdym razie dodała na końcu emotę tego buziaka (wiecie :*). Wiadomo, przez aplikację człowiek śmielszy, toteż odpisałem na to coś w stylu "Będzie jakieś buzi?", na co dostałem odpowiedź "zobaczymy". Chuj, takie niby pierdzieluchy, ale ważne dla dalszego toku tej tinder-randki. Szybko zapomniałem co tam pisaliśmy, spotkanie się potoczyło, i teraz wrócimy do końca poprzedniej części.
Więc stoimy sobie na tym przystanku, godzina późna, ludziów w pobliżu brak. Tylko my dwoje. Nawet kurwa samochodów mało było jakoś. Po lewej stronie ulicy pola z kapustą, po prawej oświetlone bloki. Taka dzielnica. Aż w końcu w oddali widać nadciągający autobus linii, bodajże, 112. Autobus się zbliża, tak na siebie patrzymy, aż w końcu Agnieszka mówi "No to mój autobus, to pa" i tak dalej. W niespotykanym przypływie odwagi pytam więc "co z tym buziakiem?".
Powiem szczerze że zapytałem nawet bez specjalnych nerw, byłem podejrzanie wyluzowany, jedno piwo na mnie tak zwykle nie działa. Może to ta nieco intymna atmosfera tak na mnie zadziałała? A może wmówiłem sobie że jestem wygrywem? A może chciałem tak sobie tylko zażartować, i nie odebrałem powagi tego co mówię. No chuj wie dlaczego tak było. Ale zapytałem. Odpowiedź mnie zaskoczyła. Miło zaskoczyła. Powiedziała: "to chodź do mnie". Powiem szczerze, zaczeliśmy się ordynarnie, i zachłannie lizać. Może tego mi brakowało? Trwało to chwilę, aż przyjechał autobus. Wsiadłem razem z nią, usiedliśmy na tylnym siedzieniu i kontynuowaliśmy to co zaczeliśmy. Powiem szczerze - tą podróż autobusem, te jebane 20 minut czułem się jak Chad, jak te jebane wygrywy, którym zawsze zazdrościłem. Oczywiście co pomacałem to moje. Ale nie żywiłem wielkich nadziei. Ja mieszkałem z mamą (co zresztą jej powiedziałem), ona też z rodzicami. A jakimś jebanym zwierzęciem nie jestem, ruchać się w autobusie nie będę. Chociaż może i jestem? Może stałem się nim przez sam fakt llizania się z nieznajomą laską w jakimś syfiastym autobusie? Wtedy o tym nie myślałem, takie refleksje nachodzą mnie dopiero po pewnym czasie. No chuj, miałem pisać jak było to piszę. Przejechaliśmy te pięc czy siedem przystanków. Ja wysiadłem, ona została, i tak sobie pojechała do domu. Tyle ją widziałem.
Nie zaskoczy was fakt że nigdy więcej jej nie widziałem. Nie żebym się zakochał czy coś, ale żałuję że nie poruchałem. Skończyło się standardowo, "było miło, ale to nie to, nara anon" czy coś. Standard kurwa. No ale cóż było robić. Zawsze nowe doświadczenie za mną. Zostało mi tylko wrócić do ciemnego mieszkania, i kontynuować tinderowe podboje. Do następnego razu, trzymajcie się.
Teraz jedna kwestia. Chodzi o te moje oznaczenie was w komentarzu. Oczywiście nadal jak ktoś chce to będę go dodawał do mojej małej listy. Niemniej jednak doszły mnie słuchy że czasem przychodzą powiadomienia, czasem nie, chuj jedyny wie dlaczego. Jeden z dzidowców zasugerował inne rozwiązanie, dodajcie którąś z moich wrzut do ulubionych, czy do jakieś innej zakładki, i co jakiś czas patrzcie czy czegoś nowego nie wrzuciłem. Chodzi po prostu o to żebyście niczego nie przegapili, oczywiście to wszystko jeśli tylko chcecie. Narazie, i wypierdalam
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Tinder cz.9

49
Dziś was zaskoczę, mam trochę wolnego czasu, i w związku z tym, szybciej niż zwykle, przeczytacie kolejną część tego pierdolamento, zwanego życiem, albo tinderem. Ostatnią, wczorajszą część, skończyliśmy takim akcentem że poszedłem z nowo poznaną dziewoją, którą nazwaliśmy Agnieszką, do pizzerii.
Agnieszka, laska jakieś 4/10, albo nawet i 5/10 wydawała się być mocno wyluzowana, w związku z czym ja też byłem stosunkowo rozluźniony. Nadal z tyłu głowy chodziły mi myśli "Jesteś przegrywem" "Ta laska jest tu z tobą z litości", albo "Jak już przyszła to czemu zrezygnować z darmowej pizzy?". Wcale nie tak łatwo wyrzucić to wszystko z głowy, ale jakoś tak się starałem o tym nie myśleć. Poszliśmy do tej pizzerii (przy okazji był to ten sam lokal to z części 4, o tej grubej feministce), siedzimy, wpierdalamy, i nie powiem, byłem zaskoczony. Było miło. Nawet czułem się przez chwilę jakbym to ja, a nie pizza za którą miałem zapłacić, był głównym "daniem" tego wieczora.
Zanim przejdziemy do rozmowy muszę podzielić się pewną refleksją. Tinder to gra pozorów, konkurs na to kto wymyśla bardziej wiarygodne kłamstwa. Cel uświęca środki, jak to mówią. Moim celem było zaruchać, celem jakiegoś przegrywa może być tylko się poprzytulać, celem jakieś laski mogło być zjedzenie darmowej pizzy, albo zaliczenie bolca 20cm+ jakiegoś chada, na już szczytem marzeń mógłby być jakiś Mokebe - biedny imigrant z republiki środkowoafrykańskiej, z wielkim, murzyńskim naganiaczem. Ale chuj, czyiś marzeń się nie będę czepiał. Chcę tylko powiedzień że nic (albo niewiele) na tinderze jest prawdą - jestem tego dobitnym przykładem, na fotach które tam miałem niby byłem ja, ale jakiś taki ładniejszy, opis niby się zgadzał z prawdą, ale na tej zasadzie że jeśli pracuję z płynnym złotem to nie jestem jubilerem, ale kloszardem-degustatorem piwa VIP. To tyle w kwestii wyjaśnień.
Wróćmy jednak do sedna. Agnieszka skarżyła się że niedawno rzucił ją chłopak, ja w sumie jakiś czas wcześniej rozstałem się z moją pierwszą "miłością" - dziewczyną którą nazwałem Sylwia. Rozmawialiśmy sobie na różne tematy, w bardzo luźniej atmosferze. Było widać różnicę między laskami 25+, które są w większości studentkami z jakiś wioch, które często pracują, coś wynajmują, także inaczej patrzą na życie, i mają inne cele. A taka laska z liceum, Agnieszka? Byłem skory uwierzyć że faktycznie ma te 18-19 lat. Była momentami wręcz infantylna, ale chyba imponowała jej postać którą przed nią zaprezentowałem - nieco zmienionego siebie. Kłamałem, ściemniałem, byle tylko dostać to czego chcę.
Pizza się skończyła, piwo się skończyło, przyszło do płacenia. Oczywiście zostawiłem napiwek w wysokości mniej więcej połowy rachunku - bogaty by tak zrobił, nie? W sumie to kurwa nie wiem, nigdy nie byłem bogaty, ale tak wtedy pomyślałem. Poszliśmy pospacerować po parku, ciemność która nastała z uwagi na późno-wieczorową porę bardzo mi sprzyjała. To taka tutaj moja rada - jeśli jest ciemno i idziecie gdzieś z laską, to jesteście w lepszej pozycji niżli było by jasno, po ciemku jest bardziej, nie wiem, intymnie? Możesz też stwarzać pozory jakim to nie jesteś przechujem, i przy tobie jest bezpieczna. Chyba ta sztuczka mi się udała. Bez skrępowania zapronowałem że wezmę ją pod rękę, na co Agnieszka ochoczo przystała. Tak sobie szliśmy i gadaliśmy. O jakichś pierdołach, gdzie kto bywał na wakacjach, gdzie pracują rodzice, kiedy kto zdał prawo jazdy (Agnieszka oczywiście nie wiedziała że żadnego takiego dokumentu nie posiadam, a wręcz nie mam z nim nic wspólnego), i o tego typu rzeczach.
Park powoli zaczął się kończyć, i zbliżała się ulica, za którą był przystanek autobusowy. Jako dżentelmen zapronowałem oczywiście że ją odprowadzę, i poczekamy razem na autobus. I wtedy przypomniałem sobie pewną małą rzecz którą mi napisała wtedy gdy to ja na nią czekałem. Ale o tym następnym razem
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Tinder cz.8

44
Dobra, wracam w ten śnieżny wieczór, niektórzy z was czekali z niecierpliwością, inni z brakiem nadziei na kolejną część, obie kategorie z was postaram się w jakiś sposób zadowolić. Skończyliśmy na zakończeniu pseudo-związku z Sylwią, i moim powrotem do tindera, po kilkumiesięcznej przerwie. Muszę przyznać że ten śmieszny "romans" trochę mnie zmienił. Stałem się bardziej śmiały, nieco bardziej pewny siebie (ale tylko trochę), ale przede wszystkim bardziej bezwględny, co to znaczy "bezwzględny" dowiecie się za moment.
Wracając do tindera postanowiłem radykalnie zmienić moją taktykę, skończyło się kurwa, teraz postanowiłem sam wybierać laski, a nie umawiać się z każdą co potrafi napisać więcej niż dwa słowa w wiadomości (np. "U mnie spoko", albo "Hehe, spoko"), takie szlaufy od razu wypierdalałem z par, jak to się ładnie nazywało. Jednak z tą wzmocnioną selekcją mam na myśli głównie komunikatywność, i ewentualnie to jak dana laska reagowała na moje żarty, z twarzy nadal brałem wszystko na widok czego nie zwracam śniadania, tudzież obiadu.
Nie powiem, po moim powrocie do tindera brakowało mi jakieś takiej bliskości, i nie chodzi mi tu o ordynarne ruchańsko, a o jakąkolwiek inicjatywę ze strony dziewczyny, jak np żeby sama z siebie mnie przytuliła, albo pocałowała, albo chociaż kurwa powiedziała coś miłego, po mojej przygodzie z Sylwią mocno mi tego brakowało. Ale nie będę udawał "przegrywa z honorem" którego trzeba zdobywać. Gdyby pojawił się cień szansy że zarucham to brałbym na ostro, nawet świniaczka 120+VAT, albo jakąś różowo-włosą lewaczkę, ograniczał by mnie tylko dyndający chuj między nogami.
Tak więc z tymi potrzebami, i z tymi wymaganiami kontynuowałem swoje wojaże w tinderowo-dziwkarskim świecie. Pisałem z kilkoma laskami, jeszcze więcej przesunąłem w prawo, i zdobyłem sparowanie, aż w końcu trafił się mój następny cel. Młody lachon z liceum imieniem, powiedzmy, Agnieszka. Swoją politykę zmieniania imion postaciom prawdziwym będę kontynuował aż do samego końca, bez nerw chłopaki.
Popisaliśmy trochę, i postanowiliśmy się spotkać w pewnej pizzerii niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Ona też nie przyjechała z daleka, chociaż pochodziła niby spoza mojej mieściny z liczbą mieszkańców 400,000+, to z tego względu że ja mieszkałem na obrzeżach to ona też daleko nie miała.
Zanim wyszedłem ustaliłem taktykę działania. Koniec kurwa z byciem przegrywem, koniec kurwa z braniem na litość jaki to ja nie jestem samotny i nieszczęśliwy, jak się przekonałem z własnego doświadczenia laski nie chcą mieć wiele do czynienia z życią spierdoliną. Postanowiłem kłamać, udawać, i pierdolić głupoty, jak to mówią, cel uświęca środki. Oczywiście że mam samochód, ale przecież będę pił to nim nie przyjechałem. Oczywiście że mam własne mieszkanie, ale dopiero kupiłem, i narazie mieszkam u mamy. Myślałem nad własną firmą, ale jeszcze nad tym myślę. Tak, tak, jestem po studiach, wyjątkowo trudny kierunek. Tak jak mówiłem, tutaj na jbzd będę pisał jak było, i nie będę owijał w bawełnę, że niby jestem lepszy niż byłem. Może i jestem chujem (a przynajmniej w tych czasach byłem) ale chociaż szczerym.
Dobra, chuj, wrócmy do, jak to się mówi, sedna istoty tej rozprawy. Portfel zapchałem wypłatą, że niby taki bogaty, i pewnym krokiem ruszyłem w stronę miejsca naszego spotkania. Umówiliśmy się że będę czekał na nią na przystanku, konkretnie tramwajowym. Minął jakiś czas i wyszła ona, piękna nastoletnia Agnieszka. Kurwa, żartowałem xd. Wcale nie była kurwa piękna, a zdjęcia kłamały. Tak kurwa, tak się kończy bycie napaleńcem na tinderze. Wiek może i się zgadzał, ciało też niczego sobie, ale ta twarz zryta jakimś kurwa, solarium czy chuj wie czym. Nie był to jakiś paszczur, ale do laski 8/10 też jej trochę brakowało. No ale chuj, powiedziało się "A", trzeba powiedzieć "B". Poszliśmy do pizzerii, i tu, jak się możecie domyśleć kończymy na dziś, pozdro, z fartem, i już wypierdalam
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.11144709587097